czwartek, 5 lutego 2015

Rozdział 6

Search inside are there any more tears to cry?
(Don't you wonder why?)
Why you feel so alone all against the world?
(World... World...)
(...)
Song effect you can change, it's not too late.


Blondyn poszedł, ja znów zostałam sama. Przynieśli mi jedzenie, ale nie byłam wcale głodna. Nie miałam ochoty na nic. Lekarz postraszył mnie kroplówką jeśli nie będę nic jadła, ani piła, jednak ja tylko odpowiedziałam mu wzruszeniem ramion. Moje myśli zajmowało teraz "co by było gdyby"... Nienawidziłam tej "gry" a jednak w nią grałam.
Co by było gdyby Nadia nie przyjechała?    Nie zginęłaby.
Co by było gdybym z nią nie poszła na zakupy?   Nie spotkała by Chrisa.
Co by było gdybym nie pokazała się z nią?   Nadal by żyła.
Po moim policzku zleciała łza. Szybko ją starłam. Muszę być silna? Mam to głęboko. Jaki człowiek może być obojętny na śmierć? Śmierć wywołaną przez niego? Mam tak nie myśleć? Przecież to prawda! Może i nie lubiłam Nadii, ale nigdy nie chciałam by zginęła. Tego nie życzę żadnemu człowiekowi. Nikt nie zna dnia, ani godziny, ale ona miała tak jak ja 17 lat. Jak mogłam być tak lekkomyślna? Chwyciłam telefon z szafki obok łóżka. Włączyłam go. Niby nie można było z nich korzystać, ale musiałam. W kontaktach znalazłam Chris'a. Musiał mi wpisać swój numer. Z jednej strony chciałam by przyszedł, ale z drugiej nie chciałam do niego dzwonić. Napisałam więc:
Przyjdziesz do mnie?
Telefon odłożyłam na miejsce. Jednak przez najbliższe pół godziny nie pojawił się ani chłopak, ani odpowiedź. Wyłączyłam urządzenie. Cały świat musi się ode mnie odwracać? Chris był moim punktem zaczepienia. Więc co? Teraz zostaje latać mi bezmyślnie po kosmosie i zadręczać się śmiercią kuzynki? Nie chcę takiego życie. Nigdy nie chciałam... Chciałam być po prostu sobą. Dziewczyną, którą zawsze byłam. Muszę być tym kim jestem? Nie chcę być kimś innym niż jestem, a raczej byłam. Zaplątane? Chcę być tą osobą, którą byłam kiedy tu przyjechałam. To ogromny skrót moich uczuć. Miałam ogromne wyrzuty sumienia. Zadrżałam. Zrobiło mi się zimno. Poprzez dreszcz poczułam pulsujący ból u dołu pleców i w ramieniu. Syknęłam cicho. Póki nikogo nie było obok mnie musiałam udawać jak dobrze się trzymam. Nie musiałam zakładać maski na twarz i pokazywać jaka to jestem dzielna. Mogłam po prostu wszystko z siebie wyrzucić. Kolejne łzy spłynęły po moich policzkach, a ja po prostu zamknęłam oczy. Chciałam płakać. Chciałam, żeby wszystko wyleciało z tymi łzami. Poczułam ciepłą dłoń, która delikatnie wyciera łzy z mojej twarzy. Otworzyłam oczy.
- Znów mam opowiedzieć ci bajkę? - spytał Chris z lekkim uśmiechem.
Jedyna osoba, która w sumie niczego o mnie nie wiedziała, o której w sumie ja też nic nie wiedziałam, a ufałam jej prawie bezgranicznie.
- Nie wiem czy tym razem pomoże. - odparłam spuszczając wzrok.
To prawda. Nastrój miałam dziś wyjątkowo paskudny. Powodów chyba nie muszę podawać. Nie chciałam by ta cała historia po raz kolejny zawładnęła moimi myślami.
- A co ci pomoże? - spytał uważnie mi się przyglądając.
Nie miałam odwagi spojrzeć w jego oczy. Nie miałam na to siły, żeby zmierzyć się z jego spojrzeniem. Tylko dlaczego? Do tej pory nie bałam się tego.
- Jest coś co pomaga na takie rzeczy? - to pytanie uważałam za retoryczne.
Chyba nikt nie znał na nie odpowiedzi. Jedyne co mnie mogło zdziwić, to odpowiedź szatyna.
- Czas. Tylko on potrafi zdziałać coś w tej kwestii.
To pytanie nie zostało bez odpowiedzi, ale czy to dobrze? Dobrze, że wiem co mi pomoże, chodź poczekam aż przyniesie mi ulgę? To gorsze od tabletki. Ona przynajmniej działa po określonym czasie, a CZAS... Jak dużo musi go "upłynąć" zanim znów będę "zdrowa"?
W moim sercu pojawiła się czarna dziura. Nie była spowodowana stratą bliskiej osoby. Jednak pojawiła się tam gdzie był kawałek z napisem "Nadia". Z tego miejsca strugami do żył przedostawało się poczucie winy, przygnębienie i strach. Moje serce czuło to czego nie potrafił rozpoznać organizm. Bałam się tego co może stać się z resztą mojego serca. Czy całe zostanie wciągnięte w tą czarną otchłań?
Moim ciałem zawładną dreszcz. Zrobiło się zimno, ja czułam cholerny ból od ran. Nie byłam w stanie powstrzymać grymasu bólu, który pojawił się na mojej twarzy. Chłopak nie czekając na nic po chwili zajął miejsce obok mnie i mocno mnie przytulił. Jego gesty nie były dla mnie "zwykłe". Nie znam go długo, nie potrafię o nim nic powiedzieć... Jednak on jest przy mnie gdy potrzebuję kogoś kto mnie wesprze. Przy nim miałam moje małe schronienie. Tam zawsze czekało na mnie ciepłe i bezpieczne miejsce. Zamknęłam oczy próbując zapanować nad moim ciałem z lekkim skutkiem. Powoli przestałam drżeć. Podejrzewam, że mocno przyczyniły się do tego ciepłe ramiona chłopaka. Dlaczego nie mogłam myśleć o niczym innym niż o nim kiedy był tak blisko? Może to lepiej... Ale... dlaczego?
- To co chcesz tę bajkę? - ponowił pytanie patrząc na mnie.
Tym razem spojrzałam w jego oczy. Były... Słodkie? Nie, nie, nie! Miały śliczny kolor. Nie mogłam się od nich oderwać. Na twarzy szatyna pojawił się uśmiech co trochę mnie obudziło.
- A masz coś ciekawego?
Zaśmiał się cicho. Znów złapał moje spojrzenie w silnych sidłach swojego. Jego ręka delikatnie odgarnęła mój niesforny kosmyk ciemnych włosów za ucho. Nie wiem co poczułam. To było dziwne uczucie. Równie dziwne, co przyjemne. Zrobiło mi się nagle bardzo ciepło.
