sobota, 21 lutego 2015

Rozdział 15

Dlaczego jej nie powiedzieli?
Kłamstwo koi, prawda rani...


Strach. To właśnie to uczucie kazało mi uciekać. Jednak siedziałam jak sparaliżowana. Wcześniej nie zauważyłam tego, ale chłopak zmienił się. Zapuścił lekki zarost, włosy mu podrosły, przypakował... Jednak dla mnie był tą samą osobą, która mnie zostawiła... Tak po prostu. Bałam się. Tego, że znów może mnie zostawić. Moje zaufanie zmieniło się. Jednak, czy jest możliwość "odbuduj"? Chcę by on z tej opcji skorzystał...
Jego usta delikatnie musnęły moje. Widząc, że nie uciekam, nie próbuję go odepchnąć pocałował mnie. Tak bardzo tęskniłam, za jego słodkimi ustami. Jego, krótki zarost lekko drażnił moją skórę. Sama nie wiem co teraz czułam. Wiedziałam, że nie mogę go stracić. Moje ręce objęły jego szyję. Ten pocałunek co raz bardziej pozbawiał mnie tlenu, choć miałam wrażenie, że to Chris nim jest. Że jest całym moim powietrzem... Wtuliłam się w jego ciepły tors lecz z moich oczu nadal leciały łzy.
- Czemu płaczesz? - spytał.
- Boję się. - przyznałam cicho.
Spojrzał w moje oczy mocno mnie przytulając. Poczułam błogi spokój. Przy nim byłam bezpieczna.
- Czego?
- Że to tylko sen.
Uśmiechnął się. Delikatnie wytarł moje policzki, a jego kciuk przejechał po moich rozchylonych wargach.
- W takim razie śnimy oboje.

