wtorek, 27 stycznia 2015

Rozdział 2

So it's gonna be forever
Or it's gonna go down in flames


Po moim policzku spłynęła jedna łza. Otworzyłam oczy. Znajdowałam się w łóżku. Nawet nie pamiętam kiedy się tu przeniosłam. Usiadłam i spojrzałam przez okno na wschodzące słońce. Musiało być bardzo wcześnie. Miasto wyglądało tak radośnie. Nie było takie. Przynajmniej już nie dla mnie. To bezsensowne jak szybko zmienia się zdanie. Jeszcze przed wczoraj lubiłam to miejsce - dziś chciałabym wrócić tam skąd przyjechałam. Wstałam i zaścieliłam łóżko. Ziewnęłam. Mimo, że dobrze mi się spało, to zdecydowanie za krótko. Po chwili byłam już łazience. Nawet nie było widać, że wczoraj płakałam. No to trzeba poprawić swoją kondycję i pobiegać. Ubrałam się i uczesałam włosy w wysoką kitkę. Wyszłam z domu bez śniadania, bo po posiłku gorzej się ruszało. Nie chciałam myśleć o zdarzeniach wczorajszego dnia. Póki co udawało mi się. Oby tak dalej. Włożyłam słuchawki do uszu i puściłam Eminema. Przy nim chyba najlepiej mi się biegało. Ruszyłam przez park. Nie zwracałam uwagi na ludzi, których mijałam, ani na to co się działo wokół. Byłam tylko ja, Eminem i moja droga, którą biegłam. Uderzyłam w coś, a raczej w kogoś. I gdyby nie silne ramię tego ktosia leżałabym na twardym betonie.
- Dzięki. - mruknęłam, ale po chwili zorientowałam się dopiero komu.
- Cześć. - przywitał się z uśmiechem Chris.
Jeśli powiem, że nie chciałam go spotkać będę niegrzeczna? Dlaczego zawszę go spotykam, a później kłócę się s Olli'm? Przypadek? Nie sądzę. Osunęłam się od niego z zamiarem kontynuowania treningu.
- Jasmin poczekaj. - powiedział.
Westchnęłam i spojrzałam na niego pytająco. Jeśli Olly nas zobaczy będzie wściekły. Ja sama nie byłam pewna czy chcę przebywać w towarzystwie szatyna po tym co powiedział mi blondyn. Ale chyba przy takiej ilości ludzi nic mi nie zrobi. Cholera! Prze niego znowu wróciłam do wczorajszego dnia. Z samego rana musiał popsuć mi humor?!
- Zjemy coś? - spytał.
Czytał mi w myślach czy usłyszał burczenie w moim brzuchu? Byłam głodna ale wyszłam pobiegać.
- Nie mogę. - odparłam - Chcę jeszcze trochę poćwiczyć.
- Więc chociaż usiądź na chwilę. - wykonałam to. On usiadł obok. Spojrzał na mnie - Wyobrażam sobie co Olly musiał ci o mnie mówić, ale nie musisz mnie unikać. Nie chcę... - przerwałam mu.
- Nie mam pojęcia o co chodzi. - wstałam - Ale załatwiajcie swoje sprawy między sobą. Na razie.
Pobiegłam dalej nie czekając na jego odpowiedź. W sumie Olly nic mi nie powiedział o nim, ale szatyn nie musiał o tym wiedzieć. Pobiegłam do fabryki. Na szczęście nikogo nie było w środku. Dzisiaj ostro poćwiczę. Może chociaż to mi się uda? Podeszłam do worka treningowego.

Zaczęłam dość ostro. Potrzebowałam ostrego wysiłku. Mimo, że po chwili zaczęły boleć mnie ręce nie przejmowałam się tym. Próbowałam robić to co raz szybciej. Nie mam pojęcia jak długo waliłam ten worek, ale w końcu poczułam sile ramiona, które odciągnęły mnie od niego. Wyrwałam się ostatkiem sił z uścisku Olli'ego i usiadłam na stole. Napiłam się i zaczęłam głęboko oddychać.
- Jasmin co ty chcesz sobie krzywdę zrobić?! - spytał zły.
- Prawdopodobnie tak. - odparłam nie patrząc na niego.
Tak bardzo nie chciałam go dzisiaj spotkać. Blondyn podszedł do szafki i coś z niej wyciągnął. Położyłam się i oparłam gorący policzek na zimnej powierzchni stołu. Między innymi dlatego to moje ulubione miejsce do siedzenia.
- Daj ręce. - powiedział blondyn.
Nic nie odpowiedziałam, ale nie wyciągnęłam też dłoni. Widziałam znudzenie na jego twarzy. Denerwowałam go. Wiedziałam o tym doskonale, ale miałam zamiar jeszcze trochę go podenerwować. Albo po prostu sobie stąd pójdę. To jest najlepsze wyjście. Wstałam.
- Siadaj. - powiedział twardo.
- Mam to wszystko gdzieś. - powiedziałam i chciałam go minąć.
Złapał moje przedramię. Nie bolało, ale był na tyle silny, że nie mogłam się wyszarpnąć. Zaprowadził mnie do stołu i bez mojej zgody posadził mnie na stole. Wziął moją lewą dłoń. Posmarował kostki, które zdarłam do krwi, maścią i zabandażował. To samo uczynił z lewą ręką. Nie wiem jak ani skąd nagle pojawił się tu Kenneth. Odruchowo cofnęłam się. Uśmiechnął się do mnie czego nie odwzajemniłam.
- Nie bądź taka sztywna. - powiedział podchodząc do nas.
- Kenneth... - skarcił go blondyn.
- A ty zawsze taki radosny? - odparłam.
- Tylko jak do niego przychodzę. - odparł.
Zwróciłam się do blondyna.
- Wybacz Olly, nie powiedziałeś mi, że jesteś gejem. Nie będę przeszkadzać.
Zeskoczyłam na równe nogi. Brunet zaczął się śmiać z mojej wypowiedzi. Szczerze? Nie było mi do śmiechu. Nie wiedziałam co się dzieje. Blondyn nic mi nie mówił, a ja tak cholernie się martwiłam, bo mi na nim zależało. W moich oczach pojawiły się łzy. Po chwili zaczęły płynąć po policzkach, a ja jak najszybciej chciałam znaleźć się jak najdalej od nich. Wyszłam stamtąd nie zwracając uwagi na wołanie blondyna. Jednak złapał mnie nim opuściłam teren fabryki.
- Co się dzieje? - spytał patrząc w moje oczy.
- Nic mi nie mówisz. Zauważyłeś? Wczoraj wybiegłeś bez słowa i chciałeś żeby dzisiaj było normalnie. - głos mi się powoli łamał - Tak ma wyglądać koniec naszej przyjaźni?
- Kto tu mówi o końcu?
- Ludzie, którzy sobie nie ufają nie przyjaźnią się. - mówiłam co raz ciszej.
- Chodź tu. - mruknął z lekkim uśmiechem.
Mocno przytulił mnie do siebie. Odwzajemniłam jego gest. Byłam niższa o głowę od niego. Wystarczyły tylko jego ramiona bym poczuła się bezpiecznie i tak jak było dawniej. Mocno się w niego wtuliłam. Jego ręka delikatnie głaskała mnie po plecach.
- Uwierz, że chciałbym, żeby było tak jak dawniej. - szepnął.
I to zdanie dało mi do zrozumienia, że coś się zmieniło na zawsze. Jednak jednego byłam pewna. Nie było to nic między nami. Akurat z tego mogłam się cieszyć.
- Chodź. - powiedział łapiąc moją rękę - Chcę żebyś poznała Kennetha.
Niechętnie weszłam. Brunet trzymał w ręku łuk. Lekko naprężył cięciwę, która zaraz odskoczyła. Gdy nas dojrzał uśmiechnął się pod nosem. Nie podobało mi się w nim coś. Był dziwny. Taki inny.
- Macie fajne zabawki. - powiedział.
Olly spojrzał na niego tak jakby chciał go zabić. Co jest do cholery? To w końcu dowiem się co to za mafia czy nie?
- Kenneth, ten idiota, jest moim przyjacielem od dawna. - zaczął blondyn - Zawsze taki był. Chyba go za życia kopnął prąd.
