niedziela, 1 lutego 2015

Rozdział 5

Too much on your head
you've been runnin' for miles tun out of  breath
(...)
tryin' to figure out what you've become


Jasmin wydawało się, że jej powieki są zbyt ciężkie by je unieść. Poczuła pod ciałem coś innego niż to na co upadła. Nie pamiętała co się z nią działo. Nie wiedziała jak długo była nie przytomna. Powoli otworzyła oczy. Widząc 4 ściany w bieli wystraszyła się. Nie wiedziała co się stało. Przecież nie przyszła tu sama. Jedyne co pamiętała to ciemne otoczenie, prawdopodobnie na świeżym powietrzu. Chciała się podnieść, ale zatrzymał ją okropny ból w lewym ramieniu i u dołu pleców. Jej twarz wykrzywił grymas bólu. Nie miała na czym się oprzeć. Czuła się jak osoba w ciemnym pomieszczeniu - miała wrażenie, że nic nie widzi. Objęło ją ciepłe i silne ramie.
- Nie ruszaj się. - skarcił ją Chris.
Chłopak odkąd dziewczyna wyszła z fabryki śledził ją. Cały czas siedział w szpitalnej sali, czekając, aż Jasmin obudzi się. Pomógł jej się położyć. Sam nie był pewny co czuł. Nie wiedział już nic. To były ludzkie uczucia, zupełnie mu obce. Spojrzał na zagubioną dziewczynę. Zastanawiał się: co ma jej powiedzieć?
- Co się stało? - spytała wpatrując się w niego z niemą prośbą o pomoc.
- Myślałem, że ty mi powiesz. - odparł.
Nie chciał, by wiedziała, że za nią szedł. Nie powinna nigdy się dowiedzieć czym on jest. Sam od dwóch lat obwiniał się za coś co nie do końca było jego winą. Ponownie jej się przyjrzał. Wydała mu się bezbronna. Wiedział, że się bała, ale nie mógł nic zrobić. Wiedział, że jej bliscy za chwilę tu przyjdą. Wolał się usunąć. Kiedy chciał się oddalić, dziewczyna złapała jego rękę.
- Zostań, proszę. - wyszeptała.
Sama nie wiedziała dlaczego - przy nim czuła się bezpiecznie. Jakoś zaczęła mu ufać i wręcz nie potrafiła sobie wyobrazić, że on może ją teraz zostawić.
- Twoi rodzice za chwilę przyjdą. Obiecuję, że wpadnę później. - ścisnął jej rękę na pożegnanie i wyszedł nie obracając się.
Wiedział, że jeśli chodź raz na nią spojrzy zostanie. Nie mógł. Nie mógł pozwolić by zobaczył go przy niej ktoś z jej rodziny. Nie potrzebne mu były zbędne pytania kim jest, co robi, gdzie mieszka? Wiedział jedno. Nigdy więcej nie pozwoli jej na to, co stało się tamtego wieczora...

* * *

Jasmin biegła. Nie wiedziałem gdzie. Musiałem lecieć by mnie nie zauważyła. Byłem na tyle nisko by ją widzieć, ale na tyle wysoko by ona nie mogła mnie dojrzeć lub usłyszeć. Znaleźliśmy się na plaży. Schowałem się w drzewach niedaleko spotkania jej z jakąś kobietą. Byłem zbyt daleko by usłyszeć rozmowę. Ta kobieta była demonem. Oprócz niej wokół pojawiły się jeszcze dwa. Zaszły Jasmin od tyłu i zraniły ją w plecy, a "kobieta" cięła w ramie dziewczyny. Kiedy brunetka straciła przytomność wkroczyłem do akcji. Nie mogłem pozwolić by ją zabili. Nie mogłem jej stracić. Zabiłem je jej ostrzem, a potem schowałem je w krzakach. Ktoś się zbliżał. Schowałem się do mojej kryjówki. Był to Olly. Zadzwonił na pogotowie. Zdążyłem tylko wyrzucić mu jej broń i uciec. Starałam się krążyć wokół nich i tak trafiłem do szpitala. Odkąd Jasmin była nieprzytomna byłem obok niej...
                                         
* * *

Miałam już dość pytań. Mama ciągle tylko pytała: jak się czujesz, brakuje ci czegoś, co mogę zrobić? Zupełnie nie o to mi chodziło. Cały czas gdy coś do mnie mówiła i gładziła mnie po głowie próbowałam przypomnieć sobie jakiś szczegół. Nie potrafiłam. Ale coś jednak zaświtało mi w głowie. Nie było z nimi Nadii.
- Gdzie Nadia? - spytałam.
Rodzice spojrzeli po sobie. O co chodziło? Nie mogli po prostu odpowiedzieć? Zaczęłam wymyślać scenariusze. W mojej głowie roiło się od czarnych myśli. Co się do cholery stało?
- Jasmin, Nadia nie żyje. - powiedziała mama.
W tamtej chwili wszystko się wróciło. Przypomniałam sobie jak to wszystko się stało. Co się stało. Nie mogłam płakać. Nie przy nich...