- Jasne, że tak. - po chwili szepnął - Biorąc pod uwagę, że pół zmyślam.
Uśmiechnęłam się. Czy tylko on potrafił - cudem - sprawić, że na mojej twarzy pojawi się uśmiech? Jeśli tak, to bardzo dziwne. Dlaczego? Uznajmy "dlaczego" za pytanie retoryczne. Ułożyłam się wygodnie. Moja głowa spoczywała na ramieniu chłopaka.
- Więc, dzisiaj może zaczniemy od: Za lasami, za górami w dalekiej krainie mieszkała blond włosa dziewczyna... - przerwałam mu.
- Główna bohaterka zawsze musi być blondynką? - spytałam.
Spojrzał na mnie krytycznym spojrzeniem. Ups... Ledwo co udało mi się ukryć uśmiech.
- Ja opowiadam czy ty? - odparł.
- Zmień na szatynkę i nie będę się więcej czepiać. - obiecałam.
To dziwne (po raz kolejny) jak bardzo spotkania z nim poprawiają mi nastrój. To magia? Stop. Nie kracz, bo jeszcze okaże się, że coś takiego istnieje. Zbyt wiele ostatnio na mnie padło. Ciekawe czy coś oprócz czasu może mnie uratować?
- No dobra. - powiedział i ponownie zaczął - Za lasami, za górami w dalekiej krainie mieszkała blond włosa - zatkał mi lekko usta dłonią - dziewczyna imieniem Agnes. - ignorant! Musiał zrobić mi na przekór - Zaskakujący był kolor jej oczu. Były fioletowe. Wszyscy uważali, że to przekleństwo i wypędzili ją z wioski. Agnes tułała się po różnych zakątkach świata. W końcu natrafiła na królewski dwór. Przywitali ją jak księżniczkę. Okazało się, że w dzieciństwie została porwana. Odnalazła dom. Była córką króla. Nie mogła odnaleźć się w nowej roli. Wszyscy dużo od niej oczekiwali. W końcu dowiedziała się, że ma zostać żoną młodego księcia. Jednak dziewczyna zawsze chciała wyjść za mąż z miłość i uciekła. Zabrała najszybszego konia i wyruszyła na poszukiwanie miłość... - jego głos miał tajemniczą zdolność usypiania mnie.
Historia sama w sobie była ciekawa, ale zrobiłam się strasznie zmęczona. Nawet nie wiem kiedy, usnęłam.
Nina. Leżała ma pisaku w kałuży krwi. Nie wiedziałam co zrobić. Na moich rękach pojawiła się jej krew. 
- Nina nie! - krzyknęłam.
Usiadłam na łóżku czując ogromny ból. Byłam przerażona. Wokół mnie panował mrok. Musiał być wieczór. Jeszcze otoczenie nie zmieniło koloru na czerń. Próbowałam cokolwiek znaleźć. Nie potrafiłam. Trzęsłam się ze strachu. Widziałam ją. Była tam. Taka... prawdziwa. Z moich oczu zaczęły lecieć łzy. Dlaczego? Z bezradności. Co sama mogłam zdziałać? Nic. Nie mogłam do cholery zrobić nic! Skuliłam się i nie zwracałam uwagi na ból. W tym momencie "ból psychiczny" działał jak znieczulenie na ból fizyczny. Usłyszałam dwa głosy. Od razu je rozpoznałam, ale treść rozmowy wcale nie przyniosła mi ulgi.
- Po co znowu do niej przyszedłeś? - warknął Olly.
- Bo ona potrzebuje kogoś kto ją wesprze. Może tobie nie pokazuje, ale bardzo cierpi. - odparł Chris jeszcze w miarę spokojnie, ale słyszałam, że już się denerwował.
- Zostaw ją! Przez ciebie stanie jej się krzywda!
Nie usłyszałam odpowiedzi szatyna. Za to usłyszałam kroki w mojej sali. Szybko wytarłam poliki. Nikt nie może widzieć po mnie, że jestem słaba. Nie Olly. Jednak nie był to blondyn. Obok mnie usiadł Chris.
- Nie płacz. - szepnął i wyciągnął rękę w moją stronę.
Bez wahania przytuliłam się do niego. Nie mogłam pohamować łez - nadal strugami lały się po moich policzkach. Wiedziałam, że Olly wszedł - zapalił światło. Nie wiedziałam, jak wyglądała jego twarz, bo schowałam ją w ramionach Chrisa, ale byłam pewna. że blondyn jest wściekły. Próbowałam się uspokoić. Marny skutek. Przynajmniej nie płakałam. Nie miałam już chyba czym. Oczy mnie piekły i bolała głowa, ale to nic. Odsunęłam się od chłopaka i nim zdążyłam coś powiedzieć do sali wpadła pielęgniarka.
- Co wy tu robicie? - wróciła się do chłopaków - Godziny odwiedzin się skończyły.
- Chcę żeby zostali. - odezwałam się słabo na co kobieta wyszła.
Chyba zorientowała się, że trafiła w zły moment. Tak zresztą było. Dwóch nienawidzących się chłopaków i ja jedna, która nie potrafi sobie poradzić ze śmiercią.
- Mówiłem ci... - zaczął Olly, jednak przerwałam mu.
- Mam dość. - spojrzałam na niego - Nie chcę więcej słyszeć jaki błąd popełniam! Nie pomagasz mi!
Zdziwiłam go. Do tej pory tolerowałam wzmianki o Chrisie i o tym, że powinnam się od niego trzymać z daleka, ale to mi nie pomagało. Za to obecność szatyna często potrafiła coś zmienić. Olly usiadł obok mnie i złapał moją rękę. Spojrzał w moje oczy - jego były smutne.
- Nie chcę cię ranić. - wyszeptał.
- Wiem. Ale ciągłe powtarzanie mi tego co zawsze mi nie pomaga.
Przytulił mnie lekko, co odwzajemniłam. Może w końcu pogodzimy się na dobre? Po chwili siedział po mojej drugiej stronie. Obaj patrzyli na mnie czekając aż coś powiem. Miałam taki zamiar. W końcu się zebrać i powiedzieć im cokolwiek, żeby w końcu sytuacja się zmieniła. Muszę zacząć panować nad moim życiem.
- Zawrzyjcie rozejm chociaż ze względu na mnie. - powiedziałam cicho.
Moje spojrzenie wędrowało od jednego do drugiego. Obaj chcieli coś powiedzieć, jednak nie mogli tego z siebie wydusić.
- Nie. - odparli w końcu razem.
- To chociaż przy mnie nie skaczcie sobie do gardeł. - spojrzeli po sobie, po czym kiwnęli głowami na znak, że na to się zgadzają.
