CO? REPLAY! Za życia? Przepraszam czy ja widzę ducha? Olly zorientował się, że powiedział za dużo. Przemyśl to powoli. Jakim cudem widzisz kogoś kto nie żyje i można go dotknąć? Czy to nie przeczy nieco fizyce? To przeczy wszystkiemu! Chciałam udawać, że nie usłyszałam tego co słyszałam. Chyba jednak nie potrafiłam. Cofnęłam się krok.
- Brawo. Nie ma co. Mistrz trzymania języka za zębami. - powiedział brunet, a blondyn mocno uderzył go w ramie.
- Jasmin to nie tak... - przerwałam mu.
- Każdy facet, który mi się tłumaczy musi zaczynać zdanie od: to nie tak? Czuję się jak zdradzona dziewczyna, którą nie jestem. Daj mi spokój.
Odeszłam stamtąd. Poszłam do domu. Rodzice siedzieli w salonie i oglądali telewizję. Poszłam do siebie. Mój telefon zaczął dzwonić. Wyłączyłam go. Miałam wszystkiego serdecznie dość. Już pogodziłam się z Olli'm i oczywiście wszystko się spieprzyło! Dlaczego?! Wybiegłam z domu. Na niebie zaczęły tworzyć się czarne, burzowe chmury. Biegłam. Serce biło strasznie szybko. Wydawało mi się. że słyszę teraz tylko je i nic więcej. Po naprawdę długim biegu znalazłam się w moim ulubionym miejscu - nad rzeką pod drzewami. Miejsce z którego widziałam wszystkich i nikt nie widział mnie. Nikomu go nie pokazałam. Usiadłam na ziemi. Wraz z pierwszymi łzami na moich policzkach z nieba zaczęły padać pierwsze krople deszczu. Po chwili lekka mżawka przerodziła się w prawdziwą ulewę. Wiał bardzo silny wiatr przez co po chwili byłam już całą mokra. Trzęsłam się z zimna, ale dopiero teraz zauważyłam, że nie mam siły się podnieść. Ten trening z rana i bieg tutaj - totalnie mnie wykończyły. Objęłam się ramionami i skuliłam pod drzewem. Próbowałam zachować jak najwięcej ciepła, ale czułam, że tracę przytomność. Coś ciepłego mnie otuliło. Coś co pozwoliło mi nadal nie zamykać oczu. Była to kurtka. Spojrzałam w górę. Z drzewa krople leciały prosto na moją głowę co nieco pogorszyło widoczność, ale rozpoznałam postać.
- Możesz wstać? - spytał.
Zaprzeczyłam tylko ruchem głowy. Chłopak westchnął. Delikatnie mnie objął. Moje zimne ręce zetknęły się z jego gorącą szyją. Przeszedł mnie nieprzyjemny dreszcz. Podniósł mnie. Nie miałam pojęcia gdzie mnie zabiera. Wtuliłam się w jego ciepły tors. Cała trzęsłam się z zimna. Po chwili posadził mnie na tylnym siedzeniu w suchym aucie. Sam usiadł za kierownicą i odpalił. Jechaliśmy krótko, a za każdym razem gdy spoglądałam w lusterko, widziałam jego, wpatrzone we mnie, oczy. Zatrzymał się pod jakąś kamienicą. Nie chciałam by ponownie mnie niósł. Co prawda wędrówka po schodach była dla mnie męczarniom, ale dzielnie podążałam za chłopakiem. Otworzył drzwi i znaleźliśmy się w ciepłej i przytulnej kawalerce.
- Drzwi po lewej to łazienka. Weź ciepły prysznic. - powiedział znikając w kuchni.
Otworzyłam drzwi. Łazienka była małym pomieszczeniem. Tylko prysznic, ubikacja, umywalka i lustro. Zamknęłam drzwi na klucz i ściągnęłam z siebie mokre ubranie. Szybko weszłam do kabiny. Gorąca woda rozlała się po moim ciele. Poczułam ulgę. Nie było mi już tak zimno. Kiedy wyszłam z pod prysznica na umywalce leżały suche ciuchy i ręcznik, a mokre zniknęły z podłogi. Sprawdziłam zamek w drzwiach. Był zamknięty. Nie chciałam wnikać w to, jak to się stało. Wciągnęłam na siebie za duże spodnie dresowe, które mocno zawiązałam w pasie i ogromną (jak na mnie) siwą, luźną koszulkę. Wyszłam z łazienki. Zaczęła boleć mnie głowa. Usiadłam na kanapie. Po chwili przyszedł Chris i spojrzał na mnie z uśmiechem. Podał mi (jedne z dwóch) parujący kubek z herbatą. Od razu upiłam łyk. Plecami oparłam się o oparcie i podciągnęłam nogi do klatki piersiowej. Oparłam głowę o miękki materiał.