* * *

Znalazłam się na plaży. Stanęłam na przeciwko jakiejś kobiety. Była blondynką. Jej twarz zmieniła się. Nigdy czegoś takiego nie widziałam. Jej oczy nieco się zapadły i miały czarną obwódkę, a same zmieniły kolor na czerwony. Paznokcie u jej rąk wydłużyły się tworząc szpony. Odruchowo cofnęłam się krok. Nie mogłam uciec. Chodziło o Nadię.
- Zostaw moją kuzynkę. - wycedziłam przez zaciśnięte zęby.
Usłyszałam niski śmiech. To nie był ten kobiecy głosik, który słyszałam przez telefon. Przeszedł mnie dreszcz. Bałam się. Jednak uparcie stałam w jednym miejscu. Muszę pomóc Nadii.
- Próbuj pomóc swojej kuzynce. - z przekształconego ciała wydobył się basowy głos.
Odepchnęłam to i strach. Wyjęłam sztylet i kiedy już miałam atakować poczułam ukłucie u dołu pleców i potworny ból. Krzyknęłam i upadłam na kolana. "Kobieta" wyrwała sztylet z mojej ręki i wbiła go w moje lewe ramię. Ponownie krzyknęłam. Opadłam na zimny i mokry piasek. Zanim jednak całkiem odleciałam, zobaczyłam skrzydła... czarne skrzydła.


* * *

Poprosiłam rodziców by zostawili mnie samą. Czułam się paskudnie, bo w końcu jak może się czuć osoba odpowiedzialna za śmierć drugiego człowieka? Nadia nie żyje przeze mnie. Z trudem i bólem odwróciłam się na prawą stronę. Łzy leciały po moich policzkach i nosie, a następnie wsiąkały w niewygodą poduszkę. Zacisnęłam powieki. Chciałam wymazać to z pamięci, chciałam uciec od tego. W tamtym momencie zwalił mi się świat. Co miałam zrobić? Nie mogłam cofnąć czasu i naprawić swojego błędu. Byłam pewna, że potrafię je zniszczyć, że sobie poradzę. Zawiodłam... Przeze mnie ona nie żyje. Przeze mnie już nigdy nikt jej nie ujrzy. Przeze mnie będą cierpieć jej bliscy. Co ja do cholery zrobiła? Usłyszałam ciche kroki. Otworzyłam oczy. Przy łóżku kucał Chris. Spojrzał w prost w moje oczy.
- Co się stało? - spytał, a jego ciepła dłoń delikatnie wytarła moje policzki.
Sam jego dotyk sprawił, że poczułam się nieco lepiej. Ale smutek i żal, a przede wszystkim poczucie winy było zbyt wielkie. 
- Nina nie żyje. - szepnęłam, a z moich oczu polało się więcej łez.
Zauważyłam w jego oku jakiś błysk. Coś wiedział, lecz nie miałam siły wtedy o to spytać. Głos ugrzęznął mi w gardle. Nie chciał się ze mnie wydobyć. Chłopak wśliznął się na miejsce obok mnie i delikatnie mnie przytulił uważając na moje wszelkie rany, i zadrapania.
- Opowiedzieć ci bajkę? - spytał.
Bajkę? Nie jestem za stara na bajkę? 
- Tak. - odparłam cicho próbując znaleźć schronienie w jego ciepłych ramionach.
Przy nim czułam się trochę lepiej. Wiedziałam przede wszystkim, że nic mi nie grozi. Chciałam uciec od tego co się stało, on chciał mi pomóc.
- Dawno, dawno temu... - przymknęłam powieki i wsłuchałam się w jego lekko zachrypnięty głos. Chciałam skupić się tylko na tym - Może nie tak dawno, w magicznej krainie mieszkała dziewczyna. Była wysoką blondynką, o błękitnych oczach. Pewnego dnia gdy pojechała na polowanie do lasu, napadnięto na jej wioskę. Zły król wraz ze swym smokiem spalili całą wioskę i ludzi, którzy nie zdążyli uciec. Garstka rolników, która się schowała, opowiedziała jej o całym zdarzeniu. Blond włosa nie namyślała się długo i wskoczyła na grzbiet swojego wiernego wierzchowca, obiecując reszcie mieszkańców, że króla spotka odpowiednia kara. Wyruszyła w nieznane tereny swojego kraju. Tułała się po polach, lasach, a nawet bagnach. Szukała błękitnego smoka, bo tylko on mógł pokonać złego króla i ciernistego smoka. Musiała wspiąć się na najwyższą górę, a tam na najwyższą wieżę kryształowego pałacu. Po drodze na górę spotkała dwa ogromne trole. Powiedziały, że zjedzą ją i jej karego konia. Jednak blond włosa nie przejęła się tym. Chciała je przechytrzyć. Jednak nie udało jej się. Udało jej się uciec, ale była przekonana, że jej wierzchowca zjedzono. Wspinała się dalej tłumiąc w sobie żal i smutek. Jednak gdy doszła na samą górę pod pałacem ujrzała swojego wiernego przyjaciela całego. Pomógł jej się wpiąć na najwyższą wieżę w zamku. Gdy spotkali błękitnego smoka opowiedzieli mu swoją historię. Smok obiecał pomoc i tak też zginął ciernisty smok i zły król. Błękitny smok powiedział dziewczynie, że jest zaklętym księciem. Jak w każdej bajce odczarować może go tylko pocałunek prawdziwej miłości. Dziewczyna zgodziła się spróbować. To jej pocałunek go uratował. - powoli zasypiałam ale chciałam usłyszeć koniec - A morał taki: nie wszystko przychodzi łatwo, ale miłość potrafi wszystko...

