poniedziałek, 23 lutego 2015

Epilog

Obudziłam się wtulona w szatyna. Było mi tak dobrze. Cały wczorajszy wieczór spędziliśmy na rozmowie. Do nikogo nie zadzwoniłam gdzie jestem i wyłączyłam telefon. Ale w sumie mam te 18 lat i mogą uszanować moją prywatność. Poza tym Ian wiedział gdzie jestem. Usta Chrisa lekko musnęły moje.
- Hej. - powiedział z ogromnym uśmiechem.
- Hej. - odparłam również uśmiechnięta.
Dawno nie czułam się tak dobrze jak dziś. Bezpiecznie, ciepło... Po prostu był obok i mogłam się nim w końcu nacieszyć. 
- Mogę się do tego przyzwyczaić. - mruknął mi do ucha delikatnie przegryzając jego płatek.
- Ja też. - odparłam mocniej się w niego wtulając. 
Zamknęłam ponownie oczy. Zadzwonił dzwonek do drzwi. Chłopak chciał wstać. Powstrzymałam go.
- Za chwilę wrócę. - szepnął i pocałował mnie po czym się oddalił.
Mógł chociaż wciągną na siebie jakąś koszulkę. Był ubrany w same szorty. Ja miałam na sobie jego koszulkę. Była na mnie jak sukienka, ale coś mi mówiło, że lepiej, żebym się ubrała więc szybko to zrobiłam. Siedziałam otulona kocem. Po chwili usłyszałam krzyki Olli'ego i Jonathana. Postanowiłam to przerwać. Nie mają prawa wtrąca się w moje życie. Byłam już dorosła. Skończyłam z tym, że wszyscy mogą mieszać się w moje życie lub miesza W moim życiu. Nie wiem co gorsze. Gdy tylko mnie zobaczyli chcieli się przepchnąć obok Chrisa, ale nie pozwolił im.
- Co tu robicie? - spytałam zła stając obok szatyna.
Chris lekko objął mnie i pocałował w policzek. Był zirytowany całym tym zajściem. Widziałam to po nim. Ja zresztą też. Mogliby chociaż trochę się pohamować i poczekać, aż wrócę do domu.
- Nie wróciłaś na noc! Nie wiedzieliśmy gdzie byłaś! - krzyknął John.
- Ian wiedział - odparłam - I nie miał nic przeciwko temu, żebym tu została.
Widziałam, że mocno zdenerwowałam mojego brata. Nie chciałam aż tak mu dołoży, ale tylko ostre słowa ostatnio do niego docierały. Miałam nadzieje, że te chociaż trochę pomogą.
- Teraz jesteś po jego stronie? - spytał wściekły Jonathan - Zostawiłaś nas tak?!
- Nie przeginaj. - wtrącił sucho Chris.
Cieszyłam się, że chociaż on (mimo, że nie lubi Ian'a) stał po mojej stronie. Za to go tak uwielbiałam.
- Nie wtrącaj się! - warknął Olly.
Miałam tego dość. Po prostu zamknęłam im drzwi przed nosami. Nie mieliśmy obowiązku przyjmować gości o 8 rano. Miałam ich dość i całej tej chorej sytuacji. Mocno przytuliłam się do szatyna. Pogłaskał mnie po włosach. Widział, że nie chciałam się z nimi kłócić, ale nie miałam wyboru. Nie pozostawili mi innego wyjścia.
- Dzięki siostra. - podniosłam wzrok. W przejściu nieco za nami stał Ian - Miło, że mnie bronisz.
- Po prostu mówię prawdę. - odparłam podchodząc do niego.
- To się chwali. - zaśmiał się, przytulił mnie i zniknął.
Wraz z szatynem poszliśmy do kuchni na jakieś śniadanie. Wyjrzałam przez okno. Na drugim końcu ulicy o motor opierał się John. Czyli chciał na mnie poczekać? To trochę sobie tam postoi. Nie mam zamiaru wychodzić od Chrisa bo on ma takie widzi mi się. Pomogłam szatynowi zrobić kanapki. Po posiłku, chłopak również ubrał się i zaproponował, że zawiezie mnie do domu. Nie miałam nic przeciwko. Lecz gdy tylko wyszliśmy nie wiadomo skąd pojawił się nie tylko Jonathan, ale Olly, Kenneth i James. Nie zdążyliśmy dojść do auta. Zablokowali nam drogę. Cholera! A było już tak dobrze. Chris złapał mocno moją rękę.
- Zostawcie nas w końcu. - powiedział wysuwając się lekko przede mnie.
Nie pozwoliłam mu na to. Wiedziałam jak są do niego nastawieni. Stanęłam tuż obok by móc w razie czego odeprzeć atak.
- Myślisz, że pozwolę, żeby moja siostra była z kimś takim jak ty? - wyśmiał go John.
- Ty nie, ale ja pozwolę. - cała czwórka odwróciła się zdziwiona patrząc na Ian'a.
Uśmiechnęłam się lekko. Podszedł do nas. Miałam nadzieje, że nam pomoże. W końcu teraz to miałam tylko jego.
- Obaj wiemy, że Chris będzie dla niej lepszy niż Olly. - powiedział Ian co nieco mnie zdziwiło - Każdy ma swoje za uszami. Ale on dba o Jasmin. Póki tak jest powinieneś ich zostawić. Bo co to za życie bez ryzyka, nie? - uśmiechnął się do mnie i puścił oczko znikając nim blondyn przebił jego serce.
Miałam już dość tego co oni wszyscy robią. Jak mogli? Przecież ja chciałam normalnie żyć. Złapałam szatyna za rękę i pociągnęłam w stronę auta. Po chwili jechaliśmy.
- Wyjeżdżamy? - spytał zerkając na mnie.
- Jak najdalej. - przyznałam - Chodź na kilka dni.
Z ogromnym uśmiechem przycisnął gaz do dechy.

Kilka godzin później byliśmy w jakimś małym hotelu. Chris wynajął pokój. Leżałam zupełnie bez życia na łóżku. Kiedy szatyn wyszedł spod prysznica usiadł koło mnie. Przytulił mnie. Chciałam, żeby moje życie wyglądało nieco inaczej... W końcu to, że jestem łowcą nie oznacza tego, że nie mogę żyć jak inni, prawda? Westchnęłam.
- Co? - spytał chłopak bawiąc się moimi włosami.
Zwróciłam głowę w jego stronę. Spojrzałam w jego oczy.
- Możemy żyć normalnie? - jeszcze się tym łudziłam.
- Nie. - moja mina wyrażała rozczarowanie i smutek. Chłopak uśmiechnął się - Ale możemy żyć razem. To się liczy, prawda?
Namiętnie go pocałowałam. Był naprawdę słodki. Nie wiedziałam, że potrafi taki być.


*Kilka lat później*
Tak bardzo za nim tęskniłam. Za jego oczami, ustami, dotykiem... Za tym, że każdego wieczora szeptał mi, że mnie kocha, a każdego ranka witał mnie pocałunkiem. Niestety. Kiedy tylko Rada dowiedziała się o naszym związku zabrali Chrisa, a ja stałam się śmiertelna. Nikt nie wiedział jednak, że byłam z nim w ciąży. Urodziłam jego córkę. Naszą córkę. Moja rodzina ją zaakceptowała. Szczególnie pokochał ją Ian. On również nie widziała świata poza wujkiem. Ian i John pogodzili się gdy mogłam stracić życie podczas porodu. Cieszyłam się z tego. Okazało się, że Nina została moim aniołem i często się widywałyśmy. Zmieniła się. Zostałyśmy najlepszymi przyjaciółkami. Olly pogodził się z tym, że go nie kocham i zawsze będziemy przyjaciółmi. Cieszyłam się z tego. Szłam z Rooney na łąkę. Nigdy nie opowiadałam jej o tacie. Nigdy nie dowiedziała się jaki jest. Teraz nadszedł czas. Mała miała już 10 lat. Rozumiała co raz więcej. Usiadłyśmy na trawie przodem do siebie.
- Rooney, czas żebyś dowiedziała się kim był twój tata. - zaczęłam powoli.
Na ustach małej zagościł uśmiech. Miała go po nim. Zresztą oczy też. Tylko włosy odziedziczyła po mnie. A właściwie ich kolor. 
- Jaki był? - spytała przypatrując mi się.
Uśmiechnęłam się.
- Zawsze się o mnie troszczył. Nigdy nie zostawiał samej. Został ze mną w najtrudniejszej sytuacji mojego życia. Kochał mnie. I ciebie też by pokochał, ale nie wiedział o tobie.
- Dlaczego odszedł?
- Nie z własnej woli. Zabrali go do więzienia przez naszą miłość. Nie oznacza to, że była zła. Przeciwnie. Była dobra, ale nasze prawo jest takie. Nic nie mogliśmy zrobić.
Rooney zastanowiła się chwilę. Na jej czole pojawiła się mała zmarszczka.
- Jak wyglądał?
- Był wysoki. Miał czarne włosy i brązowe oczy. Uśmiech zupełnie jak twój. - małą ponownie się uśmiechnęła.
- Mamo, czy ty nie opisujesz tego anioła, który nad tobą czuwa?
Zdziwiła mnie. Co?
- Jakiego anioła? - odparłam.
- Jasmin... - usłyszałam jego miękki głos za moimi plecami.
Natychmiast odwróciłam się i wstałam. Stał tam. Cały i zdrowy. Taki jak 10 lat temu. Natychmiast wpadłam w jego ramiona. Mocno mnie przytulił.  Delikatnie głaskał po włosach.
- Zauważyłaś, że nie postarzyłaś się od tamtego czasu? - spytał z ogromnym uśmiechem.
- Idiota. - mruknęłam odwzajemniając jego gest.
- Dziękuję Rooney. - powiedział przytulając małą - Bez ciebie by się nie udało. Kocham cię.
- Ja ciebie też tato.
W moich oczach pojawiły się łzy. Spiskowali przede mną. Widocznie trzymali Chrisa kilka lat, a teraz spiskował z naszą córką by zrobić mi niespodziankę. Po chwili ja również byłam w jego ramionach.
- Kocham was obie. - wyszeptał.
- I my ciebie. - odparłam.
I znów złączył nasze usta w pocałunku.





















________________________________
Postanowiłam napisać 17 już jako epilog
napisałam prawie wszystko co chciałam w jednym zamiast rozpisywać się na kilka rozdziałów ;)
Założyłam nowego bloga ;)
mam nadzieje, że  nie zawiedliście się na mnie, a na nowym blogu czekamy na zwiastun i szablon (mam nadzieje, że moje zamówienia zostaną przyjęte ;))
więc do zobaczenia w następnym rozdziale naszej nowej przygody ;)

niedziela, 22 lutego 2015

Hej!

No wiecie... więc chyba no... zawieszam bloga.
Naprawdę nie chcę, bo lubię go pisać, ale nie wiem czy umiem patrząc na co raz słabsze rozdziały ;0
Na pewno dodam jeszcze 17 a potem zostawię i może kiedyś tu wrócę, bo naprawdę fajnie mi się tu pisało ;) mam nadzieję, że nie zrezygnujecie z mojego kolejnego bloga ze względu na tak częste zmiany ;) obiecuję się poprawić! przynajmniej będę się starać ;)

Rozdział 16

Myślę...
Tak?
On nie jest zły. Po prostu został skrzywdzony....


Nie mogłam w to uwierzyć. Że niby to prawda? Ale jak? Dlaczego? Jak to się stało? Miałam wrażenie, że moje myśli wypełniają całe pomieszczenie i każdy może je usłyszeć. Aż huczało mi w głowie. Potrzebowałam chwili. Nie. Sama nie wiedziałam... Co zrobić w takim momencie? Poczułem lekkie objęcia Chrisa. Spojrzałam nie niego.
- Jak... to się stało? - spytałam.
- Nie powiedzieli ci? - odparł Ian - Kochana rodzinka. Otóż gdy w związku takim jak dwoje łowców jest pewne zagrożenie, że jedno dziecko na pięcioro może urodzi się demonem. Zdarza się to rzadko, ale spójrz! Twój brat jest demonem!
Nagle John przystawił ostrze do gardła Ian'owi. Byłam zła? Nie. Bałam się. Ale nie o Jonathana, a o Ian;a. Postanowiłam jakoś zareagowac. Nie mogłam pozwolic na to by John zabił Ian'a. Odepchnęłam mojego brata. Ian spojrzał na mnie z podziwem i otrzepał ubranie.
- Jesteśmy kwita. - stwierdził.
- Nie. - odparłam.
- A co chcesz czegoś jeszcze?
Mimo wszystko, mimo tej poważnej sytuacji ton chłopaka wywołam uśmiech na moich ustach.
- Można tak powiedzie. - odparłam.
- Co? - zmarszczył czoło robiąc śmieszną minę.
- Na razie zjeżdżaj, a potem pogadamy.
Uśmiechnął się i zniknął. Uff... Ratujmy tą rodzinę! Jej... I ten zapał w moim głowie. Moja podświadomośc jest nie do wytrzymania. Chris również spojrzał na mnie z uśmiechem. Jednak wszyscy oprócz niego (nawet dziewczyny) patrzyli na mnie z ukosa. No to czas na krótkie wyjaśnienia.
- Ian mi pomógł jak zaatakowały mnie demony. - wyjaśniłam.
- Straciłaś rozum?! - krzyknął na mnie Jonathan - Mogłem go zabic tak jak on mnie kilka lat temu! Wszystko... - Olly pociągnął go w tył hamując jego dalszą wypowiedź.
Nie umiałam się powstrzyma. Musiałam mu coś odpowiedziec. Cokolwiek, w obronie mojego drugiego brata.
- Może nie powinieneś byc taki jak on. - odparłam i wyszłam wraz z szatynem.
Ta cała sytuacja mocno mnie denerwowała. Nie do końca wiedziałam jak mogę się zachowa, a jak powinnam. Pojechaliśmy pod dom szatyna. Szybko znaleźliśmy się w jego mieszkaniu. Zapalił światło.Usiadłam na kanapie.
- Jesteś głodna? - spytał.
- Trochę.
- Coś przygotuję. - uśmiechnął się.
- Pomogę ci. - odparłam.
Poszliśmy razem do kuchni. Postawiłam na naleśniki. Gdy zrobiłam ciasto chłopak stanął przy kuchence. Położył na jeden z palników patelnię. Spojrzał na mnie i powiedział:
- Patrz i ucz się od mistrza.
Uśmiechnęłam się i uniosłam brew.
- Mistrzu naleśnik ci się pali.
- Cholera! - natychmiast odwrócił się i przewrócił placek podrzucając go do góry.
Przyglądałam się z małym zachwytem. Cieszyłam się, że znów mogłam by u niego w domu, z nim. I można powiedzie nie musiałam się niczym martwic. Z tego byłam bardzo zadowolona.
- Naucz mnie. - podeszłam do niego.
Postawił mnie przed sobą. Chwilę czekaliśmy, aż naleśnik nieco się zarumieni. Złapałam rączkę. Chłopak położył na moją dłoń swoją. Jednym zręcznym ruchem podrzucił naleśnik, następnie szybko łapiąc go z powrotem na patelni. Uśmiechnęłam się. Nie ma to jak dobry nauczyciel. Chris lekko pocałował mnie. Odwróciłam się do niego przodem. Mocniej mnie przyciągnął i posadził na blacie.
- Ręce przy sobie. - usłyszałam głos Iana.
Spojrzałam na niego. Luźno opierał się o framugę drzwi. No tak. Przecież z niego taki luzak. Zaśmiałam się w duchu. Może dzisiaj nie jest aż tak pechowym dniem jak myślałam?
- Załapię się? - spytał.
- Jasne. - odparłam.
Mój brat usiadł na jednym z krzeseł przy małym stole. Widziałam, że między nim, a Chrisem nadal było małe spięcie. Miałam nadzieję, że ze względu na mnie to zniknie. Lecz może nie miałam takiej mocy. Kiedy wszystkie placki upiekły się przełożyłam je dżemem i zabraliśmy się do jedzenia.
- O czym chciałaś porozmawia? - spytał Ian.
Nie potrafiłam teraz nawet myślec o nim jako o demonie.
- O przeszłości. Opowiesz mi coś? Podpowiem, zacznij od początku.
Zaśmiał się. Oparłam się o szatyna. Mocniej mnie do siebie przytulił. W ich towarzystwie wcale nie czułam się jak łowca, ale jak zwykła nastolatka, która je obiado-kolację z chłopakiem i bratem.
- Więc urodziłem się siedem lat przed tobą. - zaczął - Bill i Martha od początku wiedzieli, że jestem inny. Jednak coś nie pozwalało im mnie porzucic. Kochali mnie. Na początku. - musiał to podkreślic - Żyłem normalnie jak każdy dzieciak. Nie licząc tego, że umiałem "latac" i takie tam. I kiedy ty się urodziłaś wszystko się zmieniło. Zajmowałem się tobą prawie cały czas. Gdy znikałem ci z oczu płakałaś. Lubiłaś gdy opowiadałem ci bajki i uwielbiałaś się do mnie przytulac. - uśmiech zatańczył na jego ustach - Jednak kiedy rodzice cię oddali dwa lata później nie zrozumiałem tego. Sam do tego doszedłem pięc lat później. W wieku 14 lat opuściłem dom. Zrozumiałem, że przeze mnie cię oddają. Bo boją się, że cię skrzywdzę. I to w skrócie cała historia. - mruknął - Późno już. Muszę się zbiera.
Wstał. Jednak poczułam jakąś wewnętrzną potrzebę by się do niego zbliży. Pokazac mu, że to, że jest demonem nie jest złe. To zależy tylko od niego czy robi dobrze czy źle. Wstałam za nim.
- Ian? - odwrócił się do mnie przodem - Dzięki. - przytuliłam go.
Na początku nie zareagował. Nie wiedział jak. Lecz po chwili odwzajemnił mój uścisk. Zaśmiał się pod nosem. Puścił mnie.
- Trzymaj się. - mruknął i zniknął.
Poczułam jak Chris przytula mnie od tyłu. Moje ręce pokryły się z jego.
- Mocno się nie lubicie? - spytałam spoglądając w jego oczy.
Aby to zrobi musiałam przechylic głowę w tył. Chłopak uśmiechnął się. Uwielbiałam jego uśmiech. Co raz bardziej zaczęłam sobie zdawac z tego sprawę.
- Aż tak to widac? - odparł pytaniem.
- Nie. - musnęłam jego usta.
Pociągnął mnie za rękę do pokoju. Usiedliśmy na kanapie. Przytuliłam się mocno do niego. Głowę oparłam na jego ramieniu, a jego ręka mocno przyciągała mnie do niego.
- Film? - spytał.
- Jaki?
- Nie wiem... Co powiesz na... - zaczął przegląda program telewizyjny - Poza zasięgiem?
- Starczy mi przemocy w prawdziwym życiu.
Ne jego ustach zatańczył uśmiech. No przepraszam, ale taka była prawda. Mocniej się w niego wtuliłam.
- A "Bad Boys"?
- Kocham ten film, ale nie dziś.
Westchnął. Wiem, że jestem wybredna, ale nie potrzebuję większego poziomu agresji niż tego co już osiągnęłam. Starczy mi. Czasami przeraża mnie to jak spokojnie reaguję na wszystkie wiadomości. Masz brata -ok. Masz ojca... Nie ok. Ok. Poddaję się.
- No dobra, to "Powiedz, tak"?
- Tak.
- Tak, że oglądamy film, czy po prostu powiedziałaś "tak"?
Spojrzał na mnie. Rozśmieszył mnie tym masłem maślanym. Jak go to nie kochac? Chyba wpadłam po uszy. Nie powinnam?
- Tak, że oglądamy.
- Ok.
Film trwał nie długo lecz zdążyliśmy się pośmiac. Lubiłam tę komedię romantyczną. Leżałam wtulona w ciepłe ramiona chłopaka. Chris pocałował mnie w czoło. Przeszedł mnie ciepły dreszcz. Lubiłam to uczucie.
- Wiesz, ja tak naprawdę nigdy nie wiedziałem co to miłośc. - mruknął.
- Ale jako człowiek...? - nie skończyłam.
- Nie pamiętam. - westchnął patrząc w sufit.
Dopiero po chwili zerknął na mnie. Moja ręka spoczywała na jego torsie, a na drugiej podparłam głowę. Uważnie przyjrzałam się jego twarzy. Obrócił się ku mojej twarzy. Uśmiechnęłam się do niego lekko.
- Miłośc to, to dziwne uczucie, które odczuwasz zawsze wtedy gdy ta osoba, którą kochasz jest blisko. Często zdarza ci się o nią martwic. Ale przeważnie jesteś gotów oddac za nią życie.
- To wychodzi na to, że zakochałem się w tobie już dawno.
Zaśmiałam się, a on złączył nasz usta w namiętnym pocałunku.























_______________________________________________
Kto się nie spodziewał takiego zwrotu akcji łapaka w górę!
Znów piszę na komputerze, który nie piszę "ć" <---- (to skopiowałam z google ;))
mam nadzieje, że podobają wam się rozdziały i że się nie opuszczam, chodź trochę nie idzie mi z opisami, ale postaram się to porawic ;)

sobota, 21 lutego 2015

Rozdział 15

Dlaczego jej nie powiedzieli?
Kłamstwo koi, prawda rani...


Strach. To właśnie to uczucie kazało mi uciekać. Jednak siedziałam jak sparaliżowana. Wcześniej nie zauważyłam tego, ale chłopak zmienił się. Zapuścił lekki zarost, włosy mu podrosły, przypakował... Jednak dla mnie był tą samą osobą, która mnie zostawiła... Tak po prostu. Bałam się. Tego, że znów może mnie zostawić. Moje zaufanie zmieniło się. Jednak, czy jest możliwość "odbuduj"? Chcę by on z tej opcji skorzystał...
Jego usta delikatnie musnęły moje. Widząc, że nie uciekam, nie próbuję go odepchnąć pocałował mnie. Tak bardzo tęskniłam, za jego słodkimi ustami. Jego, krótki zarost lekko drażnił moją skórę. Sama nie wiem co teraz czułam. Wiedziałam, że nie mogę go stracić. Moje ręce objęły jego szyję. Ten pocałunek co raz bardziej pozbawiał mnie tlenu, choć miałam wrażenie, że to Chris nim jest. Że jest całym moim powietrzem... Wtuliłam się w jego ciepły tors lecz z moich oczu nadal leciały łzy.
- Czemu płaczesz? - spytał.
- Boję się. - przyznałam cicho.
Spojrzał w moje oczy mocno mnie przytulając. Poczułam błogi spokój. Przy nim byłam bezpieczna.
- Czego?
- Że to tylko sen.
Uśmiechnął się. Delikatnie wytarł moje policzki, a jego kciuk przejechał po moich rozchylonych wargach.
- W takim razie śnimy oboje.

Obudziłam się. Spojrzałam na prawo. Znajdowałam się w moim pokoju w Londynie. Coś nie grało. Motor stał pod domem. Gwałtownie zerwałam się z łóżka. Bałam się. Czyli to wszystko był sen? W śnie śniłam, że będzie lepiej, że wyjechałam? Odwróciłam się tyłem do okna. Na łóżku siedział Chris i przyglądał mi się z lekkim uśmiechem. Kiedyś go zabiję. Ale nie umiem opisać jaka ogarnęła mnie ulga widząc go. Rzuciłam mu się na szyję tak, że wylądowaliśmy na łóżku. Leżałam na nim. Mocno mnie obejmował.
- Wariatka. - mruknął z uśmiechem.
- A jakieś "dzień dobry"? - spytałam ironicznie, z ogromnym uśmiechem na ustach.
Pocałował mnie przyciągając jeszcze mocniej o ile było to możliwe. Wspomnienia wczorajszego pocałunku wróciły. Dziś też pozbawił mnie oddechu.
- Hej. - powiedział patrząc mi w oczy.
- Hej. - odparłam.
Nie mogłam oderwać wzroku od jego czekoladowych tęczówek. Hipnoza? Magia? Nie, po prostu Chris. To by wiele wyjaśniało. Odgarnął mój niesforny kosmyk włosów, za ucho. Moje dłonie opierały się na jego torsie.
- Właściwie jak się tu znaleźliśmy? - spytałam.
- Jak zasnęłaś zadzwoniłem po Lucasa. Pomógł mi trochę i uwinąłem się do północy.
- Sprytnie.
- Bardzo.
Jego usta znów były bardzo blisko. Jednak przerwało nam głośne naciśnięcie klamki. Usiedliśmy na łóżku, Do pokoju wparowała Mara. Kiedy nas zobaczyła nie wiedziałam co czuła. Przez jej twarz przemknęła radość, która szybko została zastąpiona złością.
- Ty ją namówiłeś do wyjazdu! - oskarżyła Chrisa.
Chciałam zaprzeczyć. Wyjaśnić. Lecz blondynka wybiegła z pomieszczenia. Byłam pewna, że zadzwoni po Olli'ego lub John'a.
- Dlatego wyjechałem. - mruknął mi do ucha - Bo wszyscy, którzy są ci bliscy mnie nienawidzą.
- Co z tego. - spojrzałam w jego oczy, a moja ręka podążyła do jego policzka - Skoro ja cię kocham.
Uśmiechnął się szeroko po czym zniknął. Z delikatnym uśmiechem wyciągnęłam czyste ubrania i poszłam do łazienki. Wzięłam szybki prysznic i związałam włosy w wysoką kitkę. Naciągnęłam na siebie niebieskie jeansy i beżowy sweterek na długi rękaw. Zeszłam na dół. Nikogo nie było. Wlałam sobie do kubka kawy i zrobiłam kanapkę z sałatą, pomidorem i ogórkiem. Podczas mojego śniadania do domu, niczym antyterroryści, wparowali: nie dość, że Olly i Jonathan to jeszcze mój ojciec. Świetnie. Mara zawiadomiła wszystkich, którzy faktycznie są przeciwko szatynowi. Ale czy coś może zmienić moje uczucia? Wydaje mi się, że nie.
- Jasmin. - John podszedł do mnie z ulgą.
Mocno go przytuliłam. Cieszyłam się, że znów go widzę po tych dwóch tygodniach. W końcu ile można.
- Gdzie Chris? - spytał Olly.
Był zły. Miał napięte mięśnie i spięty ton głosu. Wiedziałam, że najchętniej zabiłby szatyna, ale nie mogłam na to pozwolić. Postanowiłam zastosować inną taktykę. Proszę nich się uda.
- Chcecie dopaść osobę, która się mną zajęła po napaści demonów? Powinniście być mu wdzięczni. Pewnie jak by mnie nie znalazł to bym zmarła w tej uliczce i zostałabym zjedzona jak moja poprzedniczka.
Może nieco koloryzowałam, ale muszą w końcu zaakceptować to, że Chris nie chce mnie skrzywdzić. Mimo, że jest Upadłym, dla mnie to mój Anioł Stróż. Czego chcieć więcej? Wszyscy stali w osłupieniu nie do końca rozumiejąc to co powiedziałam. Potrzebowali widocznie chwili na przetrawienie tych informacji. Eh... No dobrze.
- Idę poćwiczyć. - powiedziałam ściągając kurtkę z wieszaka.
Naciągnęłam ją na ramiona i wyszłam. Przed domem stał czarny mercedes. Z uśmiechem usiadłam na miejscu pasażera (z przodu).
- Jeszcze mnie nie dorwali. - mruknął z uśmiechem szatyn.
- Może jednak ich przekonam, że nie jesteś groźny. - ruszył z piskiem opon.
Na pewno domyślą się, że z nim pojechałam. Ten mój idiota... Spojrzałam na niego znacząco.
- Przepraszam. - powiedział z typowym dla niego, cwaniackim uśmiechem - Nie mogłem się powstrzymać.
Nie jechaliśmy długo, ale za to w ciszy. Na szczęście nie ciążyła mi ona. Po chwili chłopak zaparkował. Wysiedliśmy. Jego dłoń złapała moją. Splótł nasze palce. Mocno mnie trzymając ruszył do przodu. Po chwili miałam piękny widok na London Eye. Moje ulubione miejsce... Usiedliśmy pod drzewem. Szatyn objął mnie. Moja głowa spoczęła na jego ramieniu. Przeszło mnie przyjemne ciepło. Dobrze mieć go znowu blisko.
- Obiecaj, że więcej mnie nie zostawisz. - poprosiłam.
Jego wargi przyległy do mojego czoła. Przymknęłam oczy ciesząc się jego gestem.
- Już nigdy. - mruknął cicho.
Uśmiechnęłam się. Skończyłam 18 lat. Od początku tego roku nie chodzę do szkoły. Cały mój czas zajęły treningi. Kiedy Ian zaczął podburzać demony musieliśmy się przygotować. Ale... W mojej głowie pojawiło się pytanie: Jakim cudem mój ojciec wrócił? Przecież Ian go zabrał... Może się uwolnił.
- Jasmin, - zaczął chłopak, a ja spojrzałam na niego - Gdyby coś znowu mi się stało... - przerwałam mu.
- Ian nas nie zaatakuje. - odparłam.
Przyjrzał mi się uważnie. Próbował odczytać z mojej twarzy to co starałam się ukryć. Nie powinien się dowiedzieć o pomocy demona.
- Kiedy wczoraj cię znalazłem to on był przy tobie, prawda?
Patrzył na mnie wyczekująco. Westchnęłam. Mimo, że Ian o to nie prosił wiedziałam, że nie chciał by ktokolwiek wiedział. Ale ufałam Chrisowi. Bezgranicznie.
- Tak. Pomógł mi. Proszę nie mów nikomu.
Zaniepokoił się. Widziałam to po jego oczach. Nie miał powodu żeby się martwić. Wszystko było ok.
- Opowiedz mi to. - poprosił.
- Napadły mnie demony. Zabił tego ostatniego i uleczył moją ranę, a potem odszedł i ty się pojawiłeś.
Przytuliłam się do niego mocniej. Miałam złe przeczucie. Zazwyczaj się sprawdzało. Tym razem nie mogło. Nie mogłam go przez to stracić. Tego naprawdę się bałam. Zobaczył to w moich oczach. To, że boję się jego odejścia. Mocno mnie przytulił i cmoknął w czubek głowy.
- Nie martw się. - szepnął - Po prostu... zastanawiam się co go podkusiło, żeby ci pomóc.
- Mnie też to zastanawiało. - przyznałam.
- Powinnaś pogadać z ojcem i bratem.
Zgodziłam się skinieniem głowy. Pojechaliśmy do fabryki. Miałam nadzieje, że będzie mógł ze mną zostać. Nie miałam ochoty rozstawać się z nim nawet na chwilę. Weszliśmy. Chłopak zamknął za nami ciężkie drzwi. Gdy tylko wyszliśmy z cienia ojciec i Jonathan wyciągnęli bronie.
- Dajcie spokój, dobra? - poprosiłam przytulając się do chłopaka.
Stanęliśmy kilka metrów od nich. Nie chciałam by coś naprawdę stało się Chrisowi.
- Chcę porozmawiać. - zaczęłam.
- O czym? - spytał Bill uważnie przyglądając się szatynowi.
- O Ian'ie.
Jak na zawołanie usłyszałam:
- Hej Jasmin. - demon pojawił się koło mnie.
Chcieli go zaatakować. Stanęłam przed nim. Zdziwiłam ich. Nie mogli go skrzywdzić. Pomógł mi.
- Czemu chcecie go zabić? - spytałam.
- Braciszku znowu się spotykamy. Jesteś jakiś żywy. - powiedział.
Zamurowało mnie.


