Obudziłam się. Spojrzałam na prawo. Znajdowałam się w moim pokoju w Londynie. Coś nie grało. Motor stał pod domem. Gwałtownie zerwałam się z łóżka. Bałam się. Czyli to wszystko był sen? W śnie śniłam, że będzie lepiej, że wyjechałam? Odwróciłam się tyłem do okna. Na łóżku siedział Chris i przyglądał mi się z lekkim uśmiechem. Kiedyś go zabiję. Ale nie umiem opisać jaka ogarnęła mnie ulga widząc go. Rzuciłam mu się na szyję tak, że wylądowaliśmy na łóżku. Leżałam na nim. Mocno mnie obejmował.
- Wariatka. - mruknął z uśmiechem.
- A jakieś "dzień dobry"? - spytałam ironicznie, z ogromnym uśmiechem na ustach.
Pocałował mnie przyciągając jeszcze mocniej o ile było to możliwe. Wspomnienia wczorajszego pocałunku wróciły. Dziś też pozbawił mnie oddechu.
- Hej. - powiedział patrząc mi w oczy.
- Hej. - odparłam.
Nie mogłam oderwać wzroku od jego czekoladowych tęczówek. Hipnoza? Magia? Nie, po prostu Chris. To by wiele wyjaśniało. Odgarnął mój niesforny kosmyk włosów, za ucho. Moje dłonie opierały się na jego torsie.
- Właściwie jak się tu znaleźliśmy? - spytałam.
- Jak zasnęłaś zadzwoniłem po Lucasa. Pomógł mi trochę i uwinąłem się do północy.
- Sprytnie.
- Bardzo.
Jego usta znów były bardzo blisko. Jednak przerwało nam głośne naciśnięcie klamki. Usiedliśmy na łóżku, Do pokoju wparowała Mara. Kiedy nas zobaczyła nie wiedziałam co czuła. Przez jej twarz przemknęła radość, która szybko została zastąpiona złością.
- Ty ją namówiłeś do wyjazdu! - oskarżyła Chrisa.
Chciałam zaprzeczyć. Wyjaśnić. Lecz blondynka wybiegła z pomieszczenia. Byłam pewna, że zadzwoni po Olli'ego lub John'a.
- Dlatego wyjechałem. - mruknął mi do ucha - Bo wszyscy, którzy są ci bliscy mnie nienawidzą.
- Co z tego. - spojrzałam w jego oczy, a moja ręka podążyła do jego policzka - Skoro ja cię kocham.
Uśmiechnął się szeroko po czym zniknął. Z delikatnym uśmiechem wyciągnęłam czyste ubrania i poszłam do łazienki. Wzięłam szybki prysznic i związałam włosy w wysoką kitkę. Naciągnęłam na siebie niebieskie jeansy i beżowy sweterek na długi rękaw. Zeszłam na dół. Nikogo nie było. Wlałam sobie do kubka kawy i zrobiłam kanapkę z sałatą, pomidorem i ogórkiem. Podczas mojego śniadania do domu, niczym antyterroryści, wparowali: nie dość, że Olly i Jonathan to jeszcze mój ojciec. Świetnie. Mara zawiadomiła wszystkich, którzy faktycznie są przeciwko szatynowi. Ale czy coś może zmienić moje uczucia? Wydaje mi się, że nie.
- Jasmin. - John podszedł do mnie z ulgą.
Mocno go przytuliłam. Cieszyłam się, że znów go widzę po tych dwóch tygodniach. W końcu ile można.
- Gdzie Chris? - spytał Olly.
Był zły. Miał napięte mięśnie i spięty ton głosu. Wiedziałam, że najchętniej zabiłby szatyna, ale nie mogłam na to pozwolić. Postanowiłam zastosować inną taktykę. Proszę nich się uda.
- Chcecie dopaść osobę, która się mną zajęła po napaści demonów? Powinniście być mu wdzięczni. Pewnie jak by mnie nie znalazł to bym zmarła w tej uliczce i zostałabym zjedzona jak moja poprzedniczka.
Może nieco koloryzowałam, ale muszą w końcu zaakceptować to, że Chris nie chce mnie skrzywdzić. Mimo, że jest Upadłym, dla mnie to mój Anioł Stróż. Czego chcieć więcej? Wszyscy stali w osłupieniu nie do końca rozumiejąc to co powiedziałam. Potrzebowali widocznie chwili na przetrawienie tych informacji. Eh... No dobrze.
- Idę poćwiczyć. - powiedziałam ściągając kurtkę z wieszaka.
Naciągnęłam ją na ramiona i wyszłam. Przed domem stał czarny mercedes. Z uśmiechem usiadłam na miejscu pasażera (z przodu).
- Jeszcze mnie nie dorwali. - mruknął z uśmiechem szatyn.
- Może jednak ich przekonam, że nie jesteś groźny. - ruszył z piskiem opon.
Na pewno domyślą się, że z nim pojechałam. Ten mój idiota... Spojrzałam na niego znacząco.
- Przepraszam. - powiedział z typowym dla niego, cwaniackim uśmiechem - Nie mogłem się powstrzymać.
Nie jechaliśmy długo, ale za to w ciszy. Na szczęście nie ciążyła mi ona. Po chwili chłopak zaparkował. Wysiedliśmy. Jego dłoń złapała moją. Splótł nasze palce. Mocno mnie trzymając ruszył do przodu. Po chwili miałam piękny widok na London Eye. Moje ulubione miejsce... Usiedliśmy pod drzewem. Szatyn objął mnie. Moja głowa spoczęła na jego ramieniu. Przeszło mnie przyjemne ciepło. Dobrze mieć go znowu blisko.
- Obiecaj, że więcej mnie nie zostawisz. - poprosiłam.
Jego wargi przyległy do mojego czoła. Przymknęłam oczy ciesząc się jego gestem.
- Już nigdy. - mruknął cicho.
Uśmiechnęłam się. Skończyłam 18 lat. Od początku tego roku nie chodzę do szkoły. Cały mój czas zajęły treningi. Kiedy Ian zaczął podburzać demony musieliśmy się przygotować. Ale... W mojej głowie pojawiło się pytanie: Jakim cudem mój ojciec wrócił? Przecież Ian go zabrał... Może się uwolnił.
- Jasmin, - zaczął chłopak, a ja spojrzałam na niego - Gdyby coś znowu mi się stało... - przerwałam mu.
- Ian nas nie zaatakuje. - odparłam.
Przyjrzał mi się uważnie. Próbował odczytać z mojej twarzy to co starałam się ukryć. Nie powinien się dowiedzieć o pomocy demona.
- Kiedy wczoraj cię znalazłem to on był przy tobie, prawda?
Patrzył na mnie wyczekująco. Westchnęłam. Mimo, że Ian o to nie prosił wiedziałam, że nie chciał by ktokolwiek wiedział. Ale ufałam Chrisowi. Bezgranicznie.
- Tak. Pomógł mi. Proszę nie mów nikomu.
Zaniepokoił się. Widziałam to po jego oczach. Nie miał powodu żeby się martwić. Wszystko było ok.
- Opowiedz mi to. - poprosił.
- Napadły mnie demony. Zabił tego ostatniego i uleczył moją ranę, a potem odszedł i ty się pojawiłeś.
Przytuliłam się do niego mocniej. Miałam złe przeczucie. Zazwyczaj się sprawdzało. Tym razem nie mogło. Nie mogłam go przez to stracić. Tego naprawdę się bałam. Zobaczył to w moich oczach. To, że boję się jego odejścia. Mocno mnie przytulił i cmoknął w czubek głowy.
- Nie martw się. - szepnął - Po prostu... zastanawiam się co go podkusiło, żeby ci pomóc.
- Mnie też to zastanawiało. - przyznałam.
- Powinnaś pogadać z ojcem i bratem.
Zgodziłam się skinieniem głowy. Pojechaliśmy do fabryki. Miałam nadzieje, że będzie mógł ze mną zostać. Nie miałam ochoty rozstawać się z nim nawet na chwilę. Weszliśmy. Chłopak zamknął za nami ciężkie drzwi. Gdy tylko wyszliśmy z cienia ojciec i Jonathan wyciągnęli bronie.
- Dajcie spokój, dobra? - poprosiłam przytulając się do chłopaka.
Stanęliśmy kilka metrów od nich. Nie chciałam by coś naprawdę stało się Chrisowi.
- Chcę porozmawiać. - zaczęłam.
- O czym? - spytał Bill uważnie przyglądając się szatynowi.
- O Ian'ie.
Jak na zawołanie usłyszałam:
- Hej Jasmin. - demon pojawił się koło mnie.
Chcieli go zaatakować. Stanęłam przed nim. Zdziwiłam ich. Nie mogli go skrzywdzić. Pomógł mi.
- Czemu chcecie go zabić? - spytałam.
- Braciszku znowu się spotykamy. Jesteś jakiś żywy. - powiedział.
Zamurowało mnie.


















________________________________________
Co myślicie o takim zwrocie akcji? ;)
Jeśli macie jakieś uwagi to w komentarzu ;)
Tymczasem ;) lecę i do zobaczenia ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz