piątek, 20 lutego 2015

Rozdział 14

Dlaczego ranisz? Ciągłe wypadki nie mają miejsca
To wszystko nie dzieje się po prostu przypadkiem


Znów wynajęłam mały pokoik w motelu na przedmieściach. Skoro już tu byłam postanowiłam zahaczyć o najsławniejszą dzielnicę - Hollywood. Był wieczór kiedy przyjechałam i oślepiało mnie światło płynące z różnych budynków. Wow. Nigdy czegoś takiego nie widziałam. To zostało mi jeszcze zaliczyć karnawał w Rio. Uśmiechnęłam się pod nosem. Weszłam do przepełnionego baru. Zamówiłam jakiegoś fast food'a i usiadłam przy jedynym wolnym stoliku. Westchnęłam. Tęskniłam trochę za Londynem, ale czułam, że nie mogłam jeszcze wrócić. Po chwili dostałam zamówienie. Nie śpieszyłam się z jedzeniem. W końcu byłam tu wolna. Dotknęłam mojego ramienia. Była na nim lekko wypukła kreseczka, nic poza tym. Trochę czułam się naznaczona. Może to głupie, ale tak było. Zaczęło mnie to zastanawiać. Właściwie jak Ian mnie uzdrowił? Kiedyś Olly mi wspomniał o bibliotekach dla takich jak my. Są tam książki, które zawierają wszystkie wiadomości. Podobno znajdują się w instytutach. Więc znów trzeba zacząć szukać. Zapłaciłam i opuściłam lokal. Skierowałam się do motelu. Całą noc obracałam się z boku na bok. Nie mogłam spać. Coś mi nie dawało. Kiedy tylko budzik wybił 6 wstałam i ubrałam się. Standardowy zestaw (bokserka, rurki i kurtka), Odpaliłam motor i jeździłam po całym mieście. W końcu na obrzeżach dostrzegłam budynek z napisem INSTYTUT. Chodnikiem szła jakaś starsza pani. Postanowiłam spytać ją, czy to na pewno to miejsce.
- Przeprasza, - spojrzała na mnie - Czy w tym budynku mieści się...? - przerwała mi.
- Co ty opowiadasz? To ruiny dziecko. - odeszła śmiejąc się.
Tak. To na pewno tu. Ciekawe jak to maskowali? Są na to jakieś zaklęcia? Zostawiłam motor z prawej strony pod małym daszkiem i weszłam do środka. Było całkiem przytulnie, a przede wszystkim ciepło. Tylko nigdzie nie było żywej duszy. Obym nie powiedziała tego w złą porę. Szłam wąskim korytarzem, póki nie doszłam do drzwi z plakietką: BIBLIOTEKA.
Po cichu otworzyłam je i weszłam. W tym pomieszczeniu dopiero się działo. Anioły i łowcy. Zamęt, który tam panował był po prostu chaosem. Jak to możliwe, że było tu tak cicho? Jakiś anioł przeleciał nade mną z książkami w rękach. Dobrze, że schyliłam się, bo mogłam oberwać naprawdę grubą książką. Zeszłam z kilku schodków, które były pod drzwiami, a nagle wszystkie oczy zwróciły się ku mojej osobie. Em... Zrobiłam coś nie tak? Nie wiem, może mam brudną twarz, albo co... Po chwili podeszła do mnie starsza kobieta, z okularami na nosie. Jak na swój wiek mała bardzo intensywnie czarne włosy.
- Witaj Jasmin. - powiedziała z uśmiechem, a po sali rozległ się szmer - Czekałam na ciebie.
Stop. Przyjechałam do Los Angeles, tak? Nikogo nie znałam, tak? Poszłam do INSTYTUTU, tak? I jakaś kobieta mi mówi, że na mnie czekała?! To chora sytuacja jest! Dotknęłam skroni i próbowałam to jakoś sobie poukładać w głowie by przy wszystkich nie wybuchnąć. To byłoby przecież niegrzeczne... W dupie to mam! Niegrzeczne?! Co tam, że obca kobieta na mnie czekała, no cóż przecież tak się zdarza... Czy ktoś mi wytłumaczy co się do cholery dzieje?!
- Chodź za mną. - powiedziała i nie czekając na odpowiedź ruszyła.
Otworzyła ciężkie, drewniane drzwi i zapaliła w małym pomieszczeniu światło. Pokój może i nie był mały, ale zagracony książkami. Kobieta szybkim ruchem odgarnęła kosmyk włosów za ucho.
- Tu możesz poczytać to co się interesuje. Tylko wyjdź najpóźniej przed 18.
Wyszła zostawiając mnie samą. No dobra. Westchnęłam i podeszłam do regałów. Przyglądałam się tytułom po czym wyciągnęłam jedną z cieńszych książek: "Demony cz.1". Otworzyłam mniej więcej w połowie. Po piśmie i datach domyśliłam się, że są to zapiski. Zaczęłam czytać:
"Rzym 1983r.
Zaprzyjaźniłem się wtedy z demonem. Trudno w to uwierzyć, ale nie wszystkie są złe. Kiedy tamtego wieczora wyruszyłem na polowanie zaskoczyła mnie ich ilość. Przynajmniej 15 bestii czekało, aż wyjdę z bezpiecznego mieszkania. Postanowiłem stoczyć walkę chodź spodziewałem się mojej porażki. Lecz udało mi się zabić wszystkich. Ja również byłem w krytycznej sytuacji. Traciłem co raz więcej krwi z ran od ich ostrych pazurów. Znalazł mnie mój przyjaciel. Nie wiedziałem czego chciał dokonać. Jednak zabrał mi sztylet i rozciął swoją dłoń, a jedną kroplę krwi wyciskał do każdej z ran. Byłem bardzo osłabiony więc odstawił mnie pod drzwi domu (demony nie mogły przekraczać naszych progów). Następnego dnia obudziłem się zupełnie sprawny. Nie wiem dlaczego ale ich krew leczy. Jednak mimo to nie zmieniłem się w demona. By mnie wyleczyć użył zbyt mało krwi by mogły zajść we mnie jakieś zmiany. (...)"
Wow. Czyli nie jestem pierwszą osobą, która się z tym spotyka. Lektura mnie mocno wciągnęła. A kiedy doczytałam do końca miałam jeszcze godzinę. Postanowiłam wziąć kolejną książkę, ale tym razem o Upadłych. Znalazłam dość ciekawą informację.
"(...) Upadły anioł nie zawsze radzi sobie z porażką. Nie zawsze potrafi znieść powód dla, którego musiał zostać odwołany. To trudne, dlatego niektórzy z nich stają się demonami. Inni po prostu się zmieniają często na gorsze. Może mogła by im pomóc bliska osoba, ale stracili wszystkich w chwili śmierci. (...)"
To trochę wyjaśnia zachowanie Chris'a. Był dziwnie nastawiony do świata. Tak obojętnie. Może właśnie dlatego, że się obwinia? A ja nawet nie dowiedziałam się dlaczego... Zamknęłam książkę z hukiem, a w powietrze wzbił się kurz ze stołu. Odłożyłam lekturę na miejsce i wyszłam. Idealnie zmieściłam się w czasie. Zaczęło padać. Byłam w idealnym nastroju by pozabijać kilka demonów. Wsiadłam na motor i pojechałam do centrum miasta. W pewnej ciemnej uliczce znalazłam jednego demona. Pierwszy raz widziałam takie okrucieństwo. Zabił człowieka. A potem się nim żywił. Wbiłam sztylet w jego plecy.
- Przyszłaś w złym czasie. - usłyszałam za sobą jadowity głos.
Gdy się odwróciłam stało za mną kilkanaście demonów. Nie byłam w stanie ich zliczyć. Cofnęłam się pod samą ścianę. Co teraz? Co teraz? Myśl. Nie panikuj. Spokojnie. Nie o taką przygodę mi chodziło gdy wyjeżdżałam. Podchodzili co raz bliżej. Zabiłam pierwszego z nich. Reszta zatrzymała się na chwilę.
- Nie podchodźcie, bo spotka was to samo. - powiedziałam pewnym głosem jak na strach, który czułam.
Wszystkie wybuchnęły śmiechem i ponownie ruszyły ku mnie. Po chwili poczułam pazury rozrywające moją koszulkę. Wciągnęłam brzuch, ale zdążył mnie zadrapać. Bolało. Zabijałam je, ale miałam wrażenie, że przybywało ich co raz więcej. Co chwila czułam się słabsza. Nie byłam w stanie już sama się obronić. Został ostatni. Bez trudu wytrącił mi sztylet z ręki. Podparłam zimną ścianę, gołymi plecami. Materiał, który został z mojej koszulki spadł na ziemię. Z kurtki również nic nie zostało. Bałam się. Lecz nie zdążył mnie skrzywdzić. Coś go zabiło. Coś sprawiło, że padł na kolana i wyparował jak inni. Bezsilnie opadłam na mokry beton. Deszcz przybrał na sile, zmniejszając moją widoczność. Podszedł do mnie mężczyzna i dopiero gdy klęknął mogłam ujrzeć jego twarz.
- Ian... - szepnęłam trzęsąc się.
- Zabiję je! - warknął pod nosem.
Szybko uleczył moją ranę. Usłyszałam kroki.
- Trzymaj się. - wyszeptał i zniknął.
Moje powieki zbyt mi ciążyły, ale nie dałam się. Byłam na tyle silna by podnieść się na nogi. Co prawda musiałam podbierać się o ścianę, ale nie poddawałam się. Postać zbliżała się. Ogarnął mnie strach. Próbowałam się jakoś zasłonić biorąc pod uwagę to, że moja koszulka jest w strzępkach i stoję w staniku i jeansach. Mokre włosy przykleiły się do mojej twarzy. Moje ciało dygotało z zimna. Po chwili usłyszałam ciepły głos, który tak bardzo chciałam usłyszeć:
- Jasmin?
Podszedł do mnie nie kto inny jak Chris. Szybko zdjął z siebie kurtkę i pomógł mi ją założyć. Wcale nie zrobiło się cieplej. Nie odzyskałam jeszcze sił po kolejnej dawce krwi i tylko dlatego pozwoliłam mu wsadzić się na tylne siedzenie jego mercedesa. Siedziałam jak najdalej od niego. Skuliłam się na siedzeniu. Wiedziałam, że chłopak co chwilę zerka na mnie w lusterku. Zaparkował przed motelem, w którym się zarejestrowałam. Odwrócił się do mnie i powiedział krótko:
- Wysiadaj.
Nie była to nawet prośba. Więc wszystko było jasne: gdy widział mnie niezdolną do niczego, prawie pół nagą to był opiekuńczy, ale gdy już nic mi nie groziło to stał się oschły. Byłam pewna, że to tylko maska. Ale jednak zabolało. Kiedy przez te 6 miesięcy tak bardzo tęskniłam teraz nie chciałam go widzieć. Kiedy okazało się, że on nie czuł nawet po mnie małej pustki, nie... Dlaczego Ian mnie nie zabrał? Drzwi z mojej strony otworzyły się. Przesunęłam się na drugi koniec siedzenia. Szatyn usiadł na moim poprzednim miejscu i wpatrywał się we mnie. Mój wzrok lustrował siedzenie przede mną. Wydawało mi się to bardzo ciekawym zajęciem.
- Wiem, że nie chcesz mnie ani widzieć, ani znać, ale skoro już się spotkaliśmy mogłabyś ze mną porozmawiać?
- Po co? - odparłam obojętnie.
To była moja obrona. Po prostu nie chciałam więcej cierpieć, a myśląc o tym co przechodziłam przez 184 doby nie miałam ochoty na powtórkę. Po moim policzku pojawiła się samotna łza. Lecz nim zdążyłam coś zrobić ciepła dłoń chłopaka ją starła. Nagle był bardzo blisko. Siedział tuż obok, a nasze kolana stykały się.
- Wiem, że cię zraniłem.
Fajnie, że wiesz. Mało facetów zdaje sobie z tego sprawę. Tylko co z tego? Wiesz i...? Odwróciłam głowę i zacisnęłam powieki chcąc zatamować cisnące się łzy. Ręka chłopaka delikatnie odwróciła moją głowę. Zacisnęłam usta w wąską kreskę. Z moich oczu polały się strugami łzy, a mój wzrok wyglądał przez przednią szybę. Na dworze nadal padało.
- Spójrz mi w oczy. - poprosił lecz ja spuściłam głowę . Chris załapał ją w obie dłonie i tym razem nie mogłam uniknąć hipnotyzujących oczu chłopka - Zrozum to w końcu, że się o ciebie martwię.
- Fajnie. - odparłam smutno - Tylko szkoda, że ci się zebrało na troskę teraz. Przez 184 dni od twojego zniknięcia nocami zazwyczaj ryczałam. - zdziwiłam go - Tak. Odliczałam każdy dzień bez ciebie.
- Posłuchaj... - przerwałam mu.
- Zostaw mnie. Nie chce już cierpieć.
Kiedy chciałam wysiąść ramiona chłopaka mocno mnie objęły. Nie pozwolił mi uciec. Spojrzał w moje oczy przyciągając mnie do siebie, byłam pewna, że stanie się to czego tak bardzo się bałam.
- Nie będziesz cierpieć...