- W porządku? - spytał.
- Nie bardzo. - odparłam.
- Coś się stało?
A co mam ci opowiedzieć całą moją życiową historię? Pokłóciłam się z przyjacielem, "uciekłam" z domu, nie wiem co się dzieje... Po moim policzku zleciała łza. Szybko ją starłam.
- Nie płacz. - powiedział i wyciągnął rękę w moją stronę.
Nie mogłam się oprzeć tej pokusie i przysunęłam się do niego. Moja głowa oparła się na jego torsie. Jego dłoń delikatnie głaskała mnie po ramieniu, Skrzywiłam się. Po dzisiejszym "treningu" bolało mnie dosłownie wszystko.
- Boli? - spytał.
- Przesadziłam z ćwiczeniami.
- A tak w ogóle to masz chyba kiepski dzień co? - potwierdziłam kiwając głową - Mi zawsze pomagają lody.
Wyplątał się z moich ramion i zniknął w kuchni. Po chwili wrócił z pudełkiem, a raczej dużym opakowaniem lodów i dwiema łyżeczkami.
- Chcesz? - spytał siadając ponownie obok mnie i znów mnie lekko przytulając - Nie są najgorsze. Śmietankowo-truskawkowe.
Uśmiechnęłam się lekko i wzięłam łyżeczkę. Chłopak trzymał lody na kolanach. Wzięłam trochę. Były całkiem nie złe. Może faktycznie trochę poprawią mi humor? Ściągnęłam bandaż z dłoni. Był już mokry i brudny. Nie nadawał się do niczego.
- Gdzie się tak urządziłaś? - spojrzał na moje ręce.
- Ćwiczyłam. - odparłam cicho.
- Chciałaś zabić tego manekina, czy co? - zaśmiał się cicho.
Nie wyglądał na niebezpiecznego. Był raczej miły. Czemu Olly mnie przed nim ostrzegał? Zatrzęsłam się i  odłożyłam łyżeczkę.
- Zimno ci? - spytał.
- Trochę. - odparłam zgodnie z prawdą.
- Połóż się. - mruknął.
Podniósł się pozwalając mi opaść na miękką kanapę. Skuliłam się lekko. Chłopak okrył mnie kocem i położył się obok. Czekał na jakąś moją reakcję: A może jednak mnie zrzucisz co?. Nie. Zamknęłam oczy i wtuliłam się w jego ciepły tors.

*Obserwator*
Kiedy się we mnie wtuliła, po moim ciele rozlało się ciepło. Była taka... Słodka? Sam nie wiem. Wszystkie ludzkie uczucia były dla mnie "obce". Inaczej je odczuwałem, chodź złość i nienawiść chyba zawsze pozostaną takie same dla każdego. Objąłem ją lekko ramionami i okryłem czarnym skrzydłem. Znów zadrżała. Zaraz zrobi ci się ciepło. Sam nie wiem co mnie do niej ciągnie. Po prostu czuję, że muszę być obok kiedy mnie potrzebuję. Muszę i tyle. Nikt mnie nie powstrzyma. Włosy przysłoniły jej twarz. Delikatnie je odgarnąłem. Przebudziła się i spojrzała na mnie.
- Śpij dobrze. - szepnąłem, a Jasmin zasnęła.


























________________________________________
cytat z piosenki: Taylor Swift - Blank Space (znacznie: Więc będzie to trwać wiecznie lub spłonie w płomieniach)
Przyjemnie mi się pisało chodź długo ;)
Jestem zawiedziona bo nikt nie skomentował ;(
A tak ogólnie postaram się załatwić jakiś ładny szablon może się uda ;)
Mam nadzieje, że się podobało (KONIECZNIE ZOSTAWICIE OPINIĘ)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz