poniedziałek, 26 stycznia 2015

Rozdział 1

I can't believe you let me down
But the proof's in the way it hurts


Kiedy słońce przedarło się przez szybę padło wprost na moją twarz. A tak dobrze mi się dzisiaj spało. Podniosłam się lekko na rękach. Pod lewą coś poczułam. Spojrzałam na kołdrę. W ręce miałam czarne pióro. Skąd ono się wzięło? Było wyjątkowo duże... To było zastanawiające. Jednak wzięłam je i schowałam w szafce nocnej. Wstałam i przeciągnęłam się. Poczułam zimne powietrze i od razu objęłam się ramionami. Nie przypominałam sobie abym wczoraj uchylała okno. Zamknęłam je. Poszłam do łazienki ubrać się i uczesać. Włosy związałam w niedbałego koka. Zeszłam na dół. Przywitałam się z mamą i zjadłam na śniadanie dwa tosty. Po posiłku postanowiłam się przejść. Kiedy tylko zamknęłam drzwi głęboko odetchnęłam świeżym powietrzem. Powoli ruszyłam w stronę parku. Nadal nie wiedziałam co jest grane. Chciałabym, żeby Olly wszystko mi wyjaśnił, chodź z drugiej strony nie mam ochoty z nim rozmawiać. To wszystko zdaje się strasznie pokręcone. Może takie właśnie  jest? Koło mnie przeszła jakaś zakochana para. Westchnęłam. Nigdy nie trafiłam na faceta, któremu mogłabym ufać. W sumie nie miałam nikogo fajnego. Oni wszyscy polecieli na mój wygląd, a okazało się, że jestem dla nich za ciężka charakterem. Niestety... Jednak na razie nie żałuję jeszcze żadnej decyzji w moim życiu. Oby tak zostało. Usiadłam na ławeczce. Minęła mnie kolejna para.
- Słodko, co? - spytał szatyn, którego widziałam wczoraj.
Przyjrzałam mu się. Skąd się tu wziął? Przed chwilą nikt tu nie siedział.
- Aż rzygam tęczą. - przyznałam.
Zaśmiał się. Wywróciłam oczami. Nadal nie znałam jego imienia. Miałam zamiar zignorować polecenie Olli'ego. W końcu niczego mi nie wyjaśnił. Z natury niestety jestem buntowniczką (ale tylko gdy coś mi się nie podoba).
- Znasz moje imię - nie mam pojęcia skąd - ja twojego nie. - powiedziałam.
Chłopak przez chwilę przyglądał się przechodnią. Znów usiadł luźno tak jak wczoraj w klubie. Lecz teraz pewnie było mu mniej wygodniej. To jednak drewno nie skóra.
- Chris. - odparł.
A teraz nasuwa się kolejne pytanie: SKĄD ON MNIE ZNA?! Oczywiście, że o to nie spytałam. Tak... Więcej myślę niż robię. Czasem to dobrze, jednak spontan czasem by się przydał. Zastanawiałam się czy po prostu nie odejść, bo cisza zaczęła mi ciążyć. Coś jednak powstrzymywało mnie. Postanowiłam to przełamać. Chwilę później stałam na prostych nogach.
- To do zobaczenia. - powiedziałam, a on uśmiechnął się.
Spojrzał w moje oczy.
- Szybciej niż myślisz. - mruknął.
Odeszłam kawałek. Dyskretnie spojrzałam za siebie. Ławeczka ponownie stała pusta.
Postanowiłam pójść do fabryki poćwiczyć. Nigdzie mi się w sumie nie śpieszyło. Miałam cały dzień. W końcu znalazłam się na miejscu. Prześlizgnęłam się przez dziurę w ogrodzeniu. Przebiegłam kawałek betonowego placu i cicho weszłam do środka. Kiedy już chciałam wyjść z cienia, doszły do mnie dwa głosy. Jeden należał do Olli'ego. Stałam i przypatrywałam się im próbując jak najwięcej usłyszeć.
- Dzięki, że przyszedłeś Kenneth. - powiedział blondyn.
- Nie ma sprawy. Tylko po co mnie ściągnąłeś? - brunet usiadł na moim ulubionym miejscu.
- Jest pewien problem z upadłym.
- Uściślisz?
- Z Chrisem. - warknął blondyn - Wrócił. Znowu.
- O stary... Poczekaj. Ty się znowu zabujałeś w dziewczynie, a on znowu chce ci ją odbić? - brunet zaśmiał się.
Olly uderzył go w ramie.
- Zamknij się! Dobrze wiesz jak jest. Po prostu obiecałem, że będę ją chronił. On ma się oddalić. Możesz go nawet zabić.
- Olly pomyśl trochę. Znowu robisz to samo co dwa lata temu.
Blondyn spojrzał na Kennetha groźnie i po chwili stali twarzą w twarz.
- A mam jakieś wyjście? - spytał naprawdę wściekły.