________________________________________
Co myślicie o takim zwrocie akcji? ;)
Jeśli macie jakieś uwagi to w komentarzu ;)
Tymczasem ;) lecę i do zobaczenia ;)

piątek, 20 lutego 2015

Rozdział 14

Dlaczego ranisz? Ciągłe wypadki nie mają miejsca
To wszystko nie dzieje się po prostu przypadkiem


Znów wynajęłam mały pokoik w motelu na przedmieściach. Skoro już tu byłam postanowiłam zahaczyć o najsławniejszą dzielnicę - Hollywood. Był wieczór kiedy przyjechałam i oślepiało mnie światło płynące z różnych budynków. Wow. Nigdy czegoś takiego nie widziałam. To zostało mi jeszcze zaliczyć karnawał w Rio. Uśmiechnęłam się pod nosem. Weszłam do przepełnionego baru. Zamówiłam jakiegoś fast food'a i usiadłam przy jedynym wolnym stoliku. Westchnęłam. Tęskniłam trochę za Londynem, ale czułam, że nie mogłam jeszcze wrócić. Po chwili dostałam zamówienie. Nie śpieszyłam się z jedzeniem. W końcu byłam tu wolna. Dotknęłam mojego ramienia. Była na nim lekko wypukła kreseczka, nic poza tym. Trochę czułam się naznaczona. Może to głupie, ale tak było. Zaczęło mnie to zastanawiać. Właściwie jak Ian mnie uzdrowił? Kiedyś Olly mi wspomniał o bibliotekach dla takich jak my. Są tam książki, które zawierają wszystkie wiadomości. Podobno znajdują się w instytutach. Więc znów trzeba zacząć szukać. Zapłaciłam i opuściłam lokal. Skierowałam się do motelu. Całą noc obracałam się z boku na bok. Nie mogłam spać. Coś mi nie dawało. Kiedy tylko budzik wybił 6 wstałam i ubrałam się. Standardowy zestaw (bokserka, rurki i kurtka), Odpaliłam motor i jeździłam po całym mieście. W końcu na obrzeżach dostrzegłam budynek z napisem INSTYTUT. Chodnikiem szła jakaś starsza pani. Postanowiłam spytać ją, czy to na pewno to miejsce.
- Przeprasza, - spojrzała na mnie - Czy w tym budynku mieści się...? - przerwała mi.
- Co ty opowiadasz? To ruiny dziecko. - odeszła śmiejąc się.
Tak. To na pewno tu. Ciekawe jak to maskowali? Są na to jakieś zaklęcia? Zostawiłam motor z prawej strony pod małym daszkiem i weszłam do środka. Było całkiem przytulnie, a przede wszystkim ciepło. Tylko nigdzie nie było żywej duszy. Obym nie powiedziała tego w złą porę. Szłam wąskim korytarzem, póki nie doszłam do drzwi z plakietką: BIBLIOTEKA.
Po cichu otworzyłam je i weszłam. W tym pomieszczeniu dopiero się działo. Anioły i łowcy. Zamęt, który tam panował był po prostu chaosem. Jak to możliwe, że było tu tak cicho? Jakiś anioł przeleciał nade mną z książkami w rękach. Dobrze, że schyliłam się, bo mogłam oberwać naprawdę grubą książką. Zeszłam z kilku schodków, które były pod drzwiami, a nagle wszystkie oczy zwróciły się ku mojej osobie. Em... Zrobiłam coś nie tak? Nie wiem, może mam brudną twarz, albo co... Po chwili podeszła do mnie starsza kobieta, z okularami na nosie. Jak na swój wiek mała bardzo intensywnie czarne włosy.
- Witaj Jasmin. - powiedziała z uśmiechem, a po sali rozległ się szmer - Czekałam na ciebie.
Stop. Przyjechałam do Los Angeles, tak? Nikogo nie znałam, tak? Poszłam do INSTYTUTU, tak? I jakaś kobieta mi mówi, że na mnie czekała?! To chora sytuacja jest! Dotknęłam skroni i próbowałam to jakoś sobie poukładać w głowie by przy wszystkich nie wybuchnąć. To byłoby przecież niegrzeczne... W dupie to mam! Niegrzeczne?! Co tam, że obca kobieta na mnie czekała, no cóż przecież tak się zdarza... Czy ktoś mi wytłumaczy co się do cholery dzieje?!
- Chodź za mną. - powiedziała i nie czekając na odpowiedź ruszyła.
Otworzyła ciężkie, drewniane drzwi i zapaliła w małym pomieszczeniu światło. Pokój może i nie był mały, ale zagracony książkami. Kobieta szybkim ruchem odgarnęła kosmyk włosów za ucho.
- Tu możesz poczytać to co się interesuje. Tylko wyjdź najpóźniej przed 18.
Wyszła zostawiając mnie samą. No dobra. Westchnęłam i podeszłam do regałów. Przyglądałam się tytułom po czym wyciągnęłam jedną z cieńszych książek: "Demony cz.1". Otworzyłam mniej więcej w połowie. Po piśmie i datach domyśliłam się, że są to zapiski. Zaczęłam czytać:
"Rzym 1983r.
Zaprzyjaźniłem się wtedy z demonem. Trudno w to uwierzyć, ale nie wszystkie są złe. Kiedy tamtego wieczora wyruszyłem na polowanie zaskoczyła mnie ich ilość. Przynajmniej 15 bestii czekało, aż wyjdę z bezpiecznego mieszkania. Postanowiłem stoczyć walkę chodź spodziewałem się mojej porażki. Lecz udało mi się zabić wszystkich. Ja również byłem w krytycznej sytuacji. Traciłem co raz więcej krwi z ran od ich ostrych pazurów. Znalazł mnie mój przyjaciel. Nie wiedziałem czego chciał dokonać. Jednak zabrał mi sztylet i rozciął swoją dłoń, a jedną kroplę krwi wyciskał do każdej z ran. Byłem bardzo osłabiony więc odstawił mnie pod drzwi domu (demony nie mogły przekraczać naszych progów). Następnego dnia obudziłem się zupełnie sprawny. Nie wiem dlaczego ale ich krew leczy. Jednak mimo to nie zmieniłem się w demona. By mnie wyleczyć użył zbyt mało krwi by mogły zajść we mnie jakieś zmiany. (...)"
Wow. Czyli nie jestem pierwszą osobą, która się z tym spotyka. Lektura mnie mocno wciągnęła. A kiedy doczytałam do końca miałam jeszcze godzinę. Postanowiłam wziąć kolejną książkę, ale tym razem o Upadłych. Znalazłam dość ciekawą informację.
"(...) Upadły anioł nie zawsze radzi sobie z porażką. Nie zawsze potrafi znieść powód dla, którego musiał zostać odwołany. To trudne, dlatego niektórzy z nich stają się demonami. Inni po prostu się zmieniają często na gorsze. Może mogła by im pomóc bliska osoba, ale stracili wszystkich w chwili śmierci. (...)"
To trochę wyjaśnia zachowanie Chris'a. Był dziwnie nastawiony do świata. Tak obojętnie. Może właśnie dlatego, że się obwinia? A ja nawet nie dowiedziałam się dlaczego... Zamknęłam książkę z hukiem, a w powietrze wzbił się kurz ze stołu. Odłożyłam lekturę na miejsce i wyszłam. Idealnie zmieściłam się w czasie. Zaczęło padać. Byłam w idealnym nastroju by pozabijać kilka demonów. Wsiadłam na motor i pojechałam do centrum miasta. W pewnej ciemnej uliczce znalazłam jednego demona. Pierwszy raz widziałam takie okrucieństwo. Zabił człowieka. A potem się nim żywił. Wbiłam sztylet w jego plecy.
- Przyszłaś w złym czasie. - usłyszałam za sobą jadowity głos.
Gdy się odwróciłam stało za mną kilkanaście demonów. Nie byłam w stanie ich zliczyć. Cofnęłam się pod samą ścianę. Co teraz? Co teraz? Myśl. Nie panikuj. Spokojnie. Nie o taką przygodę mi chodziło gdy wyjeżdżałam. Podchodzili co raz bliżej. Zabiłam pierwszego z nich. Reszta zatrzymała się na chwilę.
- Nie podchodźcie, bo spotka was to samo. - powiedziałam pewnym głosem jak na strach, który czułam.
Wszystkie wybuchnęły śmiechem i ponownie ruszyły ku mnie. Po chwili poczułam pazury rozrywające moją koszulkę. Wciągnęłam brzuch, ale zdążył mnie zadrapać. Bolało. Zabijałam je, ale miałam wrażenie, że przybywało ich co raz więcej. Co chwila czułam się słabsza. Nie byłam w stanie już sama się obronić. Został ostatni. Bez trudu wytrącił mi sztylet z ręki. Podparłam zimną ścianę, gołymi plecami. Materiał, który został z mojej koszulki spadł na ziemię. Z kurtki również nic nie zostało. Bałam się. Lecz nie zdążył mnie skrzywdzić. Coś go zabiło. Coś sprawiło, że padł na kolana i wyparował jak inni. Bezsilnie opadłam na mokry beton. Deszcz przybrał na sile, zmniejszając moją widoczność. Podszedł do mnie mężczyzna i dopiero gdy klęknął mogłam ujrzeć jego twarz.
- Ian... - szepnęłam trzęsąc się.
- Zabiję je! - warknął pod nosem.
Szybko uleczył moją ranę. Usłyszałam kroki.
- Trzymaj się. - wyszeptał i zniknął.
Moje powieki zbyt mi ciążyły, ale nie dałam się. Byłam na tyle silna by podnieść się na nogi. Co prawda musiałam podbierać się o ścianę, ale nie poddawałam się. Postać zbliżała się. Ogarnął mnie strach. Próbowałam się jakoś zasłonić biorąc pod uwagę to, że moja koszulka jest w strzępkach i stoję w staniku i jeansach. Mokre włosy przykleiły się do mojej twarzy. Moje ciało dygotało z zimna. Po chwili usłyszałam ciepły głos, który tak bardzo chciałam usłyszeć:
- Jasmin?
Podszedł do mnie nie kto inny jak Chris. Szybko zdjął z siebie kurtkę i pomógł mi ją założyć. Wcale nie zrobiło się cieplej. Nie odzyskałam jeszcze sił po kolejnej dawce krwi i tylko dlatego pozwoliłam mu wsadzić się na tylne siedzenie jego mercedesa. Siedziałam jak najdalej od niego. Skuliłam się na siedzeniu. Wiedziałam, że chłopak co chwilę zerka na mnie w lusterku. Zaparkował przed motelem, w którym się zarejestrowałam. Odwrócił się do mnie i powiedział krótko:
- Wysiadaj.
Nie była to nawet prośba. Więc wszystko było jasne: gdy widział mnie niezdolną do niczego, prawie pół nagą to był opiekuńczy, ale gdy już nic mi nie groziło to stał się oschły. Byłam pewna, że to tylko maska. Ale jednak zabolało. Kiedy przez te 6 miesięcy tak bardzo tęskniłam teraz nie chciałam go widzieć. Kiedy okazało się, że on nie czuł nawet po mnie małej pustki, nie... Dlaczego Ian mnie nie zabrał? Drzwi z mojej strony otworzyły się. Przesunęłam się na drugi koniec siedzenia. Szatyn usiadł na moim poprzednim miejscu i wpatrywał się we mnie. Mój wzrok lustrował siedzenie przede mną. Wydawało mi się to bardzo ciekawym zajęciem.
- Wiem, że nie chcesz mnie ani widzieć, ani znać, ale skoro już się spotkaliśmy mogłabyś ze mną porozmawiać?
- Po co? - odparłam obojętnie.
To była moja obrona. Po prostu nie chciałam więcej cierpieć, a myśląc o tym co przechodziłam przez 184 doby nie miałam ochoty na powtórkę. Po moim policzku pojawiła się samotna łza. Lecz nim zdążyłam coś zrobić ciepła dłoń chłopaka ją starła. Nagle był bardzo blisko. Siedział tuż obok, a nasze kolana stykały się.
- Wiem, że cię zraniłem.
Fajnie, że wiesz. Mało facetów zdaje sobie z tego sprawę. Tylko co z tego? Wiesz i...? Odwróciłam głowę i zacisnęłam powieki chcąc zatamować cisnące się łzy. Ręka chłopaka delikatnie odwróciła moją głowę. Zacisnęłam usta w wąską kreskę. Z moich oczu polały się strugami łzy, a mój wzrok wyglądał przez przednią szybę. Na dworze nadal padało.
- Spójrz mi w oczy. - poprosił lecz ja spuściłam głowę . Chris załapał ją w obie dłonie i tym razem nie mogłam uniknąć hipnotyzujących oczu chłopka - Zrozum to w końcu, że się o ciebie martwię.
- Fajnie. - odparłam smutno - Tylko szkoda, że ci się zebrało na troskę teraz. Przez 184 dni od twojego zniknięcia nocami zazwyczaj ryczałam. - zdziwiłam go - Tak. Odliczałam każdy dzień bez ciebie.
- Posłuchaj... - przerwałam mu.
- Zostaw mnie. Nie chce już cierpieć.
Kiedy chciałam wysiąść ramiona chłopaka mocno mnie objęły. Nie pozwolił mi uciec. Spojrzał w moje oczy przyciągając mnie do siebie, byłam pewna, że stanie się to czego tak bardzo się bałam.
- Nie będziesz cierpieć...

*Jonathan*
Zjeździłem wszystkie brytyjskie wyspy, ale nigdzie nie znalazłem Jasmin. Czułem pustkę. Zabrano mi ją. Moją jedyną siostrę. Przecież od dziecka się nią opiekowałem. To były tylko dwa lata, ale przywiązałem się do niej. Później nie mogłem pogodzić się z decyzją rodziców. Byłem pewny, że dam radę ją obronić, ale nie słuchali. I dobrze. Później zabił mnie Ian. Nienawidzę go. Chciałem pojechać za granicę. Byłem pewny, że właśnie tam pojechała. I kiedy miałem wsiadać na prom dostałem sms:
Nic mi nie jest. Nie długo wrócę. Kocham cię
                                           Jasmin
Nie wiem co czułem. Z jeden strony ogromna ulga. Cieszyłem się, że żyła. Że nic jej nie jest. Lecz z drugiej nadal nie wiedziałem gdzie była i mogło jej grozić niebezpieczeństwo. Odpisałem jej, ale wiadomość nie doszła. Cholera! Wyłączyła telefon. Wróciłem do fabryki szybko jadąc przez deszcz. Było już ciemno. Zaparkowałem bokiem z piskiem opon. Szybko wszedłem do środka zostawiając mój pojazd przy drzwiach. Zrzuciłem mokrą kurtkę.
- I co? - spytał Olly, obok którego stał tata.
-Napisała sms, że nic jej nie jest i niedługo wróci. - odparłem.
Mimo to byłem wściekły. Uderzyłem w worek treningowy, który mono się odchylił. Odwróciłem się przodem do Olli'ego, ale nim coś powiedziałem manekin "oddał" mi i wywróciłem się na materac. Okropnie zły wstałem. Miałem ochotę krzyczeć. Blondyn to widział.
- Poćwicz trochę. Przejdzie ci. - poradził.
Miał rację. Solidny wycisk nieco uspokoił moje nerwy. Jasmin świetnie umiała na nich grać. To był jej talent wrodzony. Chciałem ją chociaż przytulić i upewnić się, że będzie dobrze. Na razie nic nie jest dobrze.





















_______________________________
Ann Horan - mogę cię zniszczyć za przewidywanie przyszłości?
Skąd wiedziałaś, że ona spotka Chrisa? Dobra nie chcę wiedzieć, bo okaże się jeszcze że magia istnieje ;)
Mam nadzieje, że wam się spodobał i proszę ------> zostawcie komentarz ;D

PROBLEM!!!

MAM PROBLEM! POMOCY!
Bo mam pomysł na bloga o 1D, ale jak zacznę pisać o 1D to zostawię ten blog, bo nie umiem pisać na dwa, co zrobić? Po prawej ankieta!
Dzięki ;)

środa, 18 lutego 2015

Rozdział 13

Dlaczego tak trudno zrozumieć świat?
Dlaczego wszystko wydaje się trudne?
Może do tej pory tego nie widziała, ale wszystko takie jest...


Siedziałam sama w moim pokoju. Było już po 12 p.m. Byłam zmęczona, ale nie mogłam spać. W mojej ręce tkwił długopis, nad nadal pustą kartką. Nie do końca wiedziałam co napisać. Westchnęłam. Coś chyba powinnam. Nie mogę tego zrobić bez wyjaśnienia. Nie wiedziałam co mną kierowało. Po prostu nie mogłam wytrzymać. To było dla mnie zbyt wiele. Potrzebowałam odetchnąć. Potrzebowałam wolności. Może od tego powinnam zacząć? Szybko naskrobałam wyjaśnienia. Tak. To odpowiednio powinno im powiedzieć dla czego to robię. Wzięłam plecak i zeszłam najciszej jak umiałam po schodach. Położyłam kartkę na stole. Wyszłam i zamknęłam drzwi na klucz. Ostatni raz spojrzałam na dom, w którym mieszkałam i westchnęłam. Usiadłam na motor i odpaliłam go. Czas na przygodę.

*Jonathan*
Przyszedłem po Jasmin bardzo wcześnie. Otworzyłem zamknięte drzwi i wszedłem do środka. Wszyscy jeszcze spali. A przynajmniej tak myślałem. Poszedłem do kuchni. W oczy rzucił mi się skrawek papieru, który leżał na stole. Podszedłem tam ogarnięty niepokojem. Czułem, że to coś związanego z  moją siostrą. Podniosłem kartkę. Od razu rozpoznałem pismo Jasmin: 

Kiedy to czytacie jestem już daleko. Proszę nie dzwońcie i nie piszcie. Odezwę się nie długo. Nie martwcie się. Wiem co robię. Potrzebuję tego. Obiecuję, że wrócę. Nie zastanawiajcie się dlaczego; sama nie znam odpowiedzi.
                                                                Kocham Was 
                                                                                      Jasmin

Co ona wyrabia? Uciekła? Zabierając kartkę ze sobą wybiegłem z domu. Szybko ruszyłem do fabryki. Wiedziałem, że będzie tam już Olly. Mimo, że zacząłem z nimi ćwiczyć paliły mnie płuca i nie mogłem złapać powietrza, ale biegłem dalej. Po chwili byłem na miejscu.
- Olly! - krzyknąłem.
Odwrócił się w moją stronę. Podałem mu papier. Kiedy przeczytał na jego twarzy pojawiło się niezrozumienie i zmartwienie.
- Musimy ją znaleźć. - powiedział i chciał iść.
Zatrzymałem go.
- Myśl racjonalnie. Ona już jest daleko. Lepiej poślijmy za nią anioła.
- To wszystko przez tego pieprzonego Chris'a! - wybuchnął blondyn.
Od dawna wiedziałem co czuł do mojej siostry, ale nie byłem do końca pewny czy chciałem,  żeby byli razem. To był mój mały problem.
- Uspokój się i poproś Kennetha, albo Jamesa.

*Jasmin*
Odetchnęłam świeżym powietrzem. Nowy Jork. Czas na zwiedzanie. W NY byłam zaledwie tydzień. Nie mogłam tam już wytrzymać. Tam jest więcej demonów niż mogłam się spodziewać. Nie mogłam przejść ulicą, bo ze 4 chciały mnie zaciągnąć do ciemnej uliczki i zabić. Okropne miasto. Mieszkałam w tanim motelu. Nie był to szczyt marzeń ale przynajmniej mogłam żyć. Nocami wymykałam się na "polowania". Zwabiałam demona i go zabijałam. Zdarzało mi się przez to płakać, ale musiałam nauczyć się z tym żyć. Nic innego nie mogłam zrobić niż próbowanie przyzwyczajenia się. Ruszyłam dalej. Tym razem trafiłam na Waszyngton. Może tu będzie trochę spokojniej. Przechodząc wieczorem jedną z ulic i zwiedzając miasto zauważyłam Keneetha. Podeszłam do niego od tyłu,
- Co tu do cholery robisz? - warknęłam.
Odwrócił się z lekkim uśmiechem.
- Romeo kazał mi cię szukać. Nieźle się maskujesz. Trafiłem tu dopiero teraz. Jak to zrobiłaś?
- Nie twój interes. Powiedz, że nic mi nie jest. Nie mów gdzie jestem i spadaj.
- Jak sobie życzysz.
Zniknął, a ja odetchnęłam. Poczułam mocny uścisk w ramionach. Ktoś ciągnął mnie w tył. Rzucił mnie na zimny beton dopiero w ciemnej uliczce. Szybko wstałam i odwróciłam się. Był to bez wątpienia paskudny demon. Złapałam sztylet. Pchnęłam w przód, ale zrobił unik. Zrobiłam to jeszcze raz tym razem obiema rękami czego skutkiem było zabicie bestii. Nie spodziewałam się jednak tego co nastąpiło chwilę później. Kolejny demon wyskoczył przede mną. Chciałam go zabić, lecz moje ramię zostało przebite od tyłu. Był tam jeszcze jeden. Z ostrzem wbitym w ramię musiałam sobie jakoś poradzić. Nie spodziewali się mojego kontrataku i zginęli. Okropnie bolało. Nie mogłam tego sama wyciągnąć. Uklęknęłam. Prawą ręką podążyłam do lewej łopatki. Nie dosięgałam rękojeści, a jeśli już to zrobiłam to czułam okropny ból, bo nacinałam takim sposobem skórę. Po chwili przy wejściu w uliczkę zobaczyłam postać. Nie wiedziałam kto to. Było zbyt ciemno. Podszedł do mnie. Był to mężczyzna. Cofnęłam się na kolanach pod ścianę i złapałam w dłoń sztylet. Podtrzymując się ściany zdrową ręką wstałam.
- Silna jesteś. - mruknął z uśmiechem.
Poznałam Ian'a. Moje serce zaczęło bić szybciej, a oddech przyśpieszył. Nie mogłam się bardziej cofnąć. Czułam jak ciepła i lepka ciecz spływa po moich plecach. 
- Idź do piekła. - warknęłam krzywiąc się z bólu.
Zaśmiał się.
- Już tam byłem. Raz starczy. Pomóc ci?
- Nie mam zamiaru jeszcze ginąć. - odparłam oddychając ciężko.
Ponownie osunęłam się na kolana. Nie miałam już siły stać. Traciłam coraz więcej krwi i byłam tego całkowicie świadoma. Chciał podejść. Wbiłam nóż w jego nogę.
- Niewiele ci to da. - mruknął.
Wyciągnął ostrze ze swojej łydki. Uklęknął obok mnie. Bałam się. Zacisnęłam powieki czekając aż Ian mnie zabije.
- Będzie boleć. - mruknął.
Krzyknęłam z bólu gdy wyciągnął ostrze z mojego ciała. Mój oddech nadal był ciężki. Nie mogłam go uspokoić. Widziałam co szatyn robił. Rozciął sobie dłoń, a kilka kropli jego krwi spłynęło na moją ranę. Poczułam lekkie pieczenie po czym wszystko (łącznie z bólem) zniknęło. Byłam słaba na tyle by nie móc się podnieść. Jednak chciałam z tym walczyć.
 - Czemu mi pomagasz? - spytałam ale już bez strachu.
- Nie chcesz wiedzieć. - jego białe zęby błysnęły w ciemności.
- Jeśli liczysz na jakąś pomoc ode mnie... - przerwał mi.
- Wiem, że jej nie otrzymam.
Więc czego chciał? Byłam pewna, że nie zrobił tego bezinteresownie. Podpierając się o zimną ścianę z cegły stanęłam na nogach i oparłam się o nią plecami. Mimo, że moje kończyny odmawiały mi posłuszeństwa starałam się nie upaść ponownie na ziemię.
- Gdzie mieszkasz?
- W Londynie. - nie byłam na tyle głupia, by mu powiedzieć w jakim motelu mieszkam.
- Mam cię tam odwieść?
- Nie. - zaprzeczyłam głośno.
- Więc gdzie?
- Na przedmieściach.
Jego ręce lekko mnie oplotły po czym demon mnie podniósł. Byłam zbyt zmęczona by protestować. Kiedy stanął na końcu uliczki poczułam jak się unosimy. Moje ręce automatycznie mocniej go objęły.
- Nie bój się. - mruknął.
Po chwili "lotu" znaleźliśmy się na miejscu. Ian położył mnie na łóżku.
- Czemu to robisz? - spytałam.
- Dowiesz się wkrótce. - zniknął, a ja zasnęłam.
Rano nie byłam w stanie myśleć o tym wydarzeniu. Wzięłam szybki prysznic i wyrzuciłam poplamione ciuchy. Ubrałam się w czarną bokserkę, tego samego koloru rurki i skórzaną kurtkę. Nie chciałam dłużej tu zostawać. Okropne miasto. Nigdy więcej tu nie przyjadę. Po raz kolejny ruszyłam w drogę. Tym razem do Los Angeles.

*Jonathan*
Siedzieliśmy zdenerwowani w fabryce. Nie udało nam się ukryć prawdy przed tatą. Strasznie martwił się o Jasmin. My również. Ponad tygodnia nie mogę sobie znaleźć miejsca. Kevin i Mara też są załamanie. Obwiniają się o to, że uciekła, ale to nie przez nich tylko przez Chrisa. Wszyscy (oprócz nich) tak myślimy. Po chwili pojawił się Kenneth.
- I co? - spytał Olly.
Brunet podszedł do nas i spojrzał z uśmiechem.
- Ja nie wiem Bill jak ty tą twoją córkę wychowałeś. - zaśmiał się.
- No mów. - ponagliłem.
- Więc znalazłem ją. Jest cała.
- Gdzie jest? - dołączył się tata.
- Przykro mi. Te dane są tajne.
Nim dostał cios z łuku zniknął z cichym śmiechem. Nie wiem co go tak bawiło. Przynajmniej wiedzieliśmy, że jest cała.
- A... - powiedział po chwili Kenneth - I widziałem jak Ian był przy niej. - po czym zniknął na dobre.
Nie możliwe. Ian? Dlaczego on to robił? Nie miał prawa się do niej zbliżyć! Teraz ja go zabiję, tak jak on mnie kilka lat temu. Nie wybaczę mu tego nigdy. Zabiję go! Warknąłem pod nosem i wyszedłem wściekły z fabryki. Wziąłem motor. Muszę ją odnaleźć i sprowadzić do domu. Gdziekolwiek jest, nie jest tam bezpieczna.


















________________________________________
Trochę zagmatwanie dzisiaj, ale myślę, że się połapiecie ;)
i teraz pytanko: lepiej cytaty po angielsku czy po polsku?
I podziękowania jak również dedykacja dla: Ann Horan
Za to, że komentujesz każdy rozdział i wpierasz mnie w pisaniu tego bloga ;)