*Jonathan*
Zjeździłem wszystkie brytyjskie wyspy, ale nigdzie nie znalazłem Jasmin. Czułem pustkę. Zabrano mi ją. Moją jedyną siostrę. Przecież od dziecka się nią opiekowałem. To były tylko dwa lata, ale przywiązałem się do niej. Później nie mogłem pogodzić się z decyzją rodziców. Byłem pewny, że dam radę ją obronić, ale nie słuchali. I dobrze. Później zabił mnie Ian. Nienawidzę go. Chciałem pojechać za granicę. Byłem pewny, że właśnie tam pojechała. I kiedy miałem wsiadać na prom dostałem sms:
Nic mi nie jest. Nie długo wrócę. Kocham cię
                                           Jasmin
Nie wiem co czułem. Z jeden strony ogromna ulga. Cieszyłem się, że żyła. Że nic jej nie jest. Lecz z drugiej nadal nie wiedziałem gdzie była i mogło jej grozić niebezpieczeństwo. Odpisałem jej, ale wiadomość nie doszła. Cholera! Wyłączyła telefon. Wróciłem do fabryki szybko jadąc przez deszcz. Było już ciemno. Zaparkowałem bokiem z piskiem opon. Szybko wszedłem do środka zostawiając mój pojazd przy drzwiach. Zrzuciłem mokrą kurtkę.
- I co? - spytał Olly, obok którego stał tata.
-Napisała sms, że nic jej nie jest i niedługo wróci. - odparłem.
Mimo to byłem wściekły. Uderzyłem w worek treningowy, który mono się odchylił. Odwróciłem się przodem do Olli'ego, ale nim coś powiedziałem manekin "oddał" mi i wywróciłem się na materac. Okropnie zły wstałem. Miałem ochotę krzyczeć. Blondyn to widział.
- Poćwicz trochę. Przejdzie ci. - poradził.
Miał rację. Solidny wycisk nieco uspokoił moje nerwy. Jasmin świetnie umiała na nich grać. To był jej talent wrodzony. Chciałem ją chociaż przytulić i upewnić się, że będzie dobrze. Na razie nic nie jest dobrze.





















_______________________________
Ann Horan - mogę cię zniszczyć za przewidywanie przyszłości?
Skąd wiedziałaś, że ona spotka Chrisa? Dobra nie chcę wiedzieć, bo okaże się jeszcze że magia istnieje ;)
Mam nadzieje, że wam się spodobał i proszę ------> zostawcie komentarz ;D

1 komentarz:

  1. Myślę, że wyrażę zgody na zniszczenie mnie :-P
    Ja po prostu wiedziałam, że prędzej czy później się spotkają! Musieli no! XD
    Czuję się jakbym przepowiedziała przyszłość, jeny... :-D
    Super rozdział :-*

    OdpowiedzUsuń