- To ty jesteś łowcą. Zgarnij go i po krzyku.
- Ja go od razu zabiję.
- A Rada?
- Mam mnie gdzieś. Wysłuchali i z kwitkiem wysłali do domu.
Brunet zamyślił się.
- No to po prostu ją chroń. Co nie zmienia faktu, że znowu się zakochałeś. - Kenneth zaśmiał się i uchylił przed ciosem blondyna.
- Spieprzaj. - warknął Olly.
- Spokojnie. Wiesz że mi nie wolno przeklinać, bo piórka mi odpadną. - z wielkim śmiechem brunet nagle zniknął.
Nie wierzyłam w to co zobaczyłam. Uciekłam stamtąd. Pobiegłam wprost do lasu. Usiadłam pod jakimś drzewem. Kim był Kenneth? Nigdy go nie poznałam. Czy on też znał dziewczyny? Dlaczego Olly chciał zbić Chrisa? Czy mógłby posunąć się do takiego czynu? Oni należą do jakichś mafii? Upadli, łowcy... Ale kluczowe pytanie to, to kogo chronić ma blondyn i w jakiej "jej" się zakochał... Jeszcze tysiąc podobnych myśli przemknęło przez moją głowę. Jednak najbardziej odbijała się ostatnia. Podniosłam się. W tej chwili wiedziałam tylko jedno: zero kontaktu z Olli'm i Chris'em póki tego nie przemyślę. Ale czy to wykonalne? Szatyn pojawia się nie wiadomo skąd... Podniosłam wzrok. Do tej pory wpatrywałam się w ziemię. Podskoczyłam ze strachu widząc postać szatyna. Do cholery skąd on się tu wziął? Właśnie o tym mówiłam. Na pewno nie. Nie będę z nim rozmawiać. Z zawziętym wyrazem twarzy przeszłam obok jak najszybciej. Chciałam znaleźć się jak najdalej od niego. Wdech... wydech... Ochłoń trochę. Poczułam uścisk w nadgarstku, który mnie zatrzymał. Spojrzałam na chłopaka.
- Czymś zawiniłem? Bo nie przypominam sobie żebym zasłużył na zignorowanie.
Co mu odpowiedzieć? A przede wszystkim CZY mu odpowiedzieć? No dobra... Jedna dyplomatyczna odpowiedź.
- Lepiej dla ciebie jak nie wiesz. - powiedział nie patrząc na niego.
Wyszarpnęłam się i tym razem biegiem ruszyłam w stronę domu. Nikogo tam nie było. Na stole leżała kartka.
Pojechaliśmy na zakupy i do znajomych. Wrócimy koło 18, góra 20 będziemy w domu.
                                                                                   Mama i Tata
No dobra. Może to lepiej, że jestem tu sama. Zawiodłam się na wszystkich. Dziewczyny długo się znają z Olli'm więc nie mam co wątpić w to, że wiedzą o czym chłopak mówił. Czy się bałam? Sama nie wiem. To wszystko jest dziwną tajemnicą, którą mam zamiar rozwikłać. Od czego tu zacząć? Może pokierujmy się telewizją (na myśli miałam film "zmierzch"). Szybko włączyłam komputer. W wyszukiwarkę wpisałam hasło: upadli. Jedyne co znalazłam to jakieś bajeczki o upadłych aniołach i zdjęcia aniołów z czarnymi skrzydłami. Więc wracam do początku. Może w ogóle nie powinnam o tym myśleć? Tymczasowo to dobre wyjście. Mniej myślenia, mniej cierpienia, mnie strachu... Zeszłam na dół i zrobiłam sobie herbatę. Zadzwonił mój telefon - Olly. Odrzuciłam połączenie i kiedy byłam na schodach usłyszałam dzwonek do drzwi. Spojrzałam przez wizjer (judasza). Jedno, małe, malutkie pytanko: CO ON TU ROBI DO CHOLERY?! Kto mógł stać za drzwiami? Za nimi stał Olly. Po cichu chciałam oddalić się nie zdradzając mojej obecności.
- Jasmin wiem, że jesteś w domu. - powiedział - Nie odbierasz telefonu. Coś się stało?
Ty się stałeś i to wszystko co nagle na mnie spadło. Czy to właśnie na mnie to musiało trafić? Dlaczego nie jakaś inna dziewczyna? Jest ich tyle na świecie...
- Jasmin, otwórz, proszę. Chcę z tobą porozmawiać.
Nie mamy o czym. Byłam pewna, że przyszedł mi powiedzieć o tym, żebym uważała na szatyna i się z nim nie kontaktowała i w ogóle nie rozmawiała. To trochę nie możliwe. Oczywiście w praktyce. W teorii wszystko da się zrobić. Przynajmniej dla mnie.
- Cholera, martwię się o ciebie.
Nie miałam serca dłużej trzymać go przy tych drzwiach. Niechętnie przekręciłam zamek i uchyliłam drzwi. Widziałam ulgę na jego twarzy. Był wyjątkowo spięty. Ten Olly, którego znałam zawsze nosił się na luzie. Czyżby coś się zmieniło?
- Porozmawiamy? - spytał.
Wpuściłam go i zamknęłam drzwi. Będę tego żałować. Czuję to. To się nazywa złe przeczucie, które zawszę ignoruję, i które zawsze się sprawdza. Przeszliśmy do salonu. Blondyn usiadł na kanapie. Zrobiłam to samo co on sytuując się w drugim kącie sofy.
- Uprzedzam, że jeśli znowu będziesz mi mówił co mam robić i nie wyjaśnisz totalnie to oleję. - nigdy jeszcze nie byłam tak poważna.
Zauważyłam, że najzwyczajniej w świecie bałam się tej rozmowy, może nawet jego. Ale chyba każdy kto usłyszałby. że jego przyjaciel jest zdolny do morderstwa przeraziłby się nieco. Żywym przykładem jestem ja, jak by ktoś nie wierzył. Olly uśmiechnął się i spojrzał na mnie.
- Nie. Po prostu chcę żebyś na siebie uważała. Ten gość, z którym wczoraj rozmawiałaś jest niebezpieczny. - spoważniał.
- Tak jak ty.
Naprawdę powiedziałam to na głos? Zabiję się. Nie miałaś się zdradzić. Przecież wcale dzisiaj nie byłam w fabryce i wcale nie słyszałam o czym rozmawiali. Wcale... Na jego twarzy pojawiło się zdziwienie.
- O czym mówisz? - spytał próbując złapać moje spojrzenie.
- O niczym. - odparłam i przeszłam do kuchni - Chcesz herbatę?
Chłopak złapał mój nadgarstek i odwrócił mnie do siebie, a moje serce ze strachu zabiło mocniej. On od razu cofnął się.
- Dlaczego się mnie boisz? - spytał - Co zrobiłem?
Nic nie rozumiał. Przede wszystkim nic nie wiedział - tak powinno zostać. Ale co mu odpowiedzieć? Szukałam w głowie dyplomatycznej odpowiedzi, ale żadna nie pasowała do sytuacji. Pech...
- Wydaje ci się. - odparłam - Dlaczego miałabym się ciebie bać? - tylko to przyszło mi do głowy.
- Ty mi powiedz.
Uważnie mi się przyjrzał. Wpatrywałam się w kąt pomieszczenia. Dostrzegłam jak nierówno docięte są tu płytki. Czemu wcześniej tego nie widziałam? Wracając do mnie i tego w jak bardzo kiepskiej sytuacji jestem;
- Co chcesz usłyszeć?
- Prawdę.
Czy on na wszystko musiał mieć tak szybką i prostą odpowiedź? Oczywiście tylko ja zastanawiać mogłam się jaka jest prawda.
- Ok. Prawda jest taka, że ci nie ufam Olly. - przez jego twarz przemknął ból. Udawałam, że tego nie widzę - Ani tobie, ani dziewczyną. Coś przede mną ukrywacie, wiem to. Szkoda tylko, że chcecie bym wam ufała gdy sami nie ufacie mi na tyle, żeby zdradzić mi "sekret",
- To nie tak... - przerwałam mu i spojrzałam w jego oczy.
- Nie chcę wiedzieć jak. Wyjaśnienia tego nie są mi potrzebne. Nie tylko ty potrafisz zranić wiesz?
Teraz zmiękł. Widziałam po nim. Więc wcześniej nie domyślił się, że mnie zranił? Mogłam mu tego nie mówić. Nie powinien wiedzieć tego co przeżywam. To może odwrócić się przeciwko mnie, ale ja paplam i paplam... Jego ciepłe ramiona mnie lekko objęły. Nie miałam jak uciec.
- Nie chcę cię krzywdzić. - wyszeptał mi do ucha. Chcę cię chronić.
Odsunęłam go od siebie.
- Szkoda tylko, że nie widzisz tego, że nie chronisz, a ranisz.
Wyszedł. Bez słowa, po prostu zostawił mnie samą na środku kuchni. Co czułam? A da się to opisać?! Nie wiem czy byłam bardziej wściekła czy smutna. Dlaczego wściekła?! Bo mi na nim zależało! Był dla mnie jak brat i odwracał się ode mnie! Na świecie nie ma sprawiedliwości! Nie ma i nigdy nie będzie!
Kiedy trochę mi przeszło leżałam w łóżku i płakałam. Dokładnie całą godzinę. Potem przyszli rodzice. Zeszłam na dół. Niczego nawet nie zauważyli z czego cieszyłam się. Po powrocie do "mojego królestwa" usiadłam przy biurku i wzięłam do ręki pierwszą lepszą książkę z półki. Zapaliłam lampkę. Na okładce widniał napis: Czynnik miłości. Polska książka typowo młodzieżowa. Teraz tego mi trzeba. Oderwania się od rzeczywistości, która zaczęła mi ciążyć.

*Obserwator*
Dzisiejszej nocy też postanowiłem do niej zajrzeć. Jej niecodzienne zachowanie zaniepokoiło mnie. Okno było uchylone. Otworzyłem je i wszedłem do pokoju. Wystraszyłem się, że dziewczyna mnie nakryje, bo nie było jej w łóżku, a skądś docierało do mnie światło. Spojrzałem w prawo. Uśmiechnąłem się na sam jej widok. Półleżała na biurku z książką w ręce. Podszedłem nie wydając żadnego odgłosu by jej nie zbudzić. Wyciągnąłem z jej dłoni powieść. Litery nie układały się dla mnie w żadne sensowne słowo. Inny język. Odłożyłem ją środkiem na blat, by wiedziała gdzie skończyła. Delikatnie wziąłem ją na ręce. Jej ciepłe dłonie opadły na moją szyję, a cała jej sylwetka oparła się o mój tors. Nigdy się tak nie czułem. Ciepło rozlało się po moim ciele. Znów wydała mi się taka krucha. Blondyn ponownie ją zranił. To dlatego sięgnęła po książkę. Byłem pewny, że chciała uciec z tego świata. Ułożyłem ją na łóżku, jednak widziałem po niej, że nie chciała bym odszedł. Ponownie położyłem się obok niej. Z jej zamkniętych oczu zaczęły wylatywać łzy. Nie mogła obudzić się z koszmarnego snu. Kiedy na nią patrzyłem czułem ukłucie w sercu - jak tak śliczna i niewinna istota mogła tak bardzo cierpieć? Ostrożnie objąłem ją ramionami przytulając do siebie. Dłonią lekko starłem łzy z jej ciepłych policzków. Okryłem ją skrzydłem. To ono pozwalało mi na zapewnienie jej lepszych snów. Po chwili brunetka spała spokojnie. Delikatnie nachyliłem się do jej ucha:
- Nie pozwolę by ktokolwiek cię skrzywdził.























_________________________________________
* cytat z piosenki: Sam Smith I'm Not The Only One (znaczenie: nie mogę uwierzyć, że mnie zawiodłeś ale dowodem jest ten ból)
Uff... nawet nieźle. Ale to moja samo ocena, co wy sądzicie? Myślę, że ujdzie ;)
Piszcie co myślicie
PS: odpowiada wam długość rozdziału?

1 komentarz:

  1. Jezzzz jaki świetny już rozumiem o co chodzi :) Rozdział cudowny zaraz zabieram się za drugi rozdział a i ten cytat mnie rozwalił ,,Spokojnie. Wiesz że mi nie wolno przeklinać, bo piórka mi odpadną"
    HAHAHA xD

    OdpowiedzUsuń