Kiedy się obudziłam Chris'a nie było obok mnie. Miałam nadzieję, że jednak zobaczę go nim pójdzie do domu. Usłyszałam hałasy dobiegające z korytarza przed moją salą. Był to Olly i Chris. Czy oni nie mogą zawrzeć jakiegoś rozejmu? Ta rzecz, o którą poszło nie mogła być tak wielka by wiecznie się kłócili. Spojrzałam w ich stronę. Olly spotkał mój wzrok.
- Obudziłeś ją idioto! - warknął i uderzył barkiem w ramie szatyna.
Obaj do mnie weszli.
- Będę leciał. - powiedział Chris, a kiedy blondyn spojrzał na mnie chłopak wykonał taki gest:

Uśmiechnęłam się a on wyszedł. Kiedy zniknął za rogiem blondyn zaczął.
- Prosiłem żeby się z nim nie spotykała.
Znowu? Prosiłam go... A poza tym, przyszedł tu tylko dlatego, żeby powiedzieć mi kolejny raz że mam się nie zadawać z Chrisem?
- Nie posłuchałam. - przegryzłam wargę.
Poczułam kujący ból w lewym ramieniu. Skrzywiłam się.
- Boli? - spytał z zatroskaniem w oczach.
- Nic mi nie jest. - odparłam szybko i zamaskowałam mój stan.
Westchnął. Zbyt się o mnie martwił. Ale miał rację.
- To co się wydarzyło; to nie była twoja wina.
Zaśmiałam się gorzko.
- Olly, gdyby nie ja Nadia by żyła. Kogo to wina jeśli nie moja?
Na to pytanie nie znał odpowiedzi.






























________________________________________________
cytat z piosenki: Pezet - Nieważne (znaczenie: za dużo masz na głowie, przebiegłeś mile, do utraty tchu, (...) próbujesz rozwikłać czym się stałeś)
Cieszę się, że go skończyłam ;)
Akcja nieco się zmienia, mam nadzieje, że wam się podoba ;)
proszę skomentujcie ten rozdział, bo to mnie motywuje do dalszej pracy (nie musicie się logować by komentować, możecie to zrobić anonimowo ;))
PS: jaka narracja najbardziej przypadła wam do gustu? (z tego rozdziału?)

3 komentarze:

  1. Mi blog już się podoba, fajnie tu u Ciebie xd
    Piszesz też całkiem nieźle, dlatego z przyjemnością będe tu wpadać :D
    To jest chyba pierwszy blog, w którym Zayn to nie Zayn xd haha
    Co do narracji to ja nie mam zdania na ten temat. Mi się podoba wszystko, ty zdecyduj, jak Ci się lepiej pisze ;)
    czekam na następny rozdział :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki, że wpadłaś ;)
      Szczerze: zależy mi na twojej opinii ;)
      Następny rozdział nie długo (może na weekend lub szybciej ;))

      Usuń
  2. O kurde co tu się dzieje .Jezzys jaki wspaniały rozdział :*

    OdpowiedzUsuń