poniedziałek, 23 lutego 2015

Epilog

Obudziłam się wtulona w szatyna. Było mi tak dobrze. Cały wczorajszy wieczór spędziliśmy na rozmowie. Do nikogo nie zadzwoniłam gdzie jestem i wyłączyłam telefon. Ale w sumie mam te 18 lat i mogą uszanować moją prywatność. Poza tym Ian wiedział gdzie jestem. Usta Chrisa lekko musnęły moje.
- Hej. - powiedział z ogromnym uśmiechem.
- Hej. - odparłam również uśmiechnięta.
Dawno nie czułam się tak dobrze jak dziś. Bezpiecznie, ciepło... Po prostu był obok i mogłam się nim w końcu nacieszyć. 
- Mogę się do tego przyzwyczaić. - mruknął mi do ucha delikatnie przegryzając jego płatek.
- Ja też. - odparłam mocniej się w niego wtulając. 
Zamknęłam ponownie oczy. Zadzwonił dzwonek do drzwi. Chłopak chciał wstać. Powstrzymałam go.
- Za chwilę wrócę. - szepnął i pocałował mnie po czym się oddalił.
Mógł chociaż wciągną na siebie jakąś koszulkę. Był ubrany w same szorty. Ja miałam na sobie jego koszulkę. Była na mnie jak sukienka, ale coś mi mówiło, że lepiej, żebym się ubrała więc szybko to zrobiłam. Siedziałam otulona kocem. Po chwili usłyszałam krzyki Olli'ego i Jonathana. Postanowiłam to przerwać. Nie mają prawa wtrąca się w moje życie. Byłam już dorosła. Skończyłam z tym, że wszyscy mogą mieszać się w moje życie lub miesza W moim życiu. Nie wiem co gorsze. Gdy tylko mnie zobaczyli chcieli się przepchnąć obok Chrisa, ale nie pozwolił im.
- Co tu robicie? - spytałam zła stając obok szatyna.
Chris lekko objął mnie i pocałował w policzek. Był zirytowany całym tym zajściem. Widziałam to po nim. Ja zresztą też. Mogliby chociaż trochę się pohamować i poczekać, aż wrócę do domu.
- Nie wróciłaś na noc! Nie wiedzieliśmy gdzie byłaś! - krzyknął John.
- Ian wiedział - odparłam - I nie miał nic przeciwko temu, żebym tu została.
Widziałam, że mocno zdenerwowałam mojego brata. Nie chciałam aż tak mu dołoży, ale tylko ostre słowa ostatnio do niego docierały. Miałam nadzieje, że te chociaż trochę pomogą.
- Teraz jesteś po jego stronie? - spytał wściekły Jonathan - Zostawiłaś nas tak?!
- Nie przeginaj. - wtrącił sucho Chris.
Cieszyłam się, że chociaż on (mimo, że nie lubi Ian'a) stał po mojej stronie. Za to go tak uwielbiałam.
- Nie wtrącaj się! - warknął Olly.
Miałam tego dość. Po prostu zamknęłam im drzwi przed nosami. Nie mieliśmy obowiązku przyjmować gości o 8 rano. Miałam ich dość i całej tej chorej sytuacji. Mocno przytuliłam się do szatyna. Pogłaskał mnie po włosach. Widział, że nie chciałam się z nimi kłócić, ale nie miałam wyboru. Nie pozostawili mi innego wyjścia.
- Dzięki siostra. - podniosłam wzrok. W przejściu nieco za nami stał Ian - Miło, że mnie bronisz.
- Po prostu mówię prawdę. - odparłam podchodząc do niego.
- To się chwali. - zaśmiał się, przytulił mnie i zniknął.
Wraz z szatynem poszliśmy do kuchni na jakieś śniadanie. Wyjrzałam przez okno. Na drugim końcu ulicy o motor opierał się John. Czyli chciał na mnie poczekać? To trochę sobie tam postoi. Nie mam zamiaru wychodzić od Chrisa bo on ma takie widzi mi się. Pomogłam szatynowi zrobić kanapki. Po posiłku, chłopak również ubrał się i zaproponował, że zawiezie mnie do domu. Nie miałam nic przeciwko. Lecz gdy tylko wyszliśmy nie wiadomo skąd pojawił się nie tylko Jonathan, ale Olly, Kenneth i James. Nie zdążyliśmy dojść do auta. Zablokowali nam drogę. Cholera! A było już tak dobrze. Chris złapał mocno moją rękę.
- Zostawcie nas w końcu. - powiedział wysuwając się lekko przede mnie.
Nie pozwoliłam mu na to. Wiedziałam jak są do niego nastawieni. Stanęłam tuż obok by móc w razie czego odeprzeć atak.
- Myślisz, że pozwolę, żeby moja siostra była z kimś takim jak ty? - wyśmiał go John.
- Ty nie, ale ja pozwolę. - cała czwórka odwróciła się zdziwiona patrząc na Ian'a.
Uśmiechnęłam się lekko. Podszedł do nas. Miałam nadzieje, że nam pomoże. W końcu teraz to miałam tylko jego.
- Obaj wiemy, że Chris będzie dla niej lepszy niż Olly. - powiedział Ian co nieco mnie zdziwiło - Każdy ma swoje za uszami. Ale on dba o Jasmin. Póki tak jest powinieneś ich zostawić. Bo co to za życie bez ryzyka, nie? - uśmiechnął się do mnie i puścił oczko znikając nim blondyn przebił jego serce.
Miałam już dość tego co oni wszyscy robią. Jak mogli? Przecież ja chciałam normalnie żyć. Złapałam szatyna za rękę i pociągnęłam w stronę auta. Po chwili jechaliśmy.
- Wyjeżdżamy? - spytał zerkając na mnie.
- Jak najdalej. - przyznałam - Chodź na kilka dni.
Z ogromnym uśmiechem przycisnął gaz do dechy.

Kilka godzin później byliśmy w jakimś małym hotelu. Chris wynajął pokój. Leżałam zupełnie bez życia na łóżku. Kiedy szatyn wyszedł spod prysznica usiadł koło mnie. Przytulił mnie. Chciałam, żeby moje życie wyglądało nieco inaczej... W końcu to, że jestem łowcą nie oznacza tego, że nie mogę żyć jak inni, prawda? Westchnęłam.
- Co? - spytał chłopak bawiąc się moimi włosami.
Zwróciłam głowę w jego stronę. Spojrzałam w jego oczy.
- Możemy żyć normalnie? - jeszcze się tym łudziłam.
- Nie. - moja mina wyrażała rozczarowanie i smutek. Chłopak uśmiechnął się - Ale możemy żyć razem. To się liczy, prawda?
Namiętnie go pocałowałam. Był naprawdę słodki. Nie wiedziałam, że potrafi taki być.


*Kilka lat później*
Tak bardzo za nim tęskniłam. Za jego oczami, ustami, dotykiem... Za tym, że każdego wieczora szeptał mi, że mnie kocha, a każdego ranka witał mnie pocałunkiem. Niestety. Kiedy tylko Rada dowiedziała się o naszym związku zabrali Chrisa, a ja stałam się śmiertelna. Nikt nie wiedział jednak, że byłam z nim w ciąży. Urodziłam jego córkę. Naszą córkę. Moja rodzina ją zaakceptowała. Szczególnie pokochał ją Ian. On również nie widziała świata poza wujkiem. Ian i John pogodzili się gdy mogłam stracić życie podczas porodu. Cieszyłam się z tego. Okazało się, że Nina została moim aniołem i często się widywałyśmy. Zmieniła się. Zostałyśmy najlepszymi przyjaciółkami. Olly pogodził się z tym, że go nie kocham i zawsze będziemy przyjaciółmi. Cieszyłam się z tego. Szłam z Rooney na łąkę. Nigdy nie opowiadałam jej o tacie. Nigdy nie dowiedziała się jaki jest. Teraz nadszedł czas. Mała miała już 10 lat. Rozumiała co raz więcej. Usiadłyśmy na trawie przodem do siebie.
- Rooney, czas żebyś dowiedziała się kim był twój tata. - zaczęłam powoli.
Na ustach małej zagościł uśmiech. Miała go po nim. Zresztą oczy też. Tylko włosy odziedziczyła po mnie. A właściwie ich kolor. 
- Jaki był? - spytała przypatrując mi się.
Uśmiechnęłam się.
- Zawsze się o mnie troszczył. Nigdy nie zostawiał samej. Został ze mną w najtrudniejszej sytuacji mojego życia. Kochał mnie. I ciebie też by pokochał, ale nie wiedział o tobie.
- Dlaczego odszedł?
- Nie z własnej woli. Zabrali go do więzienia przez naszą miłość. Nie oznacza to, że była zła. Przeciwnie. Była dobra, ale nasze prawo jest takie. Nic nie mogliśmy zrobić.
Rooney zastanowiła się chwilę. Na jej czole pojawiła się mała zmarszczka.
- Jak wyglądał?
- Był wysoki. Miał czarne włosy i brązowe oczy. Uśmiech zupełnie jak twój. - małą ponownie się uśmiechnęła.
- Mamo, czy ty nie opisujesz tego anioła, który nad tobą czuwa?
Zdziwiła mnie. Co?
- Jakiego anioła? - odparłam.
- Jasmin... - usłyszałam jego miękki głos za moimi plecami.
Natychmiast odwróciłam się i wstałam. Stał tam. Cały i zdrowy. Taki jak 10 lat temu. Natychmiast wpadłam w jego ramiona. Mocno mnie przytulił.  Delikatnie głaskał po włosach.
- Zauważyłaś, że nie postarzyłaś się od tamtego czasu? - spytał z ogromnym uśmiechem.
- Idiota. - mruknęłam odwzajemniając jego gest.
- Dziękuję Rooney. - powiedział przytulając małą - Bez ciebie by się nie udało. Kocham cię.
- Ja ciebie też tato.
W moich oczach pojawiły się łzy. Spiskowali przede mną. Widocznie trzymali Chrisa kilka lat, a teraz spiskował z naszą córką by zrobić mi niespodziankę. Po chwili ja również byłam w jego ramionach.
- Kocham was obie. - wyszeptał.
- I my ciebie. - odparłam.
I znów złączył nasze usta w pocałunku.





















________________________________
Postanowiłam napisać 17 już jako epilog
napisałam prawie wszystko co chciałam w jednym zamiast rozpisywać się na kilka rozdziałów ;)
Założyłam nowego bloga ;)
mam nadzieje, że  nie zawiedliście się na mnie, a na nowym blogu czekamy na zwiastun i szablon (mam nadzieje, że moje zamówienia zostaną przyjęte ;))
więc do zobaczenia w następnym rozdziale naszej nowej przygody ;)

niedziela, 22 lutego 2015

Hej!

No wiecie... więc chyba no... zawieszam bloga.
Naprawdę nie chcę, bo lubię go pisać, ale nie wiem czy umiem patrząc na co raz słabsze rozdziały ;0
Na pewno dodam jeszcze 17 a potem zostawię i może kiedyś tu wrócę, bo naprawdę fajnie mi się tu pisało ;) mam nadzieję, że nie zrezygnujecie z mojego kolejnego bloga ze względu na tak częste zmiany ;) obiecuję się poprawić! przynajmniej będę się starać ;)

Rozdział 16

Myślę...
Tak?
On nie jest zły. Po prostu został skrzywdzony....


Nie mogłam w to uwierzyć. Że niby to prawda? Ale jak? Dlaczego? Jak to się stało? Miałam wrażenie, że moje myśli wypełniają całe pomieszczenie i każdy może je usłyszeć. Aż huczało mi w głowie. Potrzebowałam chwili. Nie. Sama nie wiedziałam... Co zrobić w takim momencie? Poczułem lekkie objęcia Chrisa. Spojrzałam nie niego.
- Jak... to się stało? - spytałam.
- Nie powiedzieli ci? - odparł Ian - Kochana rodzinka. Otóż gdy w związku takim jak dwoje łowców jest pewne zagrożenie, że jedno dziecko na pięcioro może urodzi się demonem. Zdarza się to rzadko, ale spójrz! Twój brat jest demonem!
Nagle John przystawił ostrze do gardła Ian'owi. Byłam zła? Nie. Bałam się. Ale nie o Jonathana, a o Ian;a. Postanowiłam jakoś zareagowac. Nie mogłam pozwolic na to by John zabił Ian'a. Odepchnęłam mojego brata. Ian spojrzał na mnie z podziwem i otrzepał ubranie.
- Jesteśmy kwita. - stwierdził.
- Nie. - odparłam.
- A co chcesz czegoś jeszcze?
Mimo wszystko, mimo tej poważnej sytuacji ton chłopaka wywołam uśmiech na moich ustach.
- Można tak powiedzie. - odparłam.
- Co? - zmarszczył czoło robiąc śmieszną minę.
- Na razie zjeżdżaj, a potem pogadamy.
Uśmiechnął się i zniknął. Uff... Ratujmy tą rodzinę! Jej... I ten zapał w moim głowie. Moja podświadomośc jest nie do wytrzymania. Chris również spojrzał na mnie z uśmiechem. Jednak wszyscy oprócz niego (nawet dziewczyny) patrzyli na mnie z ukosa. No to czas na krótkie wyjaśnienia.
- Ian mi pomógł jak zaatakowały mnie demony. - wyjaśniłam.
- Straciłaś rozum?! - krzyknął na mnie Jonathan - Mogłem go zabic tak jak on mnie kilka lat temu! Wszystko... - Olly pociągnął go w tył hamując jego dalszą wypowiedź.
Nie umiałam się powstrzyma. Musiałam mu coś odpowiedziec. Cokolwiek, w obronie mojego drugiego brata.
- Może nie powinieneś byc taki jak on. - odparłam i wyszłam wraz z szatynem.
Ta cała sytuacja mocno mnie denerwowała. Nie do końca wiedziałam jak mogę się zachowa, a jak powinnam. Pojechaliśmy pod dom szatyna. Szybko znaleźliśmy się w jego mieszkaniu. Zapalił światło.Usiadłam na kanapie.
- Jesteś głodna? - spytał.
- Trochę.
- Coś przygotuję. - uśmiechnął się.
- Pomogę ci. - odparłam.
Poszliśmy razem do kuchni. Postawiłam na naleśniki. Gdy zrobiłam ciasto chłopak stanął przy kuchence. Położył na jeden z palników patelnię. Spojrzał na mnie i powiedział:
- Patrz i ucz się od mistrza.
Uśmiechnęłam się i uniosłam brew.
- Mistrzu naleśnik ci się pali.
- Cholera! - natychmiast odwrócił się i przewrócił placek podrzucając go do góry.
Przyglądałam się z małym zachwytem. Cieszyłam się, że znów mogłam by u niego w domu, z nim. I można powiedzie nie musiałam się niczym martwic. Z tego byłam bardzo zadowolona.
- Naucz mnie. - podeszłam do niego.
Postawił mnie przed sobą. Chwilę czekaliśmy, aż naleśnik nieco się zarumieni. Złapałam rączkę. Chłopak położył na moją dłoń swoją. Jednym zręcznym ruchem podrzucił naleśnik, następnie szybko łapiąc go z powrotem na patelni. Uśmiechnęłam się. Nie ma to jak dobry nauczyciel. Chris lekko pocałował mnie. Odwróciłam się do niego przodem. Mocniej mnie przyciągnął i posadził na blacie.
- Ręce przy sobie. - usłyszałam głos Iana.
Spojrzałam na niego. Luźno opierał się o framugę drzwi. No tak. Przecież z niego taki luzak. Zaśmiałam się w duchu. Może dzisiaj nie jest aż tak pechowym dniem jak myślałam?
- Załapię się? - spytał.
- Jasne. - odparłam.
Mój brat usiadł na jednym z krzeseł przy małym stole. Widziałam, że między nim, a Chrisem nadal było małe spięcie. Miałam nadzieję, że ze względu na mnie to zniknie. Lecz może nie miałam takiej mocy. Kiedy wszystkie placki upiekły się przełożyłam je dżemem i zabraliśmy się do jedzenia.
- O czym chciałaś porozmawia? - spytał Ian.
Nie potrafiłam teraz nawet myślec o nim jako o demonie.
- O przeszłości. Opowiesz mi coś? Podpowiem, zacznij od początku.
Zaśmiał się. Oparłam się o szatyna. Mocniej mnie do siebie przytulił. W ich towarzystwie wcale nie czułam się jak łowca, ale jak zwykła nastolatka, która je obiado-kolację z chłopakiem i bratem.
- Więc urodziłem się siedem lat przed tobą. - zaczął - Bill i Martha od początku wiedzieli, że jestem inny. Jednak coś nie pozwalało im mnie porzucic. Kochali mnie. Na początku. - musiał to podkreślic - Żyłem normalnie jak każdy dzieciak. Nie licząc tego, że umiałem "latac" i takie tam. I kiedy ty się urodziłaś wszystko się zmieniło. Zajmowałem się tobą prawie cały czas. Gdy znikałem ci z oczu płakałaś. Lubiłaś gdy opowiadałem ci bajki i uwielbiałaś się do mnie przytulac. - uśmiech zatańczył na jego ustach - Jednak kiedy rodzice cię oddali dwa lata później nie zrozumiałem tego. Sam do tego doszedłem pięc lat później. W wieku 14 lat opuściłem dom. Zrozumiałem, że przeze mnie cię oddają. Bo boją się, że cię skrzywdzę. I to w skrócie cała historia. - mruknął - Późno już. Muszę się zbiera.
Wstał. Jednak poczułam jakąś wewnętrzną potrzebę by się do niego zbliży. Pokazac mu, że to, że jest demonem nie jest złe. To zależy tylko od niego czy robi dobrze czy źle. Wstałam za nim.
- Ian? - odwrócił się do mnie przodem - Dzięki. - przytuliłam go.
Na początku nie zareagował. Nie wiedział jak. Lecz po chwili odwzajemnił mój uścisk. Zaśmiał się pod nosem. Puścił mnie.
- Trzymaj się. - mruknął i zniknął.
Poczułam jak Chris przytula mnie od tyłu. Moje ręce pokryły się z jego.
- Mocno się nie lubicie? - spytałam spoglądając w jego oczy.
Aby to zrobi musiałam przechylic głowę w tył. Chłopak uśmiechnął się. Uwielbiałam jego uśmiech. Co raz bardziej zaczęłam sobie zdawac z tego sprawę.
- Aż tak to widac? - odparł pytaniem.
- Nie. - musnęłam jego usta.
Pociągnął mnie za rękę do pokoju. Usiedliśmy na kanapie. Przytuliłam się mocno do niego. Głowę oparłam na jego ramieniu, a jego ręka mocno przyciągała mnie do niego.
- Film? - spytał.
- Jaki?
- Nie wiem... Co powiesz na... - zaczął przegląda program telewizyjny - Poza zasięgiem?
- Starczy mi przemocy w prawdziwym życiu.
Ne jego ustach zatańczył uśmiech. No przepraszam, ale taka była prawda. Mocniej się w niego wtuliłam.
- A "Bad Boys"?
- Kocham ten film, ale nie dziś.
Westchnął. Wiem, że jestem wybredna, ale nie potrzebuję większego poziomu agresji niż tego co już osiągnęłam. Starczy mi. Czasami przeraża mnie to jak spokojnie reaguję na wszystkie wiadomości. Masz brata -ok. Masz ojca... Nie ok. Ok. Poddaję się.
- No dobra, to "Powiedz, tak"?
- Tak.
- Tak, że oglądamy film, czy po prostu powiedziałaś "tak"?
Spojrzał na mnie. Rozśmieszył mnie tym masłem maślanym. Jak go to nie kochac? Chyba wpadłam po uszy. Nie powinnam?
- Tak, że oglądamy.
- Ok.
Film trwał nie długo lecz zdążyliśmy się pośmiac. Lubiłam tę komedię romantyczną. Leżałam wtulona w ciepłe ramiona chłopaka. Chris pocałował mnie w czoło. Przeszedł mnie ciepły dreszcz. Lubiłam to uczucie.
- Wiesz, ja tak naprawdę nigdy nie wiedziałem co to miłośc. - mruknął.
- Ale jako człowiek...? - nie skończyłam.
- Nie pamiętam. - westchnął patrząc w sufit.
Dopiero po chwili zerknął na mnie. Moja ręka spoczywała na jego torsie, a na drugiej podparłam głowę. Uważnie przyjrzałam się jego twarzy. Obrócił się ku mojej twarzy. Uśmiechnęłam się do niego lekko.
- Miłośc to, to dziwne uczucie, które odczuwasz zawsze wtedy gdy ta osoba, którą kochasz jest blisko. Często zdarza ci się o nią martwic. Ale przeważnie jesteś gotów oddac za nią życie.
- To wychodzi na to, że zakochałem się w tobie już dawno.
Zaśmiałam się, a on złączył nasz usta w namiętnym pocałunku.























_______________________________________________
Kto się nie spodziewał takiego zwrotu akcji łapaka w górę!
Znów piszę na komputerze, który nie piszę "ć" <---- (to skopiowałam z google ;))
mam nadzieje, że podobają wam się rozdziały i że się nie opuszczam, chodź trochę nie idzie mi z opisami, ale postaram się to porawic ;)

sobota, 21 lutego 2015

Rozdział 15

Dlaczego jej nie powiedzieli?
Kłamstwo koi, prawda rani...


Strach. To właśnie to uczucie kazało mi uciekać. Jednak siedziałam jak sparaliżowana. Wcześniej nie zauważyłam tego, ale chłopak zmienił się. Zapuścił lekki zarost, włosy mu podrosły, przypakował... Jednak dla mnie był tą samą osobą, która mnie zostawiła... Tak po prostu. Bałam się. Tego, że znów może mnie zostawić. Moje zaufanie zmieniło się. Jednak, czy jest możliwość "odbuduj"? Chcę by on z tej opcji skorzystał...
Jego usta delikatnie musnęły moje. Widząc, że nie uciekam, nie próbuję go odepchnąć pocałował mnie. Tak bardzo tęskniłam, za jego słodkimi ustami. Jego, krótki zarost lekko drażnił moją skórę. Sama nie wiem co teraz czułam. Wiedziałam, że nie mogę go stracić. Moje ręce objęły jego szyję. Ten pocałunek co raz bardziej pozbawiał mnie tlenu, choć miałam wrażenie, że to Chris nim jest. Że jest całym moim powietrzem... Wtuliłam się w jego ciepły tors lecz z moich oczu nadal leciały łzy.
- Czemu płaczesz? - spytał.
- Boję się. - przyznałam cicho.
Spojrzał w moje oczy mocno mnie przytulając. Poczułam błogi spokój. Przy nim byłam bezpieczna.
- Czego?
- Że to tylko sen.
Uśmiechnął się. Delikatnie wytarł moje policzki, a jego kciuk przejechał po moich rozchylonych wargach.
- W takim razie śnimy oboje.

Obudziłam się. Spojrzałam na prawo. Znajdowałam się w moim pokoju w Londynie. Coś nie grało. Motor stał pod domem. Gwałtownie zerwałam się z łóżka. Bałam się. Czyli to wszystko był sen? W śnie śniłam, że będzie lepiej, że wyjechałam? Odwróciłam się tyłem do okna. Na łóżku siedział Chris i przyglądał mi się z lekkim uśmiechem. Kiedyś go zabiję. Ale nie umiem opisać jaka ogarnęła mnie ulga widząc go. Rzuciłam mu się na szyję tak, że wylądowaliśmy na łóżku. Leżałam na nim. Mocno mnie obejmował.
- Wariatka. - mruknął z uśmiechem.
- A jakieś "dzień dobry"? - spytałam ironicznie, z ogromnym uśmiechem na ustach.
Pocałował mnie przyciągając jeszcze mocniej o ile było to możliwe. Wspomnienia wczorajszego pocałunku wróciły. Dziś też pozbawił mnie oddechu.
- Hej. - powiedział patrząc mi w oczy.
- Hej. - odparłam.
Nie mogłam oderwać wzroku od jego czekoladowych tęczówek. Hipnoza? Magia? Nie, po prostu Chris. To by wiele wyjaśniało. Odgarnął mój niesforny kosmyk włosów, za ucho. Moje dłonie opierały się na jego torsie.
- Właściwie jak się tu znaleźliśmy? - spytałam.
- Jak zasnęłaś zadzwoniłem po Lucasa. Pomógł mi trochę i uwinąłem się do północy.
- Sprytnie.
- Bardzo.
Jego usta znów były bardzo blisko. Jednak przerwało nam głośne naciśnięcie klamki. Usiedliśmy na łóżku, Do pokoju wparowała Mara. Kiedy nas zobaczyła nie wiedziałam co czuła. Przez jej twarz przemknęła radość, która szybko została zastąpiona złością.
- Ty ją namówiłeś do wyjazdu! - oskarżyła Chrisa.
Chciałam zaprzeczyć. Wyjaśnić. Lecz blondynka wybiegła z pomieszczenia. Byłam pewna, że zadzwoni po Olli'ego lub John'a.
- Dlatego wyjechałem. - mruknął mi do ucha - Bo wszyscy, którzy są ci bliscy mnie nienawidzą.
- Co z tego. - spojrzałam w jego oczy, a moja ręka podążyła do jego policzka - Skoro ja cię kocham.
Uśmiechnął się szeroko po czym zniknął. Z delikatnym uśmiechem wyciągnęłam czyste ubrania i poszłam do łazienki. Wzięłam szybki prysznic i związałam włosy w wysoką kitkę. Naciągnęłam na siebie niebieskie jeansy i beżowy sweterek na długi rękaw. Zeszłam na dół. Nikogo nie było. Wlałam sobie do kubka kawy i zrobiłam kanapkę z sałatą, pomidorem i ogórkiem. Podczas mojego śniadania do domu, niczym antyterroryści, wparowali: nie dość, że Olly i Jonathan to jeszcze mój ojciec. Świetnie. Mara zawiadomiła wszystkich, którzy faktycznie są przeciwko szatynowi. Ale czy coś może zmienić moje uczucia? Wydaje mi się, że nie.
- Jasmin. - John podszedł do mnie z ulgą.
Mocno go przytuliłam. Cieszyłam się, że znów go widzę po tych dwóch tygodniach. W końcu ile można.
- Gdzie Chris? - spytał Olly.
Był zły. Miał napięte mięśnie i spięty ton głosu. Wiedziałam, że najchętniej zabiłby szatyna, ale nie mogłam na to pozwolić. Postanowiłam zastosować inną taktykę. Proszę nich się uda.
- Chcecie dopaść osobę, która się mną zajęła po napaści demonów? Powinniście być mu wdzięczni. Pewnie jak by mnie nie znalazł to bym zmarła w tej uliczce i zostałabym zjedzona jak moja poprzedniczka.
Może nieco koloryzowałam, ale muszą w końcu zaakceptować to, że Chris nie chce mnie skrzywdzić. Mimo, że jest Upadłym, dla mnie to mój Anioł Stróż. Czego chcieć więcej? Wszyscy stali w osłupieniu nie do końca rozumiejąc to co powiedziałam. Potrzebowali widocznie chwili na przetrawienie tych informacji. Eh... No dobrze.
- Idę poćwiczyć. - powiedziałam ściągając kurtkę z wieszaka.
Naciągnęłam ją na ramiona i wyszłam. Przed domem stał czarny mercedes. Z uśmiechem usiadłam na miejscu pasażera (z przodu).
- Jeszcze mnie nie dorwali. - mruknął z uśmiechem szatyn.
- Może jednak ich przekonam, że nie jesteś groźny. - ruszył z piskiem opon.
Na pewno domyślą się, że z nim pojechałam. Ten mój idiota... Spojrzałam na niego znacząco.
- Przepraszam. - powiedział z typowym dla niego, cwaniackim uśmiechem - Nie mogłem się powstrzymać.
Nie jechaliśmy długo, ale za to w ciszy. Na szczęście nie ciążyła mi ona. Po chwili chłopak zaparkował. Wysiedliśmy. Jego dłoń złapała moją. Splótł nasze palce. Mocno mnie trzymając ruszył do przodu. Po chwili miałam piękny widok na London Eye. Moje ulubione miejsce... Usiedliśmy pod drzewem. Szatyn objął mnie. Moja głowa spoczęła na jego ramieniu. Przeszło mnie przyjemne ciepło. Dobrze mieć go znowu blisko.
- Obiecaj, że więcej mnie nie zostawisz. - poprosiłam.
Jego wargi przyległy do mojego czoła. Przymknęłam oczy ciesząc się jego gestem.
- Już nigdy. - mruknął cicho.
Uśmiechnęłam się. Skończyłam 18 lat. Od początku tego roku nie chodzę do szkoły. Cały mój czas zajęły treningi. Kiedy Ian zaczął podburzać demony musieliśmy się przygotować. Ale... W mojej głowie pojawiło się pytanie: Jakim cudem mój ojciec wrócił? Przecież Ian go zabrał... Może się uwolnił.
- Jasmin, - zaczął chłopak, a ja spojrzałam na niego - Gdyby coś znowu mi się stało... - przerwałam mu.
- Ian nas nie zaatakuje. - odparłam.
Przyjrzał mi się uważnie. Próbował odczytać z mojej twarzy to co starałam się ukryć. Nie powinien się dowiedzieć o pomocy demona.
- Kiedy wczoraj cię znalazłem to on był przy tobie, prawda?
Patrzył na mnie wyczekująco. Westchnęłam. Mimo, że Ian o to nie prosił wiedziałam, że nie chciał by ktokolwiek wiedział. Ale ufałam Chrisowi. Bezgranicznie.
- Tak. Pomógł mi. Proszę nie mów nikomu.
Zaniepokoił się. Widziałam to po jego oczach. Nie miał powodu żeby się martwić. Wszystko było ok.
- Opowiedz mi to. - poprosił.
- Napadły mnie demony. Zabił tego ostatniego i uleczył moją ranę, a potem odszedł i ty się pojawiłeś.
Przytuliłam się do niego mocniej. Miałam złe przeczucie. Zazwyczaj się sprawdzało. Tym razem nie mogło. Nie mogłam go przez to stracić. Tego naprawdę się bałam. Zobaczył to w moich oczach. To, że boję się jego odejścia. Mocno mnie przytulił i cmoknął w czubek głowy.
- Nie martw się. - szepnął - Po prostu... zastanawiam się co go podkusiło, żeby ci pomóc.
- Mnie też to zastanawiało. - przyznałam.
- Powinnaś pogadać z ojcem i bratem.
Zgodziłam się skinieniem głowy. Pojechaliśmy do fabryki. Miałam nadzieje, że będzie mógł ze mną zostać. Nie miałam ochoty rozstawać się z nim nawet na chwilę. Weszliśmy. Chłopak zamknął za nami ciężkie drzwi. Gdy tylko wyszliśmy z cienia ojciec i Jonathan wyciągnęli bronie.
- Dajcie spokój, dobra? - poprosiłam przytulając się do chłopaka.
Stanęliśmy kilka metrów od nich. Nie chciałam by coś naprawdę stało się Chrisowi.
- Chcę porozmawiać. - zaczęłam.
- O czym? - spytał Bill uważnie przyglądając się szatynowi.
- O Ian'ie.
Jak na zawołanie usłyszałam:
- Hej Jasmin. - demon pojawił się koło mnie.
Chcieli go zaatakować. Stanęłam przed nim. Zdziwiłam ich. Nie mogli go skrzywdzić. Pomógł mi.
- Czemu chcecie go zabić? - spytałam.
- Braciszku znowu się spotykamy. Jesteś jakiś żywy. - powiedział.
Zamurowało mnie.


















________________________________________
Co myślicie o takim zwrocie akcji? ;)
Jeśli macie jakieś uwagi to w komentarzu ;)
Tymczasem ;) lecę i do zobaczenia ;)

piątek, 20 lutego 2015

Rozdział 14

Dlaczego ranisz? Ciągłe wypadki nie mają miejsca
To wszystko nie dzieje się po prostu przypadkiem


Znów wynajęłam mały pokoik w motelu na przedmieściach. Skoro już tu byłam postanowiłam zahaczyć o najsławniejszą dzielnicę - Hollywood. Był wieczór kiedy przyjechałam i oślepiało mnie światło płynące z różnych budynków. Wow. Nigdy czegoś takiego nie widziałam. To zostało mi jeszcze zaliczyć karnawał w Rio. Uśmiechnęłam się pod nosem. Weszłam do przepełnionego baru. Zamówiłam jakiegoś fast food'a i usiadłam przy jedynym wolnym stoliku. Westchnęłam. Tęskniłam trochę za Londynem, ale czułam, że nie mogłam jeszcze wrócić. Po chwili dostałam zamówienie. Nie śpieszyłam się z jedzeniem. W końcu byłam tu wolna. Dotknęłam mojego ramienia. Była na nim lekko wypukła kreseczka, nic poza tym. Trochę czułam się naznaczona. Może to głupie, ale tak było. Zaczęło mnie to zastanawiać. Właściwie jak Ian mnie uzdrowił? Kiedyś Olly mi wspomniał o bibliotekach dla takich jak my. Są tam książki, które zawierają wszystkie wiadomości. Podobno znajdują się w instytutach. Więc znów trzeba zacząć szukać. Zapłaciłam i opuściłam lokal. Skierowałam się do motelu. Całą noc obracałam się z boku na bok. Nie mogłam spać. Coś mi nie dawało. Kiedy tylko budzik wybił 6 wstałam i ubrałam się. Standardowy zestaw (bokserka, rurki i kurtka), Odpaliłam motor i jeździłam po całym mieście. W końcu na obrzeżach dostrzegłam budynek z napisem INSTYTUT. Chodnikiem szła jakaś starsza pani. Postanowiłam spytać ją, czy to na pewno to miejsce.
- Przeprasza, - spojrzała na mnie - Czy w tym budynku mieści się...? - przerwała mi.
- Co ty opowiadasz? To ruiny dziecko. - odeszła śmiejąc się.
Tak. To na pewno tu. Ciekawe jak to maskowali? Są na to jakieś zaklęcia? Zostawiłam motor z prawej strony pod małym daszkiem i weszłam do środka. Było całkiem przytulnie, a przede wszystkim ciepło. Tylko nigdzie nie było żywej duszy. Obym nie powiedziała tego w złą porę. Szłam wąskim korytarzem, póki nie doszłam do drzwi z plakietką: BIBLIOTEKA.
Po cichu otworzyłam je i weszłam. W tym pomieszczeniu dopiero się działo. Anioły i łowcy. Zamęt, który tam panował był po prostu chaosem. Jak to możliwe, że było tu tak cicho? Jakiś anioł przeleciał nade mną z książkami w rękach. Dobrze, że schyliłam się, bo mogłam oberwać naprawdę grubą książką. Zeszłam z kilku schodków, które były pod drzwiami, a nagle wszystkie oczy zwróciły się ku mojej osobie. Em... Zrobiłam coś nie tak? Nie wiem, może mam brudną twarz, albo co... Po chwili podeszła do mnie starsza kobieta, z okularami na nosie. Jak na swój wiek mała bardzo intensywnie czarne włosy.
- Witaj Jasmin. - powiedziała z uśmiechem, a po sali rozległ się szmer - Czekałam na ciebie.
Stop. Przyjechałam do Los Angeles, tak? Nikogo nie znałam, tak? Poszłam do INSTYTUTU, tak? I jakaś kobieta mi mówi, że na mnie czekała?! To chora sytuacja jest! Dotknęłam skroni i próbowałam to jakoś sobie poukładać w głowie by przy wszystkich nie wybuchnąć. To byłoby przecież niegrzeczne... W dupie to mam! Niegrzeczne?! Co tam, że obca kobieta na mnie czekała, no cóż przecież tak się zdarza... Czy ktoś mi wytłumaczy co się do cholery dzieje?!
- Chodź za mną. - powiedziała i nie czekając na odpowiedź ruszyła.
Otworzyła ciężkie, drewniane drzwi i zapaliła w małym pomieszczeniu światło. Pokój może i nie był mały, ale zagracony książkami. Kobieta szybkim ruchem odgarnęła kosmyk włosów za ucho.
- Tu możesz poczytać to co się interesuje. Tylko wyjdź najpóźniej przed 18.
Wyszła zostawiając mnie samą. No dobra. Westchnęłam i podeszłam do regałów. Przyglądałam się tytułom po czym wyciągnęłam jedną z cieńszych książek: "Demony cz.1". Otworzyłam mniej więcej w połowie. Po piśmie i datach domyśliłam się, że są to zapiski. Zaczęłam czytać:
"Rzym 1983r.
Zaprzyjaźniłem się wtedy z demonem. Trudno w to uwierzyć, ale nie wszystkie są złe. Kiedy tamtego wieczora wyruszyłem na polowanie zaskoczyła mnie ich ilość. Przynajmniej 15 bestii czekało, aż wyjdę z bezpiecznego mieszkania. Postanowiłem stoczyć walkę chodź spodziewałem się mojej porażki. Lecz udało mi się zabić wszystkich. Ja również byłem w krytycznej sytuacji. Traciłem co raz więcej krwi z ran od ich ostrych pazurów. Znalazł mnie mój przyjaciel. Nie wiedziałem czego chciał dokonać. Jednak zabrał mi sztylet i rozciął swoją dłoń, a jedną kroplę krwi wyciskał do każdej z ran. Byłem bardzo osłabiony więc odstawił mnie pod drzwi domu (demony nie mogły przekraczać naszych progów). Następnego dnia obudziłem się zupełnie sprawny. Nie wiem dlaczego ale ich krew leczy. Jednak mimo to nie zmieniłem się w demona. By mnie wyleczyć użył zbyt mało krwi by mogły zajść we mnie jakieś zmiany. (...)"
Wow. Czyli nie jestem pierwszą osobą, która się z tym spotyka. Lektura mnie mocno wciągnęła. A kiedy doczytałam do końca miałam jeszcze godzinę. Postanowiłam wziąć kolejną książkę, ale tym razem o Upadłych. Znalazłam dość ciekawą informację.
"(...) Upadły anioł nie zawsze radzi sobie z porażką. Nie zawsze potrafi znieść powód dla, którego musiał zostać odwołany. To trudne, dlatego niektórzy z nich stają się demonami. Inni po prostu się zmieniają często na gorsze. Może mogła by im pomóc bliska osoba, ale stracili wszystkich w chwili śmierci. (...)"
To trochę wyjaśnia zachowanie Chris'a. Był dziwnie nastawiony do świata. Tak obojętnie. Może właśnie dlatego, że się obwinia? A ja nawet nie dowiedziałam się dlaczego... Zamknęłam książkę z hukiem, a w powietrze wzbił się kurz ze stołu. Odłożyłam lekturę na miejsce i wyszłam. Idealnie zmieściłam się w czasie. Zaczęło padać. Byłam w idealnym nastroju by pozabijać kilka demonów. Wsiadłam na motor i pojechałam do centrum miasta. W pewnej ciemnej uliczce znalazłam jednego demona. Pierwszy raz widziałam takie okrucieństwo. Zabił człowieka. A potem się nim żywił. Wbiłam sztylet w jego plecy.
- Przyszłaś w złym czasie. - usłyszałam za sobą jadowity głos.
Gdy się odwróciłam stało za mną kilkanaście demonów. Nie byłam w stanie ich zliczyć. Cofnęłam się pod samą ścianę. Co teraz? Co teraz? Myśl. Nie panikuj. Spokojnie. Nie o taką przygodę mi chodziło gdy wyjeżdżałam. Podchodzili co raz bliżej. Zabiłam pierwszego z nich. Reszta zatrzymała się na chwilę.
- Nie podchodźcie, bo spotka was to samo. - powiedziałam pewnym głosem jak na strach, który czułam.
Wszystkie wybuchnęły śmiechem i ponownie ruszyły ku mnie. Po chwili poczułam pazury rozrywające moją koszulkę. Wciągnęłam brzuch, ale zdążył mnie zadrapać. Bolało. Zabijałam je, ale miałam wrażenie, że przybywało ich co raz więcej. Co chwila czułam się słabsza. Nie byłam w stanie już sama się obronić. Został ostatni. Bez trudu wytrącił mi sztylet z ręki. Podparłam zimną ścianę, gołymi plecami. Materiał, który został z mojej koszulki spadł na ziemię. Z kurtki również nic nie zostało. Bałam się. Lecz nie zdążył mnie skrzywdzić. Coś go zabiło. Coś sprawiło, że padł na kolana i wyparował jak inni. Bezsilnie opadłam na mokry beton. Deszcz przybrał na sile, zmniejszając moją widoczność. Podszedł do mnie mężczyzna i dopiero gdy klęknął mogłam ujrzeć jego twarz.
- Ian... - szepnęłam trzęsąc się.
- Zabiję je! - warknął pod nosem.
Szybko uleczył moją ranę. Usłyszałam kroki.
- Trzymaj się. - wyszeptał i zniknął.
Moje powieki zbyt mi ciążyły, ale nie dałam się. Byłam na tyle silna by podnieść się na nogi. Co prawda musiałam podbierać się o ścianę, ale nie poddawałam się. Postać zbliżała się. Ogarnął mnie strach. Próbowałam się jakoś zasłonić biorąc pod uwagę to, że moja koszulka jest w strzępkach i stoję w staniku i jeansach. Mokre włosy przykleiły się do mojej twarzy. Moje ciało dygotało z zimna. Po chwili usłyszałam ciepły głos, który tak bardzo chciałam usłyszeć:
- Jasmin?
Podszedł do mnie nie kto inny jak Chris. Szybko zdjął z siebie kurtkę i pomógł mi ją założyć. Wcale nie zrobiło się cieplej. Nie odzyskałam jeszcze sił po kolejnej dawce krwi i tylko dlatego pozwoliłam mu wsadzić się na tylne siedzenie jego mercedesa. Siedziałam jak najdalej od niego. Skuliłam się na siedzeniu. Wiedziałam, że chłopak co chwilę zerka na mnie w lusterku. Zaparkował przed motelem, w którym się zarejestrowałam. Odwrócił się do mnie i powiedział krótko:
- Wysiadaj.
Nie była to nawet prośba. Więc wszystko było jasne: gdy widział mnie niezdolną do niczego, prawie pół nagą to był opiekuńczy, ale gdy już nic mi nie groziło to stał się oschły. Byłam pewna, że to tylko maska. Ale jednak zabolało. Kiedy przez te 6 miesięcy tak bardzo tęskniłam teraz nie chciałam go widzieć. Kiedy okazało się, że on nie czuł nawet po mnie małej pustki, nie... Dlaczego Ian mnie nie zabrał? Drzwi z mojej strony otworzyły się. Przesunęłam się na drugi koniec siedzenia. Szatyn usiadł na moim poprzednim miejscu i wpatrywał się we mnie. Mój wzrok lustrował siedzenie przede mną. Wydawało mi się to bardzo ciekawym zajęciem.
- Wiem, że nie chcesz mnie ani widzieć, ani znać, ale skoro już się spotkaliśmy mogłabyś ze mną porozmawiać?
- Po co? - odparłam obojętnie.
To była moja obrona. Po prostu nie chciałam więcej cierpieć, a myśląc o tym co przechodziłam przez 184 doby nie miałam ochoty na powtórkę. Po moim policzku pojawiła się samotna łza. Lecz nim zdążyłam coś zrobić ciepła dłoń chłopaka ją starła. Nagle był bardzo blisko. Siedział tuż obok, a nasze kolana stykały się.
- Wiem, że cię zraniłem.
Fajnie, że wiesz. Mało facetów zdaje sobie z tego sprawę. Tylko co z tego? Wiesz i...? Odwróciłam głowę i zacisnęłam powieki chcąc zatamować cisnące się łzy. Ręka chłopaka delikatnie odwróciła moją głowę. Zacisnęłam usta w wąską kreskę. Z moich oczu polały się strugami łzy, a mój wzrok wyglądał przez przednią szybę. Na dworze nadal padało.
- Spójrz mi w oczy. - poprosił lecz ja spuściłam głowę . Chris załapał ją w obie dłonie i tym razem nie mogłam uniknąć hipnotyzujących oczu chłopka - Zrozum to w końcu, że się o ciebie martwię.
- Fajnie. - odparłam smutno - Tylko szkoda, że ci się zebrało na troskę teraz. Przez 184 dni od twojego zniknięcia nocami zazwyczaj ryczałam. - zdziwiłam go - Tak. Odliczałam każdy dzień bez ciebie.
- Posłuchaj... - przerwałam mu.
- Zostaw mnie. Nie chce już cierpieć.
Kiedy chciałam wysiąść ramiona chłopaka mocno mnie objęły. Nie pozwolił mi uciec. Spojrzał w moje oczy przyciągając mnie do siebie, byłam pewna, że stanie się to czego tak bardzo się bałam.
- Nie będziesz cierpieć...

*Jonathan*
Zjeździłem wszystkie brytyjskie wyspy, ale nigdzie nie znalazłem Jasmin. Czułem pustkę. Zabrano mi ją. Moją jedyną siostrę. Przecież od dziecka się nią opiekowałem. To były tylko dwa lata, ale przywiązałem się do niej. Później nie mogłem pogodzić się z decyzją rodziców. Byłem pewny, że dam radę ją obronić, ale nie słuchali. I dobrze. Później zabił mnie Ian. Nienawidzę go. Chciałem pojechać za granicę. Byłem pewny, że właśnie tam pojechała. I kiedy miałem wsiadać na prom dostałem sms:
Nic mi nie jest. Nie długo wrócę. Kocham cię
                                           Jasmin
Nie wiem co czułem. Z jeden strony ogromna ulga. Cieszyłem się, że żyła. Że nic jej nie jest. Lecz z drugiej nadal nie wiedziałem gdzie była i mogło jej grozić niebezpieczeństwo. Odpisałem jej, ale wiadomość nie doszła. Cholera! Wyłączyła telefon. Wróciłem do fabryki szybko jadąc przez deszcz. Było już ciemno. Zaparkowałem bokiem z piskiem opon. Szybko wszedłem do środka zostawiając mój pojazd przy drzwiach. Zrzuciłem mokrą kurtkę.
- I co? - spytał Olly, obok którego stał tata.
-Napisała sms, że nic jej nie jest i niedługo wróci. - odparłem.
Mimo to byłem wściekły. Uderzyłem w worek treningowy, który mono się odchylił. Odwróciłem się przodem do Olli'ego, ale nim coś powiedziałem manekin "oddał" mi i wywróciłem się na materac. Okropnie zły wstałem. Miałem ochotę krzyczeć. Blondyn to widział.
- Poćwicz trochę. Przejdzie ci. - poradził.
Miał rację. Solidny wycisk nieco uspokoił moje nerwy. Jasmin świetnie umiała na nich grać. To był jej talent wrodzony. Chciałem ją chociaż przytulić i upewnić się, że będzie dobrze. Na razie nic nie jest dobrze.





















_______________________________
Ann Horan - mogę cię zniszczyć za przewidywanie przyszłości?
Skąd wiedziałaś, że ona spotka Chrisa? Dobra nie chcę wiedzieć, bo okaże się jeszcze że magia istnieje ;)
Mam nadzieje, że wam się spodobał i proszę ------> zostawcie komentarz ;D

PROBLEM!!!

MAM PROBLEM! POMOCY!
Bo mam pomysł na bloga o 1D, ale jak zacznę pisać o 1D to zostawię ten blog, bo nie umiem pisać na dwa, co zrobić? Po prawej ankieta!
Dzięki ;)

środa, 18 lutego 2015

Rozdział 13

Dlaczego tak trudno zrozumieć świat?
Dlaczego wszystko wydaje się trudne?
Może do tej pory tego nie widziała, ale wszystko takie jest...


Siedziałam sama w moim pokoju. Było już po 12 p.m. Byłam zmęczona, ale nie mogłam spać. W mojej ręce tkwił długopis, nad nadal pustą kartką. Nie do końca wiedziałam co napisać. Westchnęłam. Coś chyba powinnam. Nie mogę tego zrobić bez wyjaśnienia. Nie wiedziałam co mną kierowało. Po prostu nie mogłam wytrzymać. To było dla mnie zbyt wiele. Potrzebowałam odetchnąć. Potrzebowałam wolności. Może od tego powinnam zacząć? Szybko naskrobałam wyjaśnienia. Tak. To odpowiednio powinno im powiedzieć dla czego to robię. Wzięłam plecak i zeszłam najciszej jak umiałam po schodach. Położyłam kartkę na stole. Wyszłam i zamknęłam drzwi na klucz. Ostatni raz spojrzałam na dom, w którym mieszkałam i westchnęłam. Usiadłam na motor i odpaliłam go. Czas na przygodę.

*Jonathan*
Przyszedłem po Jasmin bardzo wcześnie. Otworzyłem zamknięte drzwi i wszedłem do środka. Wszyscy jeszcze spali. A przynajmniej tak myślałem. Poszedłem do kuchni. W oczy rzucił mi się skrawek papieru, który leżał na stole. Podszedłem tam ogarnięty niepokojem. Czułem, że to coś związanego z  moją siostrą. Podniosłem kartkę. Od razu rozpoznałem pismo Jasmin: 

Kiedy to czytacie jestem już daleko. Proszę nie dzwońcie i nie piszcie. Odezwę się nie długo. Nie martwcie się. Wiem co robię. Potrzebuję tego. Obiecuję, że wrócę. Nie zastanawiajcie się dlaczego; sama nie znam odpowiedzi.
                                                                Kocham Was 
                                                                                      Jasmin

Co ona wyrabia? Uciekła? Zabierając kartkę ze sobą wybiegłem z domu. Szybko ruszyłem do fabryki. Wiedziałem, że będzie tam już Olly. Mimo, że zacząłem z nimi ćwiczyć paliły mnie płuca i nie mogłem złapać powietrza, ale biegłem dalej. Po chwili byłem na miejscu.
- Olly! - krzyknąłem.
Odwrócił się w moją stronę. Podałem mu papier. Kiedy przeczytał na jego twarzy pojawiło się niezrozumienie i zmartwienie.
- Musimy ją znaleźć. - powiedział i chciał iść.
Zatrzymałem go.
- Myśl racjonalnie. Ona już jest daleko. Lepiej poślijmy za nią anioła.
- To wszystko przez tego pieprzonego Chris'a! - wybuchnął blondyn.
Od dawna wiedziałem co czuł do mojej siostry, ale nie byłem do końca pewny czy chciałem,  żeby byli razem. To był mój mały problem.
- Uspokój się i poproś Kennetha, albo Jamesa.

*Jasmin*
Odetchnęłam świeżym powietrzem. Nowy Jork. Czas na zwiedzanie. W NY byłam zaledwie tydzień. Nie mogłam tam już wytrzymać. Tam jest więcej demonów niż mogłam się spodziewać. Nie mogłam przejść ulicą, bo ze 4 chciały mnie zaciągnąć do ciemnej uliczki i zabić. Okropne miasto. Mieszkałam w tanim motelu. Nie był to szczyt marzeń ale przynajmniej mogłam żyć. Nocami wymykałam się na "polowania". Zwabiałam demona i go zabijałam. Zdarzało mi się przez to płakać, ale musiałam nauczyć się z tym żyć. Nic innego nie mogłam zrobić niż próbowanie przyzwyczajenia się. Ruszyłam dalej. Tym razem trafiłam na Waszyngton. Może tu będzie trochę spokojniej. Przechodząc wieczorem jedną z ulic i zwiedzając miasto zauważyłam Keneetha. Podeszłam do niego od tyłu,
- Co tu do cholery robisz? - warknęłam.
Odwrócił się z lekkim uśmiechem.
- Romeo kazał mi cię szukać. Nieźle się maskujesz. Trafiłem tu dopiero teraz. Jak to zrobiłaś?
- Nie twój interes. Powiedz, że nic mi nie jest. Nie mów gdzie jestem i spadaj.
- Jak sobie życzysz.
Zniknął, a ja odetchnęłam. Poczułam mocny uścisk w ramionach. Ktoś ciągnął mnie w tył. Rzucił mnie na zimny beton dopiero w ciemnej uliczce. Szybko wstałam i odwróciłam się. Był to bez wątpienia paskudny demon. Złapałam sztylet. Pchnęłam w przód, ale zrobił unik. Zrobiłam to jeszcze raz tym razem obiema rękami czego skutkiem było zabicie bestii. Nie spodziewałam się jednak tego co nastąpiło chwilę później. Kolejny demon wyskoczył przede mną. Chciałam go zabić, lecz moje ramię zostało przebite od tyłu. Był tam jeszcze jeden. Z ostrzem wbitym w ramię musiałam sobie jakoś poradzić. Nie spodziewali się mojego kontrataku i zginęli. Okropnie bolało. Nie mogłam tego sama wyciągnąć. Uklęknęłam. Prawą ręką podążyłam do lewej łopatki. Nie dosięgałam rękojeści, a jeśli już to zrobiłam to czułam okropny ból, bo nacinałam takim sposobem skórę. Po chwili przy wejściu w uliczkę zobaczyłam postać. Nie wiedziałam kto to. Było zbyt ciemno. Podszedł do mnie. Był to mężczyzna. Cofnęłam się na kolanach pod ścianę i złapałam w dłoń sztylet. Podtrzymując się ściany zdrową ręką wstałam.
- Silna jesteś. - mruknął z uśmiechem.
Poznałam Ian'a. Moje serce zaczęło bić szybciej, a oddech przyśpieszył. Nie mogłam się bardziej cofnąć. Czułam jak ciepła i lepka ciecz spływa po moich plecach. 
- Idź do piekła. - warknęłam krzywiąc się z bólu.
Zaśmiał się.
- Już tam byłem. Raz starczy. Pomóc ci?
- Nie mam zamiaru jeszcze ginąć. - odparłam oddychając ciężko.
Ponownie osunęłam się na kolana. Nie miałam już siły stać. Traciłam coraz więcej krwi i byłam tego całkowicie świadoma. Chciał podejść. Wbiłam nóż w jego nogę.
- Niewiele ci to da. - mruknął.
Wyciągnął ostrze ze swojej łydki. Uklęknął obok mnie. Bałam się. Zacisnęłam powieki czekając aż Ian mnie zabije.
- Będzie boleć. - mruknął.
Krzyknęłam z bólu gdy wyciągnął ostrze z mojego ciała. Mój oddech nadal był ciężki. Nie mogłam go uspokoić. Widziałam co szatyn robił. Rozciął sobie dłoń, a kilka kropli jego krwi spłynęło na moją ranę. Poczułam lekkie pieczenie po czym wszystko (łącznie z bólem) zniknęło. Byłam słaba na tyle by nie móc się podnieść. Jednak chciałam z tym walczyć.
 - Czemu mi pomagasz? - spytałam ale już bez strachu.
- Nie chcesz wiedzieć. - jego białe zęby błysnęły w ciemności.
- Jeśli liczysz na jakąś pomoc ode mnie... - przerwał mi.
- Wiem, że jej nie otrzymam.
Więc czego chciał? Byłam pewna, że nie zrobił tego bezinteresownie. Podpierając się o zimną ścianę z cegły stanęłam na nogach i oparłam się o nią plecami. Mimo, że moje kończyny odmawiały mi posłuszeństwa starałam się nie upaść ponownie na ziemię.
- Gdzie mieszkasz?
- W Londynie. - nie byłam na tyle głupia, by mu powiedzieć w jakim motelu mieszkam.
- Mam cię tam odwieść?
- Nie. - zaprzeczyłam głośno.
- Więc gdzie?
- Na przedmieściach.
Jego ręce lekko mnie oplotły po czym demon mnie podniósł. Byłam zbyt zmęczona by protestować. Kiedy stanął na końcu uliczki poczułam jak się unosimy. Moje ręce automatycznie mocniej go objęły.
- Nie bój się. - mruknął.
Po chwili "lotu" znaleźliśmy się na miejscu. Ian położył mnie na łóżku.
- Czemu to robisz? - spytałam.
- Dowiesz się wkrótce. - zniknął, a ja zasnęłam.
Rano nie byłam w stanie myśleć o tym wydarzeniu. Wzięłam szybki prysznic i wyrzuciłam poplamione ciuchy. Ubrałam się w czarną bokserkę, tego samego koloru rurki i skórzaną kurtkę. Nie chciałam dłużej tu zostawać. Okropne miasto. Nigdy więcej tu nie przyjadę. Po raz kolejny ruszyłam w drogę. Tym razem do Los Angeles.

*Jonathan*
Siedzieliśmy zdenerwowani w fabryce. Nie udało nam się ukryć prawdy przed tatą. Strasznie martwił się o Jasmin. My również. Ponad tygodnia nie mogę sobie znaleźć miejsca. Kevin i Mara też są załamanie. Obwiniają się o to, że uciekła, ale to nie przez nich tylko przez Chrisa. Wszyscy (oprócz nich) tak myślimy. Po chwili pojawił się Kenneth.
- I co? - spytał Olly.
Brunet podszedł do nas i spojrzał z uśmiechem.
- Ja nie wiem Bill jak ty tą twoją córkę wychowałeś. - zaśmiał się.
- No mów. - ponagliłem.
- Więc znalazłem ją. Jest cała.
- Gdzie jest? - dołączył się tata.
- Przykro mi. Te dane są tajne.
Nim dostał cios z łuku zniknął z cichym śmiechem. Nie wiem co go tak bawiło. Przynajmniej wiedzieliśmy, że jest cała.
- A... - powiedział po chwili Kenneth - I widziałem jak Ian był przy niej. - po czym zniknął na dobre.
Nie możliwe. Ian? Dlaczego on to robił? Nie miał prawa się do niej zbliżyć! Teraz ja go zabiję, tak jak on mnie kilka lat temu. Nie wybaczę mu tego nigdy. Zabiję go! Warknąłem pod nosem i wyszedłem wściekły z fabryki. Wziąłem motor. Muszę ją odnaleźć i sprowadzić do domu. Gdziekolwiek jest, nie jest tam bezpieczna.


















________________________________________
Trochę zagmatwanie dzisiaj, ale myślę, że się połapiecie ;)
i teraz pytanko: lepiej cytaty po angielsku czy po polsku?
I podziękowania jak również dedykacja dla: Ann Horan
Za to, że komentujesz każdy rozdział i wpierasz mnie w pisaniu tego bloga ;)

wtorek, 17 lutego 2015

Rozdział 12

Sometimes cry
Sometimes smile
What is this?
Ha, ha funny... This is me...


Obudziłam się w fabryce. Było już jasno. No tak. Musiało być już późno. W styczniu późno robiło się jasno. Tak gdzieś koło ósmej... Usiadłam na stole. Tak właśnie tam zasnęłam. I wyjątkowo dobrze spałam. Dziś będzie już pół roku odkąd Chris zniknął. Mój moto stał przy wejściu. Tak naprawdę przez te 184 długich dni nic się nie działo. Każda kolejna doba wyglądała jak poprzednia:
Wychodziłam bez słowa z domu
Szłam na trening
Biegałam po mieście
Szliśmy na imprezę
A potem lądowałam w magazynie czytając jakieś zapiski (jak się dowiedziałam) Jonathan'a lub jadąc na miasto.
- Jasmin, jesteś tu? - usłyszałam Olli'ego.
Po chwili wyłonił się z cienia, który zawsze panował w tym budynku.
- Tak. Coś się stało? - ziewnęłam zasłaniając usta dłonią.
Blondyn z poważną miną podszedł do mnie. Chyba coś przeskrobałam. Tylko co? Przecież grzecznie ćwiczę i przychodzę na czas. A poza tym dopiero się obudziłam więc co mogłam zrobić źle?
- Wiesz jak się martwią twoi rodzice? - skarcił mnie spojrzeniem.
Nie. On o tym nie wiedział, czy mu się wyrwało?
- Poprawka. - mruknęłam niezadowolona - Moi opiekunowie.
Chłopak zmarszczył brwi. To oznaczało, że nad czymś intensywnie myśli. Ale nad czym? Nad moim zachowaniem? Przecież wszyscy zauważyli, że nieco się zmieniłam.
- Naprawdę tyle teraz dla ciebie znaczą? - spytał opierając ręce po obu stronach mojego ciała i spoglądając mi w oczy - Ludzie, którzy byli z tobą od dziecka, wychowywali cię i darzyli miłością naprawdę teraz nie są dla ciebie ważni?
- To jest trudny temat. - mruknęłam i chciałam odejść ale mi nie pozwolił uziemiając mnie w poprzednim miejscu.
- Jednak chcę żebyś mi odpowiedziała.
Spojrzałam w jego oczy. Z moich promieniował chłód. Lecz po chwili mocno się do niego przytuliłam. Odwzajemnił to.
- Po prostu ciężko jest mi zrozumieć to, że tak po prostu mogli mnie okłamywać całe życie. Nawet jeśli byli dobrzy teraz nie mogę o tym myśleć, bo czuję do nich żal.
Nie pewnie popatrzyłam na niego. Uśmiechnął się lekko.
- Wszystko rozumiem. - mruknął - Ale mimo wszystko minęło już dużo czasu... - przerwałam mu.
- Ale nie wystarczająco dużo.
Kiwnął głową w geście zrozumienia. Dziewczyny przyniosły nam coś do jedzenia, a potem zaczęliśmy trening. Przez te 6 miesięcy zaliczyłam kilka sprawdzianów i teraz ćwiczyliśmy całą czwórką. Dzisiaj miałam godzinę z Amelią, pół godziny z Dianą i półtorej godziny z Olli'm. Wyrobiły mi się mięśnie i nie miałam już problemów z wstawaniem. Miałam też dużo czasu na przemyślenia. Na mojej szyi istniały trzy cienkie białe kreseczki (ślad po Ian'ie). Obiecałam sobie, że kiedyś mu oddam z nawiązką. Za jakiś czas będę w stanie to zrobić. Usłyszeliśmy kroki i znieruchomieliśmy jak na sygnał.
- To tylko ja. - powiedział mój ojciec. Jego wzrok powędrował do motoru - Więc jednak poszłaś do magazynu Jona. Uwielbiał ten motor. - uśmiechnął się.
Tylko mu się przypatrywałam. W końcu on również nie pokazywał się od zniknięcia szatyna. Może te sprawy są jakoś powiązane? Jeśli tak to nie daruję Bill'owi.
- Olly mam informację. - powiedział.
Blondyn i dziewczyny usiadły na stole. Podeszłam do nich.
- Nie chcę żeby Jasmin wiedziała. - powiedział mój ociec.
- Nie zmienisz tego. Jest łowcą i twoją córką. Ma prawo. - powiedział Olly.
Bill spojrzał na mnie z troską po czym zaczął mówić:
- Dowiedziałem się gdzie dokładnie zabrali Marthę. Jest w lochach u Ian'a. Zawładną UnderLandem. Wszystkie demony mu się podporządkowały. Obiecał im władzę nad światem. Mniejsza o to. Żeby ją odbić musimy przedostać się między 10 tysiącami demonów. A to i tak nie wszystkie. Tyle udało mi się zliczyć w samych lochach, a ponad nimi jest pewnie tych bestii dwa razy więcej.
Coś mi nie pasowało. Czy tylko mi wydało się to podejrzane? Uważnie przyjrzałam się mężczyźnie.
- Skoro jest tam tak dużo demonów jak udało ci się tam wejść i wyjść? - spytałam bacznie obserwując jego twarz.
Uśmiechnął się łagodnie patrząc na mnie. Byłam czujna. Po prostu czułam zagrożenie z jego strony.
- Przebrałem się za jednego z nich, Na szczęście mnie nie rozpoznali.
Nie wierzyłam mu. Olly to widział. Dziewczyny wraz z nim zabrali mnie. Stanęli tyłem do Bill'a. Ja go widziałam.
- Co ty robisz? - spytał blondyn - To twój ojciec.
Po chwili zobaczyłam demona z nożami w rękach stojącego za moimi przyjaciółmi. Nie umiałam nic wykrztusić, ale pierwsze co zrobiłam to złapałam sztylet i rzuciłam nim w bestię. Dostał w ramię. Upadł na ziemię i przeturlał się kilka metrów. Podniósł się i wyciągnął z ramienia ostrze. Uśmiechnął się do mnie.
- Nieźle Emmo. - mruknął.
- Ian. - warknął Olly - Gdzie Bill?
- Z Marthą. Czekam, aż ich córeczka będzie chciała ich odbić. - nagle stanął na przeciwko mnie.
Jego dłoń dotknęła mojego policzka. Mój oddech mimowolnie przyśpieszył. Poczułam pulsujący ból w szyi. Zacisnęłam zęby. Moja dłoń owinęła się na rękojeści kolejnej broni. Wbiłam ją w brzuch demona.
- Odważna jesteś. - mruknął - Ale to tylko łaskocze. Nic więcej. - zaśmiał się i zniknął.
Więc jak mam go zabić? Jak mam sprawić, że nie będę czułą tego upokorzenia, płynącego z moich ran.
- Jasmin... - zaczął Olly.
Zaprzeczyłam ruchem głosy by nic nie mówił. Wsiadłam na motor i ruszyłam na zamkniętą bramę. Otworzyła się pod naciskiem koła. Bałam się, byłam zła, smutna... Nie wiem! Mocno przekraczałam wyznaczoną prędkość lecz po chwili znalazłam się poza miastem. Do tej pory nie wyjeżdżałam poza Londyn. Zatrzymałam się kilkadziesiąt kilometrów poza miastem. Miejsce, które wybrałam jako postój to łąka. Usiadłam na ziemi. Nie była pokryta śniegiem. Dlaczego zawsze muszę być sama? Brakowało mi Chrisa. Ciągle o nim myślałam. Często o nim śniłam. Żebym chociaż wiedziała gdzie jest i co robi... Byłabym może trochę bardziej spokojniejsza. Nie chciałam tylko wiedzieć czy mu na mnie zależało, bo im bardziej o tym myślałam tym bardziej wychodziło na to, że nie... Wstałam i zwróciłam się w stronę motoru. Skamieniałam. Koło niego stał chłopak w skórzanej kurtce i ciemnych włosach. Zrobiłam kilka kroków do przodu. Był to Jonathan. Odwrócił się w moją stronę i uśmiechnął się.
- Hej, Jasmin. - powiedział.
Jak to możliwe. Przecież widziałam go jako ducha. Nie mogłam tego pojąć.
- Jak? - spytałam tylko.
Zaśmiał się. To wcale nie było zabawne. Czułam się cholernie bezsilna.
- Ci z góry stwierdzili, że ci się przydam i zwrócili mi życie w zamian za wieczną służbę.
Zerwał się okropny wiatr. Drzewa zaczęły szumieć. a moje włosy przesłoniły mi zupełnie widoczność. Objęłam się ramionami. Było mi zimno - miałam na sobie tylko jakąś bluzę w której zasnęłam. Chłopak położył na moich ramionach swoją kurtkę.
- Ja poprowadzę. Wsiadaj. - powiedział.
Usiadłam za nim i mocno go objęłam. Nie jechaliśmy długo. Zaparkował pod domem.
- Wejdziesz? - spytałam stojąc pod drzwiami.
- Po to tu przyjechałem. - mruknął z uśmiechem.
Odwzajemniłam jego gest. Otworzyłam drzwi i weszłam. Do moich opiekunów zaczęłam od jakiegoś czasu mówić po imieniu, ale z szacunkiem. Nie zależało mi na tym by sprawiać im przykrość.
- Jestem! - krzyknęłam.
Ściągnęłam kurtkę i powiesiłam ją. Weszliśmy wraz z chłopakiem do kuchni i spojrzeliśmy na małżeństwo siedzące przy stole.
- Jonathan! - powiedziała z uśmiechem Mara i przytuliła mojego brata.
Kevin również się z nim przywitał. Blondynka również spytała o to jak to się stało, że chłopak wrócił. John powiedział, że zwrócono mu nieśmiertelność, ale jeśli zginie czeka go wieczna służba. Brzmiało to okropnie, ale wytłumaczył mi, że po prostu będzie aniołem, którym był też do tej pory. Poszliśmy do mojego pokoju. Był tam lekki bałagan. Szczególnie na biurku.
- Olly powiedział, że się zmieniłaś. - zaczął chłopak przyglądając mi się.
Odwróciłam wzrok. Kiedyś (przysięgam) zabiję blondyna.
- Nie. - odparłam i usiadłam na łóżku.
Usiadł obok mnie. Nie patrzyłam na niego. To prawda. Trochę się pozmieniało w moim życiu i trochę się zmieniło u mnie. Trochę się zmieniłam, ale miałam nadzieję, że nikt tego nie widzi.
- To przez Chris'a? - skąd wiedział o szatynie?
Teraz naprawdę byłam zła. Nie no Olly to już jest w grobie! Jak mógł mu to powiedzieć? To moja osobista sprawa. Jeślibym chciała sama bym mu powiedziała. To powinno zostać tylko moje. Czemu blondyn tego nie uszanował?
- Nie. - powiedziałam twardo.
- Ej, nie obrażaj się na Olli'ego. Chciał dobrze.
- To tylko i wyłącznie moja sprawa. - spojrzałam na niego - Jakbym chciała, to bym ci powiedziała. Olly za bardzo wtrąca się w moje życie.
- Drażliwy temat. - mruknął do siebie John.
- Żebyś wiedział.
Wypuściłam powietrze z ust. Trochę się uspokoiłam. Jonathan przytulił mnie. Odwzajemniłam jego gest.
- Jak bardzo zdążył namieszać ci w głowie? - spojrzałam w jego oczy.
Za bardzo.
- Nie namieszał mi w głowie. - odparłam.
- To dlaczego ciągle jesteś przez niego smutna?
- Nie jestem...
- Nie kłam. Obserwuję cię od 184 dni.
Westchnęłam. Życie wydawało mi się przez tamten czas takie niesprawiedliwe. Cieszyłam się, że mam chociaż jego. To dziwne mieć brata, o którym się wcześniej nie wiedziało. Oparłam głowę na jego ramieniu i spojrzałam na krople deszczu spływające po szybie.
- Sama nie wiem. - mruknęłam odpowiadając na jego pytanie.
Objął mnie ramieniem. Zamknęłam oczy. Poczułam się bardzo zmęczona.
- Śpij. Obiecuję, że zostanę.
Ziewnęłam i nawet nie wiem kiedy zasnęłam.
Obudziłam się z głową na poduszce. Byłam przykryta kołdrą, a włosy miała w totalnym nieładzie. Podniosłam się. John siedział przy moim biurku.
- Hej. - powiedziałam cicho.
- Cześć. - odparł z uśmiechem i usiadł koło mnie - Wyspałaś się?
- Nie bardzo. - ziewnęłam i przetarłam twarz dłońmi.
- Zjedz coś i pójdziemy do fabryki, ok?
Kiwnęłam głową na znak, że się zgadzam. Szybko poszłam do łazienki i wzięłam szybki prysznic. Wciągnęłam na siebie czarną bokserkę i siwe rurki. Na ramiona wzięłam czarną bluzę. Szybko zbiegłam na dół. Wyciągnęłam z lodówki jakiś jogurt i wyszłam zamykając dom. Usiadłam na motorze za Jonathan'em.
- Nie zdrowo jeść w biegu. - mruknął.
- Jakoś dam radę. - uśmiechnęłam się do niego lekko.
Po szybkiej jeździe znaleźliśmy się na miejscu. Weszłam do środka. Zauważyłam dwie postacie. Z blondynem rozmawiał Lucas. Podbiegłam do nich. Szatyn umilkł. Spojrzałam na niego wyczekująco. Odwrócił wzrok. Byłam pewna, że coś wie.
- Powiedz mi. - poprosiłam.
- Nie mogę. - nie spojrzał na mnie,
W moich oczach stanęły łzy. Więc jednak nie chciałam wiedzieć. Chris'owi widocznie od początku na mnie nie zależało. Poczułam się okropnie.
- Jasmin... - zaczął John.
- W porządku. - warknęłam i poszłam się przebrać.
Gdy wróciłam mój bart przyłączył się do rozmowy, ale wszystkie szepty ucichły gdy mnie dojrzeli. Minęłam ich obojętnie chodź zabolało. Wiedząc, że John i Olly coś wiedzą i rozmawiają o tym za moimi plecami... Ciężko było. Ale postanowiłam nie uciekać. Raz pokażę, że jestem silna. W końcu muszę dać radę. Mam być w końcu łowcą, tak?! Moje całe ciało krzyczało. Chciałam to jakoś opanować więc zaczęłam ćwiczyć. Nie wiele to pomogło więc po dwóch godzinach powiedziałam tylko, że idę biegać. Wyszłam. Ruszyłam powoli przez deszcz, ubrana w siwe dresy i tego samego koloru, dresową bluzę. Naciągnęłam kaptur na głowę. Co się działo z Chris'em? Musiałam się dowiedzieć. Ale nawet jeśli to co zrobię jak już będę wiedziała? Chcę chociaż wiedzieć czy on żyje... Usiadłam na ławce w parku. Oparłam głowę na rękach. Z moich oczu wypłynęło kilka łez. Mijało mnie wiele przechodniów, ale każdy się śpieszył chowając się pod parasolem. Życie w ciągłej ucieczce to nie życie. Zdążyłam się tego nauczyć. Zauważyłam, że od pewnej chwili bez ruchu stoi mi przed oczami para butów. Zmarszczyłam czoło. Pociągnęłam nosem i podniosłam głowę. Nie chciałam go teraz widzieć. Po co za mną poszedł?
- Słuchaj nie mogę ci za dużo powiedzieć. - mruknął.
- To po co za mną poszedłeś? - wytarłam twarz.
- Bo widzę, że za nim tęsknisz. Ten idiota kazał mi nic nie mówić, ale mam to gdzieś. Nie martw się. Ten dureń żyje. Na razie w nic się nie wplątał. - chociaż trochę mi ulżyło - Myślę, że powinniście pogadać.
- Lucas, my już nie mamy o czym rozmawiać.
Ta prawda mnie bolała, ale musiałam  ją w końcu przyjąć. Chris mnie zostawił. Nie chciał naszego związku i odszedł. Ok. Nie będę naciskać, nie ma powodu.
- Nie rozumiesz. - mruknął z uśmiechem szatyn.
Cmoknęłam go w policzek.
- Dziękuję. - wyszeptałam i pobiegłam dalej.




























____________________________________________
(tłumaczenie: czasami płacze, czasami się uśmiecha, co to jest? Ha, ha zabawne... To jestem ja...)
Najdłuższy jaki do tej pory napisałam ;) jestem z niego nawet zadowolona
mam nadzieje, że wam też się podobał (zostawcie komentarz) :D

poniedziałek, 16 lutego 2015

Rozdział 11


Przez pierwsze dwa dni nie wychodziłam z domu. Próbowałam pojąć dlaczego mnie zostawił. To przez to co się wtedy stało? Nie chciałam tego... Tak bardzo chciałam się do niego przytulić, a nie mogłam... Dzięki lekom od Kennetha rana szybko się zagoiła. Trzeciego dnia Olly nie odpuścił mi i zabrał do fabryki bym wznowiła treningi. Nie chętnie zabrałam się do pracy. Intensywnie ćwiczyłam cały dzień. Czwartego dnia nie mogłam podnieść się z łóżka z powodu bólu mięśni. Jednak zmusiłam się do wstania. Na stoliku nocnym leżała kartka i mały kluczyk. Rozłożyłam papier i przeczytałam:
Twój bart coś dla ciebie zostawił po swojej śmierci.
Nie wiem co to. Kazał mi przekazać klucz i powiedzieć
żebyś tam zajrzała gdy będzie ci smutno.
Mówił, że mu to pomagało.
Magazyn znajduje się na OakeStreet.
Nr 449
Postanowiłam nie iść jeszcze do magazynu. Czułam jak z każdym dniem się zmieniam. Pustka, która mnie wypełniała powoli zmieniała się w nienawiść i złość. Otworzyłam szafę. Wyciągnęłam z niej czarne rurki, czarną bokserkę i tego samego koloru skórzaną kurtkę. Więc będę sobą. Sobą, której nie muszę udawać. Skończyłam z grzeczną Jasmin. Mam nadzieję, że nie będzie mi jej brakować, bo raczej do niej nie wrócę. Bez słowa wyszłam do miasta. Odizolowałam się od moich opiekunów. Przestałam do nich mówić "mamo" i "tato". Ruszyłam do fabryki. Nikogo jeszcze nie było. Dobrze. Przebrałam się i odetchnęłam. Stanęłam na przeciwko manekina. Zadałam pierwszy cios. Poczułam mocny ból w ręce. Dawno nie ćwiczyłam. Jednak po chwili nie zważając uwagi na ból biłam naprzemiennie rękoma w twardą powierzchnię worka treningowego. Nawet nie zauważyłam kiedy przyszedł Olly. Zrobiłam sobie przerwy i napiłam się wody. Poczułam jak po mojej ręce spływa coś ciepłego.
- Cześć. - przywitał się blondyn.
- Hej. - odparłam.
Z moich dłoni leciała krew. Ale mam szczęście. Podeszłam do szafki i wyciągnęłam bandaże. Owinęłam krwawiące kostki i ponownie podeszłam do worka.
- Powinnaś odpocząć. - powiedział Olly.
- Daj spokój. Kondycja trochę mi spadła. Może powinnam pobiegać?
Cmoknęłam go w policzek i zwróciłam się w stronę drzwi. Zatrzymał mnie jego głos:
- Nie zmieniaj się ze względu na to, że się na nim zawiodłaś. - poprosił.
- Nie będę. - puściłam mu oczko z lekkim uśmiechem i wyszłam.
Truchtem pokonywałam kolejną ulicę. Spojrzałam na wyświetlacz telefonu. Biegałam już dwie godziny. Właśnie leciała mi trzecia. Postanowiłam chwilę odpocząć. Usiadłam na ławeczce w parku do którego dopiero wbiegłam.

Ruszyłam przez park. {spotkałam Chrisa}
- Więc chociaż usiądź na chwilę. - wykonałam to. On usiadł obok. Spojrzał na mnie - Wyobrażam sobie co Olly musiał ci o mnie mówić, ale nie musisz mnie unikać. Nie chcę... - przerwałam mu.
- Nie mam pojęcia o co chodzi. - wstałam - Ale załatwiajcie swoje sprawy między sobą. Na razie.

I nadal nie wiem o co chodziło. To śmieszne. Nie zdążyłam się w nim zakochać, a brakuje mi go. Dość! Wcale go nie kochałaś. To było chwilowe zauroczenie. Podobno takie związki są zabronione. Ale ty lubisz łamać zasady co? Pokręciłam głową i ruszyłam dalej. W domu wzięłam prysznic i zadzwoniłam do Diany.
- Hej. - przywitałam się.
- Cześć. - odparła.
- Masz czas wieczorem na imprezę? - usłyszałam okrzyk radości w słuchawce.
- Tak, tak, TAK! - krzyknęła - Do zobaczenia o 8p.m.!
Rozłączyła się, a ja zaśmiałam się pod nosem. Była nie możliwa. Zaczęłam od makijażu. Pomalowałam na ciemno oczy, zrobiłam czarną kreskę i pociągnęłam rzęsy tuszem. Ubrałam się w krótką, do połowy uda, czarną sukienkę i wysokie czarne szpilki. Na ramiona założyłam skórzaną kurtkę. Wyszłam z domu i skierowałam się w stronę lokalu. W połowie drogi spotkałam Dianę, Amelię i Olli'ego.
- Wow. - powiedziała Amelia przyglądając mi się - Nigdy się tak nie ubierałaś.
- Nigdy nie mów nigdy. - mruknęłam z lekkim uśmiechem.
Włożyłam ręce do kieszeń kurtki i razem ruszyliśmy do klubu. Na miejscy pierwsze co zrobiłam to poszłam na parkiet. Nie miałam zamiaru się upić, bo to nie w moim stylu. Chciałam nadrobić lata, w których myślałam, że imprezy są złe i były mi zabronione. Tańczyłam z jakimś chłopakiem.
Nie chciałam wiedzieć nawet z kim, po prostu chciałam potańczyć. Po chwili był wolniejszy kawałek, a ja trafiłam w ramiona Olli'ego. Chłopak mocno mnie do siebie przytulił, lekko kołysząc się w rytm melodii. 
- Dlaczego robisz mi na przekór? - spytał spoglądając mi w oczy z wyrazem zatroskania na twarzy.
- Nie robię. - odparłam spoglądając za niego.
Uważnie mi się przyjrzał, a ja wiedziałam o czym myśli "Nie robisz, a nie jesteś w stanie spojrzeć mi w oczy.". To była prawda, której nie chciałam ujawnić. Chciałam ją zakopać w lesie pod jakimś drzewem daleko od wschodu słońca.
- Proszę, nie przejmuj się tak nim. - przerwałam mu.
- Dlaczego ciągle mi to powtarzasz? - w moich oczach stanęły łzy.
- Bo mi na tobie zależy, ok?
Pokiwał głową. Mocno się do niego przytuliłam. Ufałam mu. Był jak brat. Równie mocno się o mnie martwił. Chciał odprowadzić mnie do domu, ale zaprotestowałam. Chciałam zahaczyć o magazyn. Ciekawiło mnie to co jest w środku. Szłam ciemnymi ulicami. Co kilka metrów trochę światła dawała latarnia. Po chwili znalazłam się przed odpowiednimi drzwiami. Przekręciłam kluczyk w zamku i uchyliłam drzwi. W środku było ciemno. Po lewej stronie znalazłam włącznik. Nacisnęłam go i weszłam zamykając za sobą. Na środku stały dwa motory. Pierwszy był do jazdy terenowej, a drugi to aktualnie najszybszy motor świata.
Na ścianach były półki, a po prawej stronie kilka szafek z narzędziami i zdjęciami. Na wszystkich był on... Mój brat, którego nie zdążyłam poznać. Był moim biologicznym bratem. Na każdym zdjęciu z uśmiechem dosiadał jednej z maszyn począwszy od najmłodszych lat. Na kilku gdy był naprawdę mały był z ojcem. Naszym ojcem...Czy tylko mi się wydaje to niesprawiedliwe? Chciałam go poznać. Chciałam mieć pełną rodzinę. A zamiast tego muszę mieszkać z tak naprawdę obcymi ludźmi. Po moim policzku zleciała łza. Spoglądałam w ziemię. Poczułam jak ciepła dłoń ociera moją twarz. Podniosłam wzrok. Ogromnie się zdziwiłam widząc... mojego brata. Delikatnie się uśmiechał, ale jego sylwetka rozmyła się po czym zniknęła. Podeszłam do szafy, w której było kilka kurtek podobnych do mojej, kilkanaście czarnych podkoszulków, kilka park spodni i dwa czarne kaski. Wciągnęłam na siebie spodnie i podkoszulek rzucając sukienkę na szafkę. Wyprowadziłam pierwszy motor i zgasiłam światło, po czym zamknęłam drzwi na klucz. Wsiadłam na motor i głęboko odetchnęłam.
- Niech w moim życiu stanie się coś dobrego. - mruknęłam i założyłam kask.
Odpaliłam motor, a przez moje ciało przeszedł przyjemny dreszcz. Powoli ruszyłam do przodu. Jednak szybko poczułam się pewnie i zaczęłam nieco szaleć. Ale nie przekraczałam zbytnio wyznaczonej prędkości. W końcu poczułam się wolna. Od wszystkiego. Od zmartwień i od cierpień. W końcu zacznę żyć tak jak będę chciała... To było moje postanowienie do końca życia.

















_________________________________________________
Dzisiaj bez cytatu, ale macie piosenkę (proszę włączcie ją) nie wiem dlaczego ale pasuje mi do rozdziału
Poczujecie klimat czytając opis przed zdjęciami motorów, bo właśnie w tamtym momencie zaczęłam jej słuchać ;)
mam nadzieje, że mimo, że krótki to wam się spodoba ;)
proszę zostawcie coś po sobie ;)

niedziela, 15 lutego 2015

Rozdział 10

Somebody is me
Who? Good question...


Ok. Uspokój się trochę. To nic, że właśnie przed tobą stoi twój biologiczny ojciec, krzyczy na twojego chłopaka i nie ogarniasz co się dzieje. Do cholery co to ma być?! Tak, definicją słowa "komedia" zdecydowanie może być moje życie.
- I tak nagle się pojawiasz? - spytałam mężczyznę.
Nienawidziłam go. Za to, że poznaję go dopiero teraz, i że mnie oddali. Pozwolili na to, bym była okłamywana. Nie chcę takich rodziców.
- Od dłuższego czasu chcieliśmy z mamą powiedzieć ci prawdę, ale porwali ją. Demony zabrały ją do piekła.
Prychnęłam. Ok. Demony spoko. Kilka już widziałam. Anioły i upadli? Też spoko. Tylko do cholery co to jest piekło? Co w przełyku piekło? Ach i ten sarkazm  w mojej głowie. No tak ja to musiałam sobie z popołudnia popsuć humor. A tak było fajnie, jak się dowiedziałam, że jestem adoptowana! Jedno wiem na pewno: nikomu nie można ufać. Nie licząc Chris'a.
- Chodźmy stąd. - poprosiłam Chris'a.
Złapałam jego rękę. Po chwili "mój ojciec" przyszpilił go do stołu i przystawił ostrze do gardła.
- Tknij ją chociaż małym palcem to wrócisz do piekła. - pogroził nadal nie puszczając chłopaka.
Odepchnęłam go od szatyna. Co on sobie myślał? Że nagle się pojawi i może wejść do mojego życia od tak?! NIE MA MOWY! Pomogłam się podnieść Chris'owi.
- Zostaw go. - warknęłam.
Mężczyzna ponownie podniósł broń lecz nie dotknęła szatyna tylko skrzyżowała się z moją. Zdziwiony spojrzał w moje oczy.
- Takie związki są zakazane. - warknął.
- Bill daj spokój. - Olly próbował go odciągnąć.
Wyszłam stamtąd z Chris'em. Miałam dość tego co się dzieje. Uparcie szłam do przodu słysząc kroki chłopaka obok. Po chwili zatrzymał mnie i mocno przytulił. Schowałam się w jego ciepłych ramionach. Po chwili poczułam jak ktoś odrywa mnie od szatyna i krępuje mi ręce i zasłania chustą oczy. Bałam się. Widziałam ciemność. Czułam jak ciągle ktoś mnie popycha. Czułam, że idziemy na egzekucję, tylko jeszcze wtedy nie wiedziałam co się wydarzy...

*Olly*
- Nic nie wskórasz Bill.
Chciałem go uspokoić. Sam w końcu zrozumiałem, że nie mam nic do gadania w sprawie Jasmin i Chris'a. Okropnie mnie to bolało. Kochałem ją, a ona nawet o tym nie wiedziała. To niesprawiedliwe, prawda? Nie chciałem jej teraz tego mówić. Zbyt wiele rzeczy na nią spadło w zbyt krótkim czasie. Było mi jej szkoda.
- Nie rozumiesz, że jak rada się dowie, to będzie śmiertelna. - powiedział poważnie - Co ja mam zrobić? Własna córka mnie nienawidzi.
Moment.... Czyli, że oni ze sobą chodzą? Żeby przetrawić tę informację musiałem usiąść. To prawda. Może ją za to spotkać ogromna kara. Powinien był jej powiedzieć. Ona nawet o tym nie wiem. On chce ją skrzywdzić? Tak jak Izabell?! Nieźle się wkurzyłem, ale patrząc na Billa szybko musiałem się uspokoić. W końcu był ojcem Jasmin.
- Daj jej czas. - mruknęłam, a on spojrzał na mnie swoimi ciemnymi oczami - Ostatnio wiele na nią spadło.
- Dobrze, że ma ciebie. - położył rękę na moim ramieniu.
Westchnąłem. Mnie ostatnio też zaczęła nienawidzić. A przynajmniej tak mi się zdawało. Bill porozmawiał ze mną o porwaniu Marthy (jego żony) i odszedł. Do wieczora intensywnie ćwiczyłem. Jednak kto by się spodziewał o 11 p.m. gościa w opuszczonej fabryce? Na pewno nie ja. A jednak ktoś wtedy do mnie przyszedł. Wyciągnąłem miecze słysząc kroki.
- To ja. - słabym głosem odezwał się Chris.
Szedł w moją stronę. Kiedy wyłonił się z cienia dopiero dostrzegłem, że prawie cały jest w bandażach, które przesiąknęły już krwią. Pomogłem mu i posadziłem go na stole. Wyglądał okropnie. Ktoś go pobił. Ale zaraz... Gdzie Jasmin? Przecież z nim była. Coś jej jest? Co się stało.
- Olly mam prośbę. - powiedział.
Spojrzałem mu w oczu. Wyglądał teraz tak żałośnie, a ja nie umiałem mu dowalić. Może nie jestem do końca zły?
- Słucham. - stanąłem na przeciwko niego.
Szatyn skrzywił się z bólu.
- Zajmij się Jasmin.
- Coś się stało? - wystraszył mnie.
Opowiedział mi wszystko co stało się po ich wyjściu.
- Zrozum. Przeze mnie jest poszukiwana. Jej rodzina mnie nienawidzi.
- Co zamierzasz? - spytałem.
- Zniknąć.

*Kilka godzin wcześniej*
Prowadzili ich gdzieś. Nie wiedzieli kto to, ani dokąd idą. Po chwili ściągnęli opaski z ich oczu. Byli otoczeni ze wszystkich stron demonami, a na środku stał on:
- Ian. - szepnął Chris.
Przestraszona Jasmin przybliżyła się do chłopaka. Nie wiedziała co się dzieje.
- A ty jak masz na imię Słoneczko?

Zwrócił się do Jasmin, Zanim dziewczyna coś zdążyła powiedzieć odezwał się Chris:
- Emma.
Ian uderzył go w twarz i warknął:
- Pytam ją.
Znów zwrócił swoje ciemne oczy ku Jasmin. Dziewczyna nie wiedziała kim jest ten demon, ale ufała Chris'owi i skoro on kłamał ona też powinna to zrobić.
- Emma. - odparła cicho.
Zaśmiał się.
- Macie się ku sobie co? - mruknął.
Uderzył Jasmin w twarz tak, że upadła na ziemię. Z oczu dziewczyny zaczęły sączyć się łzy. Pazury demona zostawiły dość głębokie rany na jej szyi.
- Na co czekacie?! - warknął Ian do demonów - Zniszczcie go! - wskazał na szatyna i zniknął.
Jedyne co w tej chwili dziewczyna mogła zrobić to wołanie o pomoc.
- Pomocy! - krzyknęła i zemdlała z wycieńczenia.
Po chwili pojawił się Kenneth i James. Najpierw zabrali Chrisa, który miał rany od pazurów na całym ciele. Potem wrócili po Jasmin. Dziewczynę i chłopaka zabrano do lecznicy. Jasmin nie była odporna na wszelkiego typu obrażenia więc długo po prostu spała, a Chris gdy tylko się obudził, zniknął...

*Jasmin*
Bałam się. Bałam się otworzyć oczy, bo nie wiedziałam co zobaczę. Bałam się, że zobaczę Chris'a. Usłyszałam głos Olli'ego. Jak to? Więc gdzie jestem. Powoli otworzyłam najpierw jedno oko, a potem drugie. Leżałam w moim pokoju na łóżku. Obok siedział blondyn i rozmawiał z Kenneth'em. Nie wiedziałam o czym. Chciałam obrócić się w ich stronę. Jęknęłam z bólu gdy napięłam mięśnie szyi.
-  Nie ruszaj się. - nakazał Kenneth - Będę leciał. Do jutra.
- Cześć. - mruknął Olly.
Po chwili poczułam jak blondyn mnie przytula.
- Jasmin muszę ci coś powiedzieć. - szepnął - Chris wyjechał.
Jak to? Zostawił mnie bez pożegnania? Nie zrozumiałam tego. Przecież chciał być blisko. A teraz? Tak po prostu odszedł? Na jak długo? Jak daleko?
- Co? - tylko tyle zdołałam wykrztusić.
- Powiedział, że musi gdzieś jechać i poprosił, żebym się tobą zajął.
Z płaczem wtuliłam się w Olli'ego. Znów ból psychiczny podziałał znieczulająco. Dlaczego znów zostałam sama?

































__________________________________________
tłumaczenie: ktoś jest mną. Kto? Dobre pytanie...
Tak, wiem krótki ALE za to kolejny będzie dłuższy ;)
naprawdę się staram i oprócz grafiki (typu nagłówek) zaczynam przygodę z filmikami i postaram się może zrobić zwiastun (nie obiecuję!)
proszę komentujcie ;) a i jeśli macie jakieś uwagi co do rozdziałów to wyrażajcie swoją opinię (tylko nie hejty!) ;)

sobota, 14 lutego 2015

Rozdział 9

The water is cloudy
I can't see the bottom 


Chciałam być kimś innym. Kimś innym? Czyli kim? No nie wiem... Może sobą?
Czułam to niebezpieczeństwo. Kiedy moje usta i jego się złączyły... wszystko zniknęło. Zostaliśmy tylko my. Nie mogłam o niczym innym myśleć w tym momencie. Byłam tylko ja i on. To było takie... inne niż to co przeżyłam do tej pory. Nigdy się nie całowałam. Więc był to dla mnie pierwszy pocałunek. Nie umiałam nic zrobić. Z jednej strony chciałam go odepchnąć - nie potrafiłam. Moje ręce same oplotły jego kark. Jego dłonie obejmowały moją talię. Trzymał mnie blisko siebie. Nie mogłabym go nawet odepchnąć. Miałam wrażenie, że ten pocałunek trwa bardzo krótko, ale było to już kilka minut. Po chwili słyszałam już tylko nasze ciężkie oddechy. Szatyn oparł swoje czoło o moje.
- Pozwól mi być blisko. - poprosił szeptem.
Nie patrzyłam w jego oczy. Nie potrafiłam. To co oni wszyscy zrobili zabolało, ale czy po tym jak oni obaj zrozumieli swój błąd było o czym mówić? Chcę o tym zapomnieć, to prawda, ale nie wiem czy jestem gotowa na coś, czego on by chciał. Nie wiedziałam czy umiem kochać. Po tym wszystkim co się wydarzyło wolałam zamknąć uczucia w sobie. Dlatego tak cholernie ciężko mi się z tym pogodzić, że jednak coś do niego czuję.
Serce. Kawałem z napisem Chris. Powiększył się. Nagle zajął inne miejsce. Stał się ważniejszy. Z tego miejsca do mojego organizmu poprzez krew rozprzestrzeniało się kilka uczuć. Przeważającym było... szczęście. Jednak nie mogę wykluczyć czegoś co czułam równie mocno: strach. A to czego nie czuł organizm a rozpoznało serce to miłość i bezradność. Czy to właśnie on uratuje moje serce od czarnej dziury zapoczątkowanej kawałkiem: Nina?
- Jasmin, proszę. Daj mi szansę. - wyszeptał.
Spojrzał w moje oczy. Widziałam w nich strach. Co miałam zrobić? Co było odpowiednie? Chrzanić odpowiedzialność i konsekwencje za swoje czyny. Wystarczy mi cierpień. Nie chcę znów kogoś ranić, i siebie przy okazji. Nie mogłam nic powiedzieć. Po prostu słowa nie chciały mi przejść przez gardło. Przytuliłam się do niego. To musiał odczytać jako odpowiedź, bo nie byłam w stanie zrobić nic więcej.
- Przepraszam... - zaczął, ale mu przerwałam.
- Nie musisz. Widzę, że zrozumiałeś. - odparłam cicho.
Usiadłam na łóżku i naciągnęłam rękawy na dłonie. Było mi zimno. Podciągnęłam kolana pod klatkę piersiową i objęłam się ramionami. Chris wziął koc i delikatnie mnie nim okrył po czym, przytulił mnie do siebie. Dlaczego się tak przy nim czułam? Tak inaczej? Miał w sobie coś co czyniło go dla mnie wyjątkowym.
- Ten demon - zaczęłam cicho - powiedział, że więcej ich nie zobaczę. O kim mówił?
Miałam nadzieję, że szatyn wie. Naprawdę nie mogłam wpaść na to kogo mogą mi zabrać. Przecież do tamtej pory byłam sama.
- O twoich rodzicach. - szepnął nie pewnie.
Nie mogłam tego zrozumieć. Czy nie żyli? Czy ktoś ich zabił? Porwał? Co mogło się stać? Dlaczego nie mogłam ich zobaczyć?
- Jak to? - spytałam.
- Nie. - wyszeptał czytając to wszystko z moich oczu - On nie mówił o tych rodzicach. On mówił o twoich prawdziwych, biologicznych rodzicach.
- Co? - mój głos brzmiał co raz ciszej.
- Wytłumaczę ci to, ale na spokojnie. Powinnaś się przespać.
Nie protestowałam. Znów z byt wiele rzezy się na mnie zwaliło. Położyłam się. Poczułam, że chłopak odchodzi. Złapałam jego rękę.
- Proszę, zostań. - wyszeptałam.
Z lekkim (typowym) dla niego uśmiechem położył się obok i mocno mnie przytulił. Mimo, że zamknęłam oczy, i że byłam potwornie śpiąca nie mogłam zasnąć. Problemem był mój strach. Bałam się, że znów coś mi się stanie. Jak to jest, że w tych wszystkich filmach te aktorki nie przechodzą załamania nerwowego ani depresji? Przecież to okropne zabić. Nawet "coś". To coś było kiedyś kimś. To nie dawało mi spokoju.
- Czym się martwisz? - spytał chłopak obracając się tak by jego głowa była na poziomie mojej.
Spojrzał w moje oczy. Jego były radosne. Dużo inne niż gdy tu przyszedł. Cieszył się, aż tak bardzo moją decyzją?
- Boję się. - przyznałam cicho - Tego, że znów coś wpadnie do domu, że tym razem sobie nie poradzę, że... - przerwał mi.
- Nie nakręcaj się. - delikatnie odgarnął włosy z mojego policzka, a jego dłoń na nim spoczęła - Uwierz, że nie pozwolę na to by stała ci się krzywda.
To wyznanie wydało mi się szczere. Wierzyłam w to co mówił. Mocno się do niego przytuliłam, chowając się w jego ciepłych ramionach. Przymknęłam oczy.
- Przepraszam jeśli zrobię coś nie tak. - spojrzałam na niego. Patrzył przed siebie - Ludzkie uczucia w większości są mi obce. - teraz na mnie spojrzał.
- Więc jesteśmy podobni. Ja nigdy się jeszcze nie zakochałam. - odparłam szeptem, a on uśmiechnął się.
Pocałował mnie czule w czoło. Takie gesty były słodkie. Uwielbiałam je. W zasadzie to zaczęłam je uwielbiać.
- Śpij już. Powinnaś odpocząć. Pamiętaj, nie pozwolę, żeby ktokolwiek, lub cokolwiek cię skrzywdziło.
Uśmiech zatańczył na moich ustach. Poczułam się nieco pewniej i nieco lepiej. Wtuliłam się w ciepły tors chłopaka. Zamknęłam oczy. Chciałam zasnąć i śnić o czymś innym... lepszym niż to co dzieje się teraz w moim życiu. Ktoś w psychiatryku powiedział by pewnie, że mam nie równo pod sufitem, kiepski przypadek i w ogóle, ale ja byłam po prostu człowiekiem. Po prostu nieśmiertelnym człowiekiem...
Poczułam delikatne muśniecie. Kiedy się powtórzyło lekko pocałowałam chłopaka.
- Już późno. - mruknął z uśmiechem - Twoja mama już kilka razy pukała.
Otworzyłam oczy. Chłopak był dzisiaj wyjątkowo radosny. Miałam nadzieje, że jego dobry nastrój mi się udzieli.
- Chris, mam prośbę. - usiadłam.
Chłopak zrobił to co ja sadowiąc się przede mną. Jego dłonie spoczęły na moich kolanach. Spojrzał mi w oczy i czekał na to co powiem dalej.
- Obejrzymy film dzisiaj wieczorem?
Chciałam odetchnąć trochę od bycia kimś innym niż jestem. Więc dziś będę sobą.
- A co chcesz mnie przedstawić rodzicom? - uśmiechnął się i nachylił tak, że jego twarz była bardzo blisko mojej.
- Może. Po prostu chcę spędzić z tobą trochę czasu. - odwzajemniłam jego uśmiech.
Kiedy chłopak chciał mnie pocałować, do drzwi zapukała mama. Odepchnęłam szatyna, a on poleciał w tył i upadł na kołdrę. Zaśmiał się, ale na twarzy miał grymas niezadowolenia. Zniknął. Otworzyłam drzwi. Mama wyraźnie się ucieszyła. Czy ja w ogóle mogę tak do niej mówić? Podobno nie jestem jej córką...
- Jasmin martwiłam się. Długo nie wstawałaś. - powiedziała.
- Późno zasnęłam. - spojrzałam w bok.
Miałam nadzieję, że nie zauważy, że kłamię. Po mnie czasem było, czasem nie było widać. Zależy jak bardzo się starałam.
- Rozumiem. - uśmiechnęła się - Chodź na śniadanie.
Bez oporów zeszłam na dół. Usiadłam przy stole gdzie siedział "tata". Czułam się  nie zręcznie. W końcu nie byli moimi rodzicami, a przez te wszystkie lata mnie okłamywali. Czasem myślę, czy dobrze wtedy zrobiłam, ale inaczej nie umiałam postąpić. W końcu nie wytrzymałam. Trzasnęłam kubkiem o stół zwracając na siebie uwagę moich opiekunów.
- Jestem adoptowana, tak? - spytałam patrząc w podłogę.
Nastała cisza. Spoglądałam od jednego do drugiego, ale ani mama ani tata nie chcieli mi tego wyjaśnić. Mam prawo wiedzieć. Przecież chodzi o mnie!
- Nie. - odparła ostrożnie mama - Byliśmy przyjaciółmi twoich rodziców. Poprosili byśmy zapewnili ci normalne życie.
- Co ty myślisz, że ja w to uwierzę?! - w jednej chwili stałam na prostych nogach.
- Nie wiesz dużo o tym w jakim świecie żyjesz. - spuściła wzrok.
- Doprawdy? - zakpiłam - Okazuje się, że nic nie wiesz o "swojej córce".
Wybiegłam nie zważając na wołania taty. Byłam wściekła. Jak mogli mi to zrobić? Mogli mi powiedzieć... Tylko jak powiedzieć małemu dziecku, że jest adoptowane? Po części ich rozumiem. Też nie umiałabym tego powiedzieć. Ale powinni byli to zrobić. Kiedy tylko znalazłam się w moim schronieniu po moim policzku zleciała łza. Do dzisiejszego ranka miałam nadzieję, że to co powiedział Chris nie jest prawdą. Poczułam ciepłe objęcia. Schowałam się w ramionach szatyna mocno się do niego przytulając. Pogłaskał mnie po włosach. Nie chciał żeby sprawy tak się potoczyły, ale inaczej się nie dało. Po prostu musiałam ich o to spytać.
- Nie przejmuj się. - wyszeptał - Oni chcieli dla ciebie dobrze. Nie wiedzieli, że tak zareagujesz.
- Chris, wiem, że chcieli dobrze, ale to nie upoważnia ich do okłamywania mnie przez całe moje życie.
Spojrzał w moje oczy.
- Wiem. - mruknął i mocno mnie przytulił.
Kiedy trochę ochłonęłam poszliśmy do fabryki. Powinnam znowu zacząć treningi. W końcu muszę być łowcą, którego nie przestraszy demon. To co przeżyłam wczoraj, jednak nadal siedziało mi w głowie. W końcu pierwszy raz musiałam kogoś (coś) zabić. Po cichu weszliśmy. Olly z kimś rozmawiał. Był to mężczyzna po pięćdziesiątce (plus minus), o ciemnych włosach i budowie mniej więcej takiej jak blondyn. Wow. Powoli szliśmy w ich stronę. Olly nas zauważył.
- Cześć. - przywitaliśmy się.
Mężczyzna spojrzał w naszą stronę.
- Jasmin. - szepnął.
Ekstra. Kolejna osoba, której nie znam, która mnie zna! Chory świat! I co mam zrobić? Czuję się cholernie bezradna. Nienawidzę tego uczucia!
- A pan to...? - spytałam.
Mężczyzna cofnął się o krok. No jasne, jeszcze ucieknij... Chris złapał moją rękę. Jeszcze nie wiedziałam po co.
- Zostaw ją! - warknął mężczyzna.
- Bo co? - odparłam zła.
- Bo jestem twoim ojcem.



























__________________________________
Jeśli nie podam żadnej wiadomości o cytacie oprócz tłumaczenia, to znaczy, że wymyśliłam go sama ;) (tłumaczenie: woda jest mętna, nie mogę zobaczyć dna)
wiem, krótki, ale powiem wam, że wrócił mi pomysł na tego bloga ;)
Widziałam jeden głos na zmianę opowiadania - powiem, że to trochę smutne, bo oznacza, że ktoś w komentarzach kłamie i opowiadanie wcale nie jest fajne ;(
kto jest za tym żeby zostało, głosuje! ;)
zostawcie komentarz (to dla mnie ważne ) :D

poniedziałek, 9 lutego 2015

Rozdział 8

Wstałam z łóżka i poszłam do łazienki. Musiałam się ogarnąć. Moje włosy były w całkowitym nieładzie, a oczy podkrążone. Nie mogłam spać. Prawie w ogóle nie spałam w nocy. Nie wiedziałam na co liczyłam. Może na to, że się pojawi? Naprawdę nie wiedziałam... Chciałam tylko z nim porozmawiać... Tylko o czym? Może żałował tego co wczoraj zrobił? Oh... Spojrzałam w swoje odbicie. No tak. We mnie nie ma nic ciekawego. Co ja sobie wyobrażam! Jestem taka jak każda inna dziewczyna. No nie. Każda inna ma normalne oczy. Moje były zielono- piwne. Ale przeważała zieleń. Chciałabym, żeby ktoś kiedyś powiedział, że moje oczy są piękne...Wcale nie były. Rozczesałam włosy i związałam je w niedbałego koka. Ubrałam się w siwe rurki i czarną luźną koszulkę i zeszłam na dół. Rodziców nie było. Widocznie pojechali już do pracy. Zjadłam szybko coś na śniadanie i ruszyłam do szpitala. Mieli mi ściągnąć szwy. Nie chciałam myśleć o wczorajszym wieczorze. Powodem tego były chyba moje uczucia wobec szatyna i tego wszystkiego, a skutkiem było moje cholernie złe samopoczucie. Po chwili znalazłam się na miejscu. Lekarz bardzo szybko i bezboleśnie przeprowadził zabieg. Po tym powiedział, że powinnam jeszcze na siebie uważać i nie trenować zbyt intensywnie. Sorry, ale jak nie będę trenować to demon mnie znowu pośle na szpitalne łóżko. Tego to ja nie chciałam. Powoli rozkoszując się promieniami słońca doszłam do fabryki. W mojej głowie pojawiła się myśl: Kim właściwie był Lucas? Też upadłym? A może aniołem? Nie miałam kogo o to spytać. Olli'ego wolałam nie denerwować moim zainteresowaniem tą całą sytuacją (buntem). Weszłam przez drzwi. Usłyszałam głosy więc zostałam w cieniu. Nie wierzyłam w to co widzę. Przede mną było kilka osób. Zaledwie: Amelia i Diana ubrane na czarno. Am miała w dłoniach długie ostrza, a Diana w jednej bat a u pasa miała sztylet. Nieopodal nich stał Olly, a na stole siedział Chris i Lucas. Wszyscy, tylko nie ja. Więc jak byłam w szpitalu to nagle wszyscy zaczęli się interesować, bo biednemu dziecku coś się stało, a jak trzeba walczyć to wszyscy odsuwają mnie na bok, tak?! Otóż nie! Nie pozwolę na to! Czułam się paskudnie. Nawet Chris z nimi był. Zaczęło ściskać mnie w gardle. Uczucie, które zapowiadało, że będę płakać. Dlaczego znowu? Bo wszyscy uważają, że nie daję rady. Całe życie byłam kimś innym! Trochę wyrozumiałości i czasu, a może dam radę! Ale skoro nawet oni we mnie nie wierzą to czy jest jakaś szansa, że przeżyję kolejne spotkanie z demonem? Zacisnęłam na chwilę oczy po czym wybiegłam stamtąd. No co do cholery im wszystkim byłam?! Czułam się jak osoba na doczepkę. Ej, nie masz co robić?
Tak, to wpadnij do mnie,
Nie, szkoda. To na razie.
Nie byłam kimś takim. Nie odpowiadało mi takie życie. Skoro mnie nie chcą odejdę. Po prostu. Zacznę działać na własną rękę. Pobiegłam do mojego ulubionego miejsca. Spojrzałam na London Eye.

Coś ciepłego mnie otuliło. Coś co pozwoliło mi nadal nie zamykać oczu. Była to kurtka. Spojrzałam w górę. Z drzewa krople leciały prosto na moją głowę co nieco pogorszyło widoczność, ale rozpoznałam postać.
- Możesz wstać? - spytał.
Zaprzeczyłam tylko ruchem głowy. Chłopak westchnął. Delikatnie mnie objął. Moje zimne ręce zetknęły się z jego gorącą szyją. Przeszedł mnie nieprzyjemny dreszcz.

Usiadłam pod drzewem. (...) Poczułam ciepłe ramie i wystraszyłam się. Był to Chris.
- Zły dzień? - spytał z typowym dla niego uśmiechem.
Oparłam tylko głowę na jego ramieniu. Nie chciałam o niczym mu mówić.

Mocno mnie przytulił.(...)
- Wiem, że nic nie rozumiesz. - powiedział - Ale z czasem wszystko stanie się łatwiejsze. Uwierz.
- Próbuję, Olly. Próbuję.

Nic nie było łatwiejsze. Nic nie było lepsze. Próbowałam go zrozumieć. Chyba w końcu mi się udało. Jestem łowcą. A skoro nim jestem muszę wziąć się w garść. Napisałam mamie sms, że poszłam na spacer, by się nie martwiła. Poszłam do lasu. Mam się wziąć za siebie. To będzie moja myśl przewodnia. Żadnych facetów, żadnych koleżanek, przyjaciółek, żadnych znajomych... To życie może okazać się dla mnie lepsze. Dlaczego? Bo nikt mnie nie zrani. Stanęłam przed drzewem. Odetchnęłam głęboko i zaczęłam zadawać ciosy. Prawy, prawy, lewy, schyl się, kop... I tak w kółko. Gdy zaczęłam odczuwać lekki ból w ręce i plecach przestałam. Powoli wracałam do domu. Na niebie pojawiły się burzowe chmury. Mam nadzieję. że zdążę dojść do domu. Spojrzałam na telefon. Miałam nieodebrane połączenie od Olli'ego i Amelii oraz kilka sms od blondyna.
Musimy pogadać.
Będę czekał u ciebie.
Gdzie jesteś?
Odechciało mi się wrócić do domu. Zmieniłam kurs. Powędrowałam do kawiarni. Zdążyłam idealnie przed deszczem. Usiadłam przy oknie. Spojrzałam przez nie. Po moim policzku zleciała łza. Szybko ją starłam. Ktoś przysiadł się do mnie. Był to blondyn o ślicznym uśmiechu i kolczyku w wardze. Wszystko było by ok, gdyby nie był aniołem. Nie wiem, skąd to wiedziałam. Przeczucie. Łowcy tak umieją?
- Hej, - przywitał się - jestem James.
- Jasmin. - odparłam.
Uśmiechnął się szerzej. Jeśli jest kolejnym kolegą Olli'ego to oszaleję.
- Często siedzisz sama i płaczesz?
- Często siadasz z obcymi dziewczynami i je wypytujesz?
Zobaczyłam błysk w jego oku.
- Za dużo czasu spędziłaś z Chrisem - wstałam. Tak zdecydowanie był kumplem blondyna. Chciałam iść - Olly mnie nie przysłał. Akurat tu byłem. Nie uciekaj.
Postanowiłam jednak usiąść. A co jak wypapla się Olli'emu?
- Blondyn się o ciebie martwi. - powiedział uważnie mi się przyglądając.
- Nie mów mu o naszym spotkaniu.
- Ok. Nie jestem  jak Kenneth. - uśmiechnął się pod nosem.
Oparłam się o miękkie siedzenie. Może on będzie normalny. Milczeliśmy. Trochę zaczęło mi to ciążyć. Chłopak dostał sms.
- Co mam odpisać Olli'emu na pytanie: znalazłeś ją? - zacytował.
- Nie. - odparłam - Dzięki za towarzystwo. Muszę spływać.
- Spoczko. - puścił mi oczko i spojrzał w ekran.
Biegłam przez deszcz. Do domu wróciłam cała mokra. Było mi zimno, a w domu już panował mrok. Zapaliłam światło. Wzięłam szybki, gorący prysznic i poszłam do sypialni. Ubrałam się w suche ciuchy, Usłyszałam jakiś szmer na dole. Wyciągnęłam sztylet. Otworzyłam drzwi. Rozejrzałam się. Nikogo nie było. Powoli podeszłam do schodów. Ktoś był w kuchni i ją demolował. Słyszałam to bardzo dobrze. Zeszłam najciszej jak potrafiłam. Zatkało mnie gdy zobaczyłam demona. Nie zauważył mnie. Schowałam się za ścianą. Odetchnęłam. Teraz albo nigdy. Gdy wyłoniłam się zza ściany potwór stał naprzeciwko mnie. Miałam ochotę wydać krzyk, zrobić cokolwiek, wypluć płuca krzycząc na cały głos. Poczwara uśmiechnęła się jadowicie i wysunęła pazury. Co to to nie! Wezbrała we mnie odwaga. Cisnęłam ostrze prosto w serce bestii. Konając upadła na kolana.
- Nigdy ich nie zobaczysz. - powiedziała i rozpłynęła się.
Tak jakby jej nigdy nie było. Byłam roztrzęsiona. Zabiłam właśnie "coś", "Coś" co kiedyś było kimś. Broń wypadła mi z ręki. I co miało znaczyć "nigdy ich nie zobaczysz"? Kogo? Po chwili usłyszałam trzaśnięcie drzwi wejściowych. Złapałam broń i schowałam się za ścianą. Usłyszałam ciche kroki. Ktoś szedł w tą stronę. Raz... dwa... trzy! Skoczyłam na tą osobę wywracając nas. Przystawiłam jej ostrze do gardła. Cholera! To tylko Olly.
- Jasmin co jest? - spytał.
Rzuciłam broń i wstałam. Odeszłam od niego a z moich oczu popłynęły łzy.
- Co się stało? - spytał ponownie lekko mnie obejmując.
- Był tu i ja... musiałam... - nie mogłam nic powiedzieć.
Słowa uwięzły mi w gardle. Blondyn mocno mnie przytulił.
- Już dobrze. - szepnął.
Jego słowa zadziałały kojąco. Mimo, że nie chciałam go widzieć. Nie radziłam sobie z tym. Gdy się trochę uspokoiłam odsunęłam się od niego.
- Martwiłem się. - powiedział.
Zaśmiałam się gorzko. Spojrzał na mnie pytająco. Pewnie będzie udawał, że nie wie o co chodzi. Co to, to nie.
- Daj spokój Olly. - odparłam - Nie wiem na co ja wam. Jestem balastem. Po prostu jestem zbędna.
- Skąd ci to przyszło do głowy? - przysunął się do mnie.
- Ok. Raz wpadłam. Chciałam uratować Ninę, to źle? Ale do cholery nie knujcie za moimi plecami! To boli wiesz?!
Czując cholerną bezradność i niesprawiedliwość uciekłam do swojego pokoju. Rzuciłam się na łóżko schowałam głowę w poduszkę i po prostu się rozryczałam jak małe dziecko. Blondyn pukał, wołał, prosił, lecz ja nie otworzyłam. Po co? Nie chciałam słuchać kolejnych wytłumaczeń.
- Dzieciak z ciebie. - usłyszałam Kennetha.
- Spieprzaj, bo znowu strzelę. Tym razem nie w ramię. - powiedziałam wściekła nie patrząc na niego.
- Wyrażaj się. - mruknął - Olly się martwi. Nie możesz tego zrozumieć?
- Jakoś nie. - warknęłam.
Słowa: "martwi się" były dla mnie już jak wymówka. Usprawiedliwienie swoich czynów. To było po prostu do bani. I to nie była moja wina. Na prawdę? Może jednak to przeze mnie te słowa tak brzmią? Ostatnio wszystko jest przeze mnie.
- Co się dzieje? - usłyszałam Jamesa.
- Cholera spadajcie! - warknęłam na co zniknęli.
Ile można było słuchać w kółko tego samego. Nie potrafiłam już wytrzymać. Podeszłam do wieży. Włożyłam płytę. Zaczęła się piosenka:
Face up again the glass
I looking out... hmm
Is this my life I'm wondering
Jak bym słyszała moje marne życie. Rozwiązanie: Stań się wolna a wszystkie problemy znikną. To naprawdę takie proste?
- Od problemu nie uciekniesz. - tym razem był to Chris.
Nie odwróciłam się do niego. Nie miałam zamiaru z nim rozmawiać. Tylko jemu ufałam. Nagle to zaufanie wyparowało i znów był dla mnie tym chłopakiem z baru, od którego muszę trzymać się z daleka.
- Wiem, że cię zawiodłem, ale to dla twojego bezpieczeństwa.
- Do cholery zrozumcie! - odwróciłam się do niego przodem - Skoro się w to wciągnęłam nie będę bezpieczna. Ani ty, ani Olly tego nie zmienicie swoim beznadziejnym zachowaniem!
- Wiem. Ale warto jest mieć nadzieję nie?
W moich oczach zbierały się łzy. Nie byłam gotowa na rozmowę z nim. Dlaczego? Jakoś tak.
- Po co przyszedłeś? - spytałam, a mój głos brzmiał co raz słabiej.
- Niedokończona sprawa. - wyjaśnił.
Lecz nim zdążyłam coś powiedzieć, cokolwiek zrobić pojawił się przy mnie...

























________________________________
Uf... rączki bolą nie powiem, ale fajnie się pisało. Co myślicie o (kolejnym) nagłówku? ;)
Jest mroczny taki jaki chciałam! ;)
dzisiaj cytat z piosenki w środku rozdziału więc oto i piosenka: Natasha Bedingfield - Wild horses (tłumacznie: Przykładam twarz do okna wyglądam na zewnątrz... hmm Czy to moje życie? Dziwi mnie to...)
To do następnego, zostawcie komentarz i jak wiadomo następny rozdział na weekend (mhm bo nie dodam szybciej ;))