____________________________________________
piosneka: Morandi - Angels (tłumaczenie: Poszukaj w środku, czy jest tam jeszcze więcej łez do wypłakania? (Nie zastanawiasz się dlaczego?) Dlaczego czujesz się tak samotnie przeciw całemu światu. (Światu... Światu...). (...) Piosenka może sprawić, że się zmienisz, nie jest za późno.)
W sumie teraz nic nie dzieje się w rozdziałach, bo Jasmin jest w szpitalu, ale postaram się, żeby już w przyszłym rozdziale go opuściła lub wprowadzę jakąś akcję w środku ;)
Dobrze mi się pisało, mam nadzieje, że zostawicie komentarz ;) Na razie lecę i do następnego ;)
Kocham was ;)

3 komentarze:

  1. jestem głupia wiesz? pod ostatnim rozdziałem napisałam, że piszesz całkiem nieźle, a to nie prawda, bo piszesz genialnie! (zabij mnie za tą pomyłkę)
    uwielbiam Twojego bloga i to jak piszesz, jest rewelacyjnie! XD
    mam nadzieję, że pleciałaś pisać już następny rozdział, bo ja długo czekać nie będę ;P
    pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. zabic to może nie, ale coś wymyślę ;)
      następny rozdział - za chwilę zacznę pisac ;)

      